Inwazja szaleńców

Inwazja szaleńców

Dodano:   /  Zmieniono: 
Imponujące i wzbudzające lęk najnowsze elektroniczne urządzenia nacierają ze wszystkich stron na zestresowanych użytkowników
Narkomani technologicznych wyzwań są tą sytuacją usatysfakcjonowani, ale zdecydowana większość czuje dyskomfort. Przesada? Alan Cooper w książce "Szaleńcy prowadzą dom wariatów" pisze: "Co otrzymamy, krzyżując budzik z komputerem? Komputer! Łatwo go wyłączyć - wystarczy raz nacisnąć guzik 'alarm'. Ale żeby go nastawić, trzeba ten sam guzik nacisnąć... pięć razy. Człowiek śpiący w ciemnej sypialni z trudem wykona poprawnie ten mały cyfrowy balet".

Przykłady można mnożyć. Możemy się wstydzić naszej technofobii, oskarżać siebie o zacofanie, a nawet głupotę, ale to nie my jesteśmy głupi, tylko skomputeryzowane przedmioty są zwykle dramatycznie głupio zaprojektowane. Są aroganckie, skąpe w udzielaniu informacji, traktują użytkownika z wyższością. Przypominają pod tym względem swoich konstruktorów - specjalistów od elektroniki i oprogramowania, którzy zawłaszczyli cały proces ich wzornictwa. Inżynierowie lubią technologiczne wyzwania, czerpią satysfakcję z rozwiązywania komputerowych łamigłówek. Łudzą się, że podobne cechy powinni mieć także użytkownicy budzików, telefonów komórkowych, magnetowidów, aparatów fotograficznych, kalendarzy...
Wydawałoby się, że kierownictwa przedsiębiorstw czy specjaliści od marketingu i sprzedaży powinni skutecznie ograniczać uzurpację programistów i inżynierów, którzy zamiast projektować wygodne i łatwe w użyciu produkty, wolą się domagać od użytkowników opanowania "komputerowego elementarza". Tak jednak nie jest. Szefowie i właściciele firm high-tech zwykle wywodzą się z kręgu fanatyków technologii, a sprzedawcy wręcz zachęcają konstruktorów do upychania w produktach kolejnych zawiłych i nikomu niepotrzebnych funkcji w obawie, że konkurencja będzie się mogła pochwalić bardziej "zaawansowaną" ofertą.
Książka Coopera jest bardzo pesymistyczna. Na szczęście zawiera jeszcze podtytuł: "Dlaczego produkty high-tech doprowadzają nas do szaleństwa i jak przywrócić zdrowy rozsądek". Otóż lekarstwem na obecną sytuację byłoby, zdaniem autora, odebranie konstruktorom władzy nad kształtem i sposobem działania urządzeń i oddanie jej specjalistom od interaction design (wzornictwa interakcji).
Bezpośrednią przyczyną wyposażenia produktów w nadmiar funkcji jest powszechne posługiwanie się w procesie konstrukcyjnym mityczną postacią użytkownika. Ostatecznym argumentem bywa stwierdzenie: "użytkownik może tego potrzebować". Interaction design w pierwszej kolejności usuwa nieokreślonego "użytkownika" i stara się ustalić, kto będzie z programu czy urządzenia korzystał. Koniec z produktami hybrydami, w których funkcje stosowane przez dwa procent konsumentów w ciągu pięciu procent czasu użytkowania są wyeksponowane tak jak podstawowe możliwości urządzenia. Zamiast przejrzystego i prostego panelu obsługi otrzymujemy przeładowane wielofunkcyjnymi klawiszami onieśmielające fortepiany! Peter Hirshberg, dyrektor naczelny firmy Elemental Software, powiedział: "Jeśli kiedykolwiek się zastanawiałeś, dlaczego oprogramowanie komputerów i wielu elektronicznych urządzeń wygląda na zbudowane przez idiotę, przeczytaj tę książkę. To manifest, jak ułatwić życie w epoce, kiedy tak wiele czasu spędzamy, wykorzystując technologię".
W Polsce, gdzie komputerowa eksplozja nastąpiła dopiero niedawno, a wielu przedstawicieli średniego i starszego pokolenia nie jest przygotowanych na to, by zaakceptować technologiczny stres, realizacja tego manifestu może być szczególnie potrzebna.

Więcej możesz przeczytać w 22/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.