Po kropelce

Dodano:   /  Zmieniono: 
Brak wody ma też dobre strony. Wzmacnia na przykład więzi ze znajomymi i z rodziną, także z teściową. Raz na jakiś czas trzeba się przecież naprawdę wymyć, a nie tylko okapywać
Przed rozpoczęciem czytania proszę sprawdzić, czy mają Państwo wodę w kranie. Już? Jeśli nie, wiedzą Państwo, o czym piszę i można dać sobie spokój z czytaniem. Jeśli woda płynie jakby nigdy nic, trzeba przeczytać. W końcu lepiej na cudzej skórze poczuć, czym pachnie (dosłownie) koniec cywilizacji.
Od miesiąca nie mamy wody. To znaczy ją miewamy. Problem polega na tym, że miewanie wody nie ma sensu. Albo się ją ma, albo nie. Miewanie oznacza, że woda co najwyżej kapie, czyli jest jej dość, by poczuć, co się traci, że nie ma jej więcej. Już wiem, jak wygląda Beverly Hills po polsku. Między domami stoją kopiące dziury maszyny (jakoś się one nazywają, ale to bez znaczenia), zamieniające kawałek Mazowsza w krajobraz jak koło Baku nad Morzem Kaspijskim. Tyle że zamiast ropy szuka się wody. Nieistotne, dlaczego się szuka. Susza, ciśnienie, zła pompa - to detale. Tu mówimy o skutkach, które są o wiele ciekawsze niż przyczyny. Woda, tlenek wodoru, ciecz bezbarwna, bez zapachu i smaku, w przyrodzie występująca w postaci roztworu gazów i soli, zajmuje dwie trzecie globu - oceany, morza, rzeki, jeziora, stawy, potoki, strumienie. Jest wody na świecie dużo. Wszędzie, tylko nie w moim kranie. Nadmiar wody zresztą nieodłącznie związany jest z brakiem wody. Na morzu człowiek umiera z pragnienia, gdy nadchodzi powódź, nie ma się gdzie umyć, a mieszkając dwa kilometry od Wisły, nie jestem się w stanie wykąpać.
Susza w kranie wystarcza, by się cywilizacyjnie cofnąć o kilkaset lat i znaleźć w sytuacji nie tylko niewygodnej, ale i nienaturalnej. Woda jest przecież środowiskiem naturalnym. Płód czeka na powitanie ze światem w wodach płodowych, a na przykład popularny żółw czerwonouchy też powinien być trzymany w zbiorniku z wodą. Tymczasem ja od wielu dni budzę się przerażony myślą, że przed wyjściem do pracy nie będę mógł wziąć prysznica. Czy można sobie wyobrazić większy koszmar niż założenie białej koszuli i garnituru bez wzięcia prysznica? Moja prababcia twierdziła, że największe ludzkie nieszczęścia to za ciasne buty, ból zęba i nie odwzajemniona miłość. Jeśli miała rację, to założenie białej koszuli bez prysznica jest na miejscu czwartym. A do tego dochodzi problem głowy. Całkiem niedawno przekonywano wprawdzie w Polsce, że jej codzienne mycie osłabia cebulki włosów i przyspiesza ich przetłuszczanie się, ale to było w czasie błędów i wypaczeń. Dzisiaj wiemy już, że spokojnie możemy myć głowę codziennie, a jak nie wiemy, to dowiadujemy się o tym z szamponów, na których piszą, że są do codziennego użytku. Nie umyta głowa, to dokładnie jak koszula bez prysznica.
Nie mówię, że z mojego kranu w ogóle nie kapie. Kapie. Ktoś wyliczył, że jeśli z kranu spada kropla na dwie sekundy, to w ciągu dnia daje to 2,5 litra. I tyle spadłoby i u nas, gdyby nie to że kapie tylko od szóstej do dziewiątej, od trzynastej do szesnastej i od dziewiętnastej do dwudziestej drugiej. Ciekawe jednak, że biorąc teraz prysznic, a dokładniej omywając się ściekającą z prysznica wodą, spędzam pod prysznicem dokładnie 10 minut mniej, niż wtedy, gdy woda płynie naprawdę. Dlaczego, skoro na przykład spłukiwanie z głowy szamponu za pomocą kropel powinno być bardziej czasochłonne? Otóż oszczędność wynika z tego, że branie prysznica z minimalną ilością wody staje się czynnością czysto mechaniczną, podczas gdy normalnie jest czynnością niemal metafizyczną, jednoczesnym relaksowaniem się i czerpaniem energii. I nie mówię o rozładowywaniu się ť la Kevin Spacey w "American Beauty", który rano onanizował się pod prysznicem i był to najprzyjemniejszy moment dnia, a potem było już tylko gorzej.
Brak wody ma, oczywiście, dobre strony. Wzmacnia na przykład więzi ze znajomymi i z rodziną, także z teściową. Raz na jakiś czas trzeba się przecież naprawdę wymyć, a nie tylko okapywać. To nie wszystko. Brak wody ułatwia na przykład myślenie w kategoriach geopolitycznych. Trzeba jej nie mieć, by zrozumieć sens sporów między Izraelem a Syrią. W większym stopniu niż wzgórz Golan dotyczą one przecież położonego u ich stóp jeziora Genezaret, będącego najważniejszym źródłem wody dla Izraela. Przede wszystkim jednak brak wody umożliwia zrozumienie, że prapoczątkiem wszelkiej egzystencji jest właśnie woda, materia prima albo - jak powiedziałby Tales z Miletu - arche, żywioł, od którego wszystko pochodzi. Jak mówi cytowany w "Hebanie" przez Ryszarda Kapuścińskiego saharyjski kupiec wędrowny - "Pustynia nauczy cię jednego, że jest coś, czego można pragnąć i kochać bardziej niż kobietę. To jest woda". Święta prawda, którą, jak się okazuje, można poznać, nie wyjeżdżając na Saharę, ani nawet nie czytając "Hebanu". "Trzeba mi wielkiej wody, tej dobrej i tej złej, na wszystkie moje pogody, niepogody duszy mej" - pisała Agnieszka Osiecka. Dodać drugą zwrotkę, w której "duszy" zamieni się na "skóry", i jak ulał będzie pasowało do mnie.
Osiedle podzieliło się teraz na dwie frakcje. Jedni wiercą. Drudzy czekają w nadziei, że jak część wywierci, a do tego zacznie padać, to pompa nie pompa, ciśnienie nie ciśnienie, z kranu zacznie lecieć. Ale jak nie zacznie, to będzie to woda na młyn tych od wiercenia, którzy jak ryba w wodzie czują się, gdy woda zniknęła jak kamień w wodę, co było kubłem zimnej wody na nasze głowy, a po spółdzielni spłynęło jak woda po gęsi, bo spółdzielnia zawsze nabiera wody w usta, szczególnie wtedy, gdy na naszym osiedlu jest co najwyżej metafora.
Więcej możesz przeczytać w 21/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.