Tabor w filharmonii

Tabor w filharmonii

Dodano:   /  Zmieniono: 
Gdy podczas próby zespołu - po strojeniach, solowych wprawkach, krótkich odzywkach poszczególnych instrumentów - po raz pierwszy zabrzmiała stuosobowa orkiestra smyczków i cymbałów, odnosiło się wrażenie, że do sali Peszteńskiej Reduty sfrunęły eskadry aniołów
Orkiestra węgierskich Romów koncertuje dla VIP-ów całego świata

Co za potęga, jaka niewiarygodna synchronizacja dźwięków!
Bilety na koncerty Wielkiej Cygańskiej Orkiestry sprzedawane są zwykle z wyprzedzeniem. Także w czasie tegorocznego festiwalu muzycznego Wiosna Budapeszteńska cygańscy wirtuozi stali się przyciągającym publiczność magnesem. Chwała organizatorom, że wbrew ksenofobicznym kompleksom Europy Środkowej zdecydowali się zademonstrować oryginalną kulturę Cyganów węgierskich. I nie był to bynajmniej pokaz dziwacznego folkloru, lecz część dorobku poważnej grupy etnicznej Węgier.

Cygańskie granie
W tym kraju Romowie stanowią ok. 10 proc. ogółu ludności (oficjalnie jest ich 800 tys., wedle innych - milion). Wielu z nich przebywa w miastach i niektórzy są dobrze sytuowani. Nie brakuje jednak ubogich mieszkańców wiosek, których życie toczy się w prymitywnych, glinianych chatach. Mają różne profesje, ale w społeczności Romów najbardziej poważani są muzycy. Węgry od lat słyną z cygańskiej muzyki. Ona inspirowała przecież największych kompozytorów i wykorzystano ją w wielu słynnych operetkach.
Występ stuosobowej orkiestry, w której skład wchodzą - oprócz fantastycznych skrzypków - kontrabasiści, cymbaliści i paru klarnecistów (w tym cztery kobiety), stanowi gwóźdź programu Wiosny Budapeszteńskiej. Nic dziwnego - podróżujący po całym świecie zespół ledwie kilka razy w roku pojawia się na węgierskich scenach. Publiczność przyjmuje występy cygańskich wirtuozów z entuzjazmem. - Zaczęło się od pogrzebu - mówi József Raduly, dyrektor zespołu 100 Tagu Ciganyzenekar.
- Pewnego dnia w 1984 r. umarł sławny cygański skrzypek, Sandor Jarouko. Odezwało się serce, tysiąc Cyganów chwyciło swoje instrumenty i ruszyło na cmentarz. Tam wszyscy grali i płakali. Ktoś zapytał: dlaczego Romowie zbierają się tylko z okazji pogrzebów? Dlaczego grają chętniej ze smutku i żalu, a nigdy z radości? Wtedy narodził się pomysł utworzenia pierwszej i jedynej na świecie wielkiej orkiestry cygańskiej.
- Dla zarobku?
- Oczywiście. Przecież cygańscy muzycy są teraz w potrzebie. Siedemdziesiąt, a zimą i dziewięćdziesiąt procent muzyków nie ma na Węgrzech pracy. Ale też traktujemy nasze występy jak ważną misję kulturową. Chcemy, żeby wiedziano, jak rozumiemy piękno sztuki. Powstało ogólnokrajowe cygańskie stowarzyszenie kulturalne, którego jestem wiceprezesem.
Kończy się przerwa, zaczyna się druga część koncertu. Artyści na scenie brawurowo wykonują "Węgierską rapsodię" Liszta, "Tańce węgierskie" Brahmsa, "Taniec z szablami" Chaczaturiana, polkę Straussa. Rozbrzmiewają ogniste czardasze i melodyjne tańce Cyganów hiszpańskich. Gdy gra tyle instrumentów smyczkowych, odnosi się wrażenie, że trafiło się do wielkiej nawy kościoła, gdzie trwa koncert organowy.

Prymas i żywioł
Publiczność jest bliska euforii. Z uwagą obserwuje poszczególnych artystów. Każdy z nich obdarzony jest wielkim talentem i absolutnym słuchem - dziedzictwo po ojcach i dziadkach; w orkiestrze zasiadają muzycy trzech pokoleń jednej rodziny. Nie ma dyrygenta. Przed grupę kolejno wychodzą tzw. prymasi, wybrani skrzypkowie najwyższej rangi. Sami grają, reszta w wielkim napięciu wpatruje się w ruchy smyczka prowadzącego koncert muzyka.
Pytam później Józsefa Raduly’ego, czy trudno zapanować nad tak licznym zespołem, w którym jest zapewne sporo indywidualności, no i osób o dużym temperamencie. Czy nie jest to żywioł niechętnie poddający się dyscyplinie? - Proszę pana, to tabun rozpędzonych koni! Niełatwo ich okiełznać! Niektórzy należą do skłóconych od lat zespołów i tylko tutaj dochodzi do zawieszenia broni.
Stuosobowej orkiestry słuchały i oglądały miliony w salach koncertowych i w telewizji. Tak było również w czasie ostatniego telewizyjnego koncertu bożonarodzeniowego, transmitowanego z Budapesztu. Artyści cygańscy z Węgier odwiedzili prawie wszystkie kraje europejskie, Stany Zjednoczone, Australię i Nową Zelandię, a nawet Gwatemalę. Raz byli w Polsce - w roku 1999 występowali w Oświęcimiu, Krakowie i Zabrzu. Grali z Vanessą Mae, towarzyszyli występom Sofii Loren, Kathariny Witt, Giny Lollobrigidy, Claudii Schiffer. Brali udział w koncercie otwierającym wystawę Expo w Lizbonie (1998 r.) i szczyt ekonomiczny w Davos (1999 r.). Grali podczas spotkania Thatcher - Bush - Gorbaczow w Brukseli w 1999 r. Mają kontrakty podpisane na dziesięć najbliższych lat.

Jak z nut
W skład orkiestry wchodzą artyści wybrani z pięciu tysięcy muzyków. Pochodzą z zespołów wojskowych i filharmonicznych, z knajp i restauracji, są wśród nich nauczyciele i uczniowie ze szkół i akademii, bezrobotni. Wszyscy znają nuty, co nie jest regułą w cygańskich kapelach, ale nikt z nich na koncertach stuosobowej orkiestry nie korzysta.
Raduly śmieje się szeroko, ale jego oczy są smutne, gdy mówi: - Zmalał prestiż cygańskiej muzyki. Pojawiła się konkurencja nowych gatunków, zwłaszcza rocka i popu. Rozwiązano wiele zespołów państwowych i spółdzielczych. Owszem, orkiestra odnosi sukcesy, prezydent państwa nadał 28 muzykom wysokie odznaczenia. Ale jeszcze niedawno na Węgrzech było 60 tys. cygańskich artystów muzyków, którzy grali w 3200 miejscach w kraju, a dziś pozostało 35 miejsc, gdzie jeszcze wykonywane są ich utwory, z czego dziesięć w Budapeszcie.
Na Węgrzech dość wpływowa pozostaje cygańska elita, jest dość liczna inteligencja, cztery osoby wchodzą w skład parlamentu. Węgierscy Romowie nie czują się chyba dyskryminowani? Dyrektor József Raduly odpowiada po długim wahaniu: - Sytuacja społeczna Romów jest na Węgrzech na pewno lepsza niż w Rumunii czy Czechach. Mamy 780 cygańskich samorządów etnicznych, które odgrywają jakąś rolę. Ale setki tysięcy naszych ludzi ledwie wiąże koniec z końcem. To już jednak odrębny temat. Na razie niech pan słucha artystów naszej orkiestry.
W drugiej części koncertu ponownie ruszyły rozpędzone konie. Już pierwsze uderzenia fal dźwięków były tak oszałamiające, że sala ponownie zamarła w zdumieniu, a potem w zachwycie - dla maestrii tej setki wirtuozów, ujawniających piękno muzyki Cyganów, ich niezwykłej interpretacji utworów światowej klasyki, urzekającego wdzięku i temperamentu. W wielkim kotle Europy - wydarzenie artystyczne, a także zachęta do tolerancji dla kulturowej odmienności.


Więcej możesz przeczytać w 23/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.