Areszt alkoholowy

Areszt alkoholowy

Dodano:   /  Zmieniono: 
Czy izby wytrzeźwień powinny zostać zlikwidowane?
W polskich izbach wytrzeźwień pacjenci bywają poniżani, lżeni przez personel, naruszana jest ich godność osobista, a czasami również nietykalność cielesna. Zdarza się, że w miejscach, które z założenia mają chronić człowieka przed negatywnymi następstwami upojenia alkoholowego, umierają ludzie i to wcale nie z powodu zatrucia wysokoprocentowymi trunkami. Problem polega na tym, że dziś klientem "Matysiaków" może się stać dosłownie każdy - z dużą dozą dowolności decyduje bowiem o tym policjant lub lekarz. Izby wytrzeźwień są więc de facto aresztami, co jest sprzeczne z europejskim prawem.
- Gdy wchodziliśmy do Rady Europy, było w Polsce kilka możliwości pozbawienia wolności, wyjętych spod kontroli sądowej, na przykład areszt prokuratorski lub zamknięcie w szpitalu psychiatrycznym. Dziś możliwe to jest tylko w wypadku izb wytrzeźwień, co z całą pewnością narusza Europejską Konwencję Praw Człowieka - mówi Marek Nowicki, prezes Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. - Każde pozbawienie wolności musi podlegać kontroli sądowej, a zatrzymanie w izbach wytrzeźwień tego wymogu nie spełnia. Ich rolę mogłyby przejąć placówki służby zdrowia, przy założeniu, że byliby kierowani do nich ludzie zatruci alkoholem, a nie nietrzeźwi sprawcy przestępstw.
W 1999 r. w izbach wytrzeźwień zatrzymano ponad 174 tys. osób (brak danych z województw śląskiego i lubelskiego). Najbardziej znanym klientem "dołka" jest Witold Litwa, który oskarżył państwo polskie przed Trybunałem Praw Człowieka w Strasburgu o bezprawne zatrzymanie w izbie wytrzeźwień, czyli naruszenie prawa do wolności i bezpieczeństwa osobistego (art. 5 konwencji). W maju 1994 r. Litwa odkrył, że jego skrzynka w urzędzie pocztowym jest otwarta i pusta. Doszło wówczas do scysji z pracownikami poczty, którzy wezwali policję. Policjanci zdecydowali, że Witolda Litwę należy odwieźć do izby wytrzeźwień. Spędził w niej sześć godzin i - jak twierdzi - do dziś odczuwa z tego powodu stany lękowe. Złożył doniesienie do prokuratury o bezprawnym zatrzymaniu, ta jednak nie dopatrzyła się naruszenia prawa. Przegrał też sprawę przed sądem cywilnym. Jego racje poparł dopiero trybunał w Strasburgu, orzekając, że reakcja policjantów wobec Litwy była przesadna i przyznał mu 8 tys. zł odszkodowania od polskiego rządu, za doznane krzywdy moralne. Obecnie Witold Litwa na drodze sądowej domaga się od skarbu państwa 500 tys. zł odszkodowania i 300 tys. zł zadośćuczynienia za doznane krzywdy.
Znacznie mniej szczęścia miał 43-letni mieszkaniec Nowej Huty, skierowany do izby wytrzeźwień przez lekarza pogotowia. Na miejscu okazało się, że mężczyzna jest nie tylko trzeźwy, ale i poważnie chory. Podczas badania przez lekarza w izbie zasłabł i po kilkuminutowej reanimacji zmarł. Pikanterii dodaje sprawie fakt, że to lekarz pogotowia miał 0,79 promila alkoholu we krwi podczas badania pacjenta. Prawdopodobnie jedyną winą zmarłego było to, że był brudny i miał zniszczone ubranie.
Wiesław S., mieszkaniec wsi pod Inowrocławiem, trafił do "żłobka" z powodu awantury rodzinnej. Miał 1,85 promila alkoholu we krwi i był agresywny. Lekarka podała mężczyźnie zastrzyk uspokajający, zaleciła prysznic i zamknięcie go w izolatce. Nad ranem Wiesław S. zaczął tracić oddech. Wezwane pogotowie zabrało go do szpitala. Wkrótce zmarł. Okazało się, że miał pękniętą czaszkę i rozległe obrażenia, choć lekarka wpisała w raporcie wyłącznie otarty naskórek na kolanie. Prokuratura wszczęła śledztwo, które zostało umorzone "wobec braku danych dostatecznie uzasadniających podejrzenie popełnienia przestępstwa". Po skardze siostry zmarłego postanowienie o umorzeniu sprawy zostało cofnięte. Tym razem prokurator oskarżył dwóch pielęgniarzy, że "wspólnie i w porozumieniu pobili pacjenta ze skutkiem śmiertelnym". Obaj są znani inowrocławskiej policji, choć nie byli wcześniej notowani.
Nie wyjaśniona pozostaje natomiast sprawa Macieja Wasyluka, który 8 kwietnia trafił do izby wytrzeźwień w Białej Podlaskiej. Zaledwie po godzinie pobytu w izbie stwierdzono jego zgon. Po przeprowadzeniu sekcji zwłok lekarze orzekli samobójstwo przez powieszenie. Sprawa jest jednak bardzo niejasna. Pomieszczenie, w którym przebywał zmarły, w zasadzie wykluczało możliwość powieszenia, o jego śmierci rodzina została zawiadomiona dopiero następnego dnia, a feralna izba wkrótce została zamknięta - do remontu. Rodzina Macieja Wasyluka nie zgadza się z wersją mówiącą o samobójstwie. Podkreśla, że dobrze powodziło mu się pod względem materialnym ( był szefem bialskiego oddziału Commercial Union) i fakt, że w czerwcu zamierzał się ożenić.
Izby wytrzeźwień powstały w latach 60. w ramach resortu spraw wewnętrznych. Były wówczas nie tylko elementem walki z alkoholizmem, ale również przedłużeniem policyjnego aresztu. - Izby wytrzeźwień istnieją dziś w Europie wyłącznie w Niemczech, państwach skandynawskich i świecie postkomunistycznym. W Niemczech i Skandynawii nie jest to jednak miejsce służące pozbawieniu wolności, lecz placówka lecznicza. Gdy ktoś narusza kodeks karny, powinien być zatrzymany przez policję i umieszczony w areszcie, a nie izbie wytrzeźwień. Najlepszym wyjściem byłaby reforma całego systemu - uważa Marek Nowicki. W Polsce tymczasem większość pensjonariuszy "dołków" ciągle jeszcze przywożona jest przez policję. Jej funkcjonariusze uważają bowiem, że izby ułatwiają im życie i zmniejszają przestępczość w dużych miastach. Nie potwierdzają tego fakty: w 1999 r. pijani byli sprawcami ponad połowy zabójstw. Równie duży jest ich udział w gwałtach, pod wpływem alkoholu była też co trzecia osoba zamieszana w bójkę.
Argumenty te nie przekonują jednak 80 proc. badanych przez Pentor Polaków, którzy przyznali, że izby wytrzeźwień są potrzebne. Zwolennicy utrzymania izb twierdzą, że polski system opieki nad pijanymi należy do najlepszych na świecie.
- Te placówki nie tylko przetrzymują alkoholików, często także ratują życie im lub ich rodzinom. Co trzeci pacjent warszawskiej izby wytrzeźwień trafia tu z powodu przemocy w rodzinie. Co stanie się z bitymi kobietami i dziećmi, gdy ich zabraknie? - pyta Andrzej Nagier, prezes Warszawskiego Stowarzyszenia Abstynentów. W warszawskiej izbie od pięciu lat działa program "Rodzina bez przemocy", w ramach którego trzeźwi już pensjonariusze odbywają rozmowy z psychologiem terapeutą. Ma im ona uzmysłowić odpowiedzialność karną, jaką ponoszą za stosowanie przemocy wobec najbliższych oraz przekonać do leczenia.
- Ogromna większość pacjentów izb wytrzeźwień ma zapewnioną fachową opiekę, której nie otrzymaliby w innym miejscu Co roku setki tysięcy ludzi z powodu nietrzeźwości znajdują się w sytuacji zagrożenia życia, bezpieczeństwa lub porządku publicznego. Nie widzę na razie możliwości szybkiego uruchomienia alternatywnego systemu opieki - mówi dr Jerzy Mellibruda, dyrektor Państwowej Agencji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych.
Taki system jednak już powstaje. Na przykład w Olsztynie od czterech miesięcy zamiast "dołka" działa całodo-bowe ambulatorium. - U nas nikt nie rozbiera i nie wiąże pacjentów. Staramy się, aby pobyt w ambulatorium nie wiązał się z praktykami uwłaczającymi ludzkiej godności, a jedynie z fachową opieką - mówi Błażej Gawroński, dyrektor Miejskiego Zespołu Profilaktyki i Terapii Uzależnień w Olsztynie. Ambulatorium nie jest przedłużeniem policyjnego aresztu, mogą tam trafić wyłącznie ci, którzy z powodu upojenia alkoholowego mogliby zrobić sobie krzywdę lub stać się ofiarami przemocy. Dzięki takiemu podejściu liczba pensjonariuszy ambulatorium jest o 40 proc. mniejsza niż działającej wcześniej izby wytrzeźwień.
Więcej możesz przeczytać w 21/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.