Izba wyższej użyteczności

Izba wyższej użyteczności

Dodano:   /  Zmieniono: 
Niektóre środowiska polityczne i gospodarcze od lat robią wiele, aby ustawa o powszechnym samorządzie gospodarczym nie ujrzała światła dziennego
Polemika

W konsekwencji ci, od których zależy tworzenie miejsc pracy, czyli przedsiębiorcy, nie są poważnym partnerem ani dla związków, ani dla rządu. Fatalne dla naszej gospodarki jest to, że rynek pracy staje się terenem coraz ostrzejszej walki politycznej. W Europie organizacje pracodawców są liczącą się siłą, w znacznej mierze decydującą o obliczu gospodarki, w Polsce zaś - nie.
Europejskie izby realizują różne zadania, jak szkolnictwo zawodowe, prowadzenie rejestrów sądowych czy promocję rodzimej gospodarki. I robią to znacznie mniejszym kosztem, niż gdyby zajęła się tym administracja rządowa czy samorządowa. W Polsce natomiast zadaniami, które z powodzeniem mogłyby wykonywać zrzeszenia przedsiębiorców, obarczona zostaje administracja państwowa, jak wiadomo "nie lubiąca się przemęczać". Dlatego też z uporem walczę o ustawowe uregulowanie problemu samorządu gospodarczego i uczynienie z niego podmiotu prawa publicznego. Wtedy na pewno nikomu niczego nie będzie zakazywał lub nakazywał. Takich sformułowań nie zawiera zresztą żaden projekt ustawy o samorządzie gospodarczym. O sprawach dotyczących przedsiębiorców muszą decydować oni sami, a nie armia urzędników utrzymywana za pieniądze biznesmenów. Chyba nie muszę nikogo przekonywać, że środki te przedsiębiorcy potrafią spożytkować znacznie efektywniej i z całą pewnością nie tak, jak to przedstawia Michał Zieliński, autor artykułu "Przymusowa dobrowolność" ("Wprost" nr 16). Izby gospodarcze i inne organizacje nie powstawały wbrew sugestiom autora w celu sprawowania władzy i "urzędniczenia", lecz po to, by w nowych warunkach ekonomicznych wspomóc rodzącą się klasę przedsiębiorców.
Powszechność samorządu gospodarczego najlepiej można przyrównać do powszechności samorządu terytorialnego, gdzie z racji zamieszkiwania na terenie gminy każdy obywatel ma określone obowiązki i prawa. Nie muszę wybierać wójta ani rady, ale to nie oznacza, że z racji nieuczestniczenia w wyborach nie obowiązują mnie przepisy ustanowione przez władze gminy. W projekcie ustawy o samorządzie gospodarczym mówi się, że pracodawca staje się uczestnikiem powszechnego samorządu gospodarczego z mocy prawa z dniem wpisania do rejestru przedsiębiorców w Krajowym Rejestrze Sądowym.
W Polsce tzw. noga związkowa urosła ponad wszelką miarę i to tak, że wręcz zaczyna brakować dla niej odpowiedniego obuwia. Znacznie gorzej mają się natomiast biznesmeni. Są co prawda w Komisji Trójstronnej, tyle że z racji istnienia różnych organizacji przedsiębiorców nie bardzo wiadomo, kogo reprezentują. Z jednej strony mamy na przykład Konfederację Pracodawców Polskich, zrzeszającą głównie przedstawicieli firm państwowych i czy chce, czy nie, coraz bardziej zbliżającą się do opozycji związkowej, z drugiej zaś - Polską Konfederację Pracodawców Prywatnych, która dopiero walczy o swoje miejsce. Nic dziwnego, że tę sytuację skrzętnie i bez skrupułów wykorzystują zarówno politycy, jak i bardziej "przedsiębiorczy przedsiębiorcy".
W krajach europejskich bez względu na uregulowania prawne tego typu organizacje są liczącym się partnerem rządów, a także samorządów terytorialnych. Najlepiej widać to na przykładzie Niemiec, gdzie samorząd gospodarczy wywiera znaczący wpływ na gospodarkę. Dlatego też uważam, że jego rolę w Polsce należy rozpatrywać również w perspektywie naszego wejścia do Unii Europejskiej i w odniesieniu do sytuacji tam panującej.
Przeciwnicy ustawy o samorządzie gospodarczym twierdzą, że istniejący stan rzeczy nie wymaga dodatkowych aktów prawnych, bo mamy aż nadto organizacji uważających się za reprezentantów przedsiębiorców. Szkoda tylko, że przy tej okazji zapomina się o tym, co lub kogo one reprezentują. Polskie zrzeszenia biznesowe można podzielić na dwie kategorie: pierwsze prowadzą zwykłą, spokojną pracę organiczną, drugie zaś o swoim istnieniu przypominają dorocznymi galami w Pęcicach lub na Służewcu. Przedstawiciele tych ostatnich bardzo lubią występować w roli obrońców polskich biznesmenów, ale koncentrują się głównie na zabiegach wokół spotkań, przyjęć i bankietów, podczas których starają się załatwiać swoje interesy z ministrami lub dyrektorami departamentów. Jedna z najbardziej znanych i znakomicie funkcjonujących organizacji lobbystycznych, sprawiająca wrażenie reprezentanta samorządu gospodarczego, jest prywatną spółką z ograniczoną odpowiedzialnością...
Przestańmy więc mówić o takich zrzeszeniach jako samorządowych i ulokujmy je tam, gdzie ich miejsce, tzn. w strukturach lobbingowych. Mieszanie działalności samorządowej i lobbingowej nie służy ani jednej, ani drugiej. Jest jednak wysoce zastanawiające, że konieczne i istotne z punktu widzenia przejrzystości życia publicznego uregulowanie zasad funkcjonowania lobbingu w naszym kraju znajduje się daleko w polu. I doskonale wiadomo dlaczego. Podstawową cechą polskiego lobbingu jest to, że opiera się on na zasadzie: "dziś ja tobie, jutro ty mi". Uczestnicy tej zabawy tak dalece traktują podobne układy za normalne, że nie widzą związku pomiędzy swoimi działaniami a znaczącym wzrostem korupcji. Nie ulega wątpliwości, że silny opór niektórych środowisk gospodarczych i politycznych wobec prawnych uregulowań kwestii samorządu i lobbingu ma swoje uzasadnienie w zagrożeniu interesów tych, którzy zyskują na tak pojmowanym lobbingu. Dziwić się temu nie można, ale nie można również akceptować tego, że te interesy i interesiki nazywa się wspólnym dobrem wszystkich przedsiębiorców.
Niedawno w Warszawie miałem okazję uczestniczyć w dyskusji działaczy gospodarczych na temat samorządu. I oto na pytanie, jak ma on wyglądać w powiecie, jeden z nich krótko i dobitnie odpowiedział: "A kogo obchodzi, co się dzieje w powiecie?". Doskonale rozumiem, że dla takiego "działacza" ważniejsza i ciekawsza jest walka o miejsce w samolocie premiera albo prezydenta udającego się z kolejną wizytą niż to, co o gospodarce i samorządzie myślą dwa miliony małych i średnich przedsiębiorców. Ponieważ od wielu lat jestem zaangażowany w problemy tych właśnie biznesmenów, wiem, co ich boli i czego oczekują od samorządu. Wiem dobrze, że ci, którzy zdecydowanie wypowiadają się przeciwko samorządowi, poradzą sobie bez niego, natomiast ci mali - nie. I to jest problem, który musimy rozwiązać.
Przeciwnicy ustawy o powszechnym samorządzie gospodarczym starają się na wszelkie sposoby deprecjonować jego znaczenie. Dowodzą na przykład, że wszelkie certyfikacje, sądy arbitrażowe, szkolenia, egzaminy mistrzowskie bądź czeladnicze są zbędne, jako że tę funkcję z powodzeniem pełni rynek. Proponują więc, aby niepodważalny wieloletni dorobek zasłużonych organizacji samorządowych, zrzeszeń, izb czy cechów jak najprędzej znalazł się na śmietniku historii. Na szczęście ten oddolny rzeczywisty ruch samorządowy po okresie zapaści, w jakiej znalazł się na początku reform, nabrał nowego tempa i charakteru. Wśród przedsiębiorców coraz silniejsza jest świadomość konieczności wspólnych działań, a co za tym idzie - potrzeba demokratycznego wyłonienia własnej reprezentacji, która nie ulegnie związkowym i politycznym naciskom. Tym ludziom zależy na prawdziwym samorządzie, a nie na kolejnych koncesjach, zezwoleniach i ulgach.
We wszystkich województwach powstały sejmiki gospodarcze, w których zgodnie współpracują niemal wszystkie organizacje samorządowe. Za zasadniczy cel swojego działania uznały doprowadzenie do uchwalenia ustawy o samorządzie gospodarczym. Przeciwnikom takich rozwiązań warto zaproponować, żeby zapytali organizacje wchodzące w ich skład, dlaczego tak chętnie łączą się w większe struktury i dlaczego autentycznie oddolna inicjatywa spotkała się z takim zainteresowaniem. Większość przedsiębiorców jest przekonana - i na tym koncentrują się dzisiaj sejmiki - że powinny być one wsparciem i partnerem dla samorządów terytorialnych.
W Wielkopolsce udaje się to nadspodziewanie dobrze, ponieważ wola działania ze strony sejmiku gospodarczego, do którego należy ponad 60 organizacji z całego województwa, spotkała się ze zrozumieniem władz samorządowych. Zgodnie uznano, że środowiska gospodarcze powinny mieć wpływ na ustalenie i planowanie kierunków rozwoju województwa. Niestety, mimo starań nie wszystkie sejmiki funkcjonują w takich warunkach. Żeby do tego doszło, niezbędna jest ustawa, a nie, jak to dzisiaj zdarza się najczęściej, życzliwość i zainteresowanie wójta, burmistrza czy marszałka.

Więcej możesz przeczytać w 24/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.