Skutki uboczne

Skutki uboczne

Dodano:   /  Zmieniono: 
Kiedy do pokoju w klinice w brytyjskim mieście Sandwich wchodziły pielęgniarki, chorzy mężczyźni jak na komendę zmieniali pozycję i kładli się na brzuchu
Taka "gimnastyka" powtarzała się przy każdej wizycie personelu medycznego. Próby wyjaśnienia zagadki napotykały na dziwną zmowę milczenia wśród pacjentów. Po kilku tygodniach udało się nakłonić na zwierzenia jednego z nich. Okazało się, że niecałą godzinę po przyjęciu aplikowanego od niedawna leku na chorobę wieńcową doznaje on erekcji. Podobne zmiany zauważali u siebie inni chorzy poddawani tej samej terapii. Tak rozpoczęła się historia słynnego dziś leku na impotencję - viagry.
- Dziesięć lat temu, kiedy udało nam się zsyntetyzować substancję chemiczną, nazwaną później viagrą, nie przypuszczaliśmy, że osiągniemy aż taki sukces. W 1991 r. rozpoczęliśmy badania kliniczne i testowaliśmy ją jako lek w chorobie wieńcowej. Wyniki tych badań były zaskakujące. Lek okazał się mało skuteczny w chorobie wieńcowej, ale dawał interesujące objawy uboczne. Przyjmujący go pacjenci łatwiej doświadczali erekcji. W 1993 r. rozpoczęliśmy zatem badania kliniczne nad nowym zastosowaniem naszego preparatu. Tak doszło do powstania viagry - mówił na konferencji prasowej w Warszawie jej odkrywca, dr Peter Ellis. Apomorfina, która wkrótce ma się stać głównym konkurentem viagry, jest natomiast od dawna stosowana w chorobie Parkinsona.
Przypadek pomógł innej firmie farmaceutycznej stworzyć lek pomocny w walce z uzależnieniem od nikotyny. Opisywany przez nas niedawno bupropion jest od dawna stosowany u osób cierpiących na depresję. Pewien amerykański psychiatra zauważył bowiem, że wielu chorych stosujących bupropion traci ochotę na palenie. Zaczęto prowadzić bardziej wnikliwą obserwację działań ubocznych leku, potwierdzoną później badaniami klinicznymi. - To, że bupropion znalazł zastosowanie w leczeniu uzależnień od nikotyny, nie jest niespodzianką. Od dawna specjaliści próbują wykorzystać antydepresanty w walce z różnymi rodzajami uzależnień. W wypadku bupropionu te próby się powiodły. Wiadomo, że zarówno w depresji, jak i w uzależnieniach istotną rolę odgrywają te same substancje - komentuje doc. Józef Meszaros z Zakładu Farmakologii Akademii Medycznej w Warszawie.
Przypadkowo odkryto także lek przeciwko łysieniu. Minoksydil był początkowo stosowany w nadciśnieniu. Wielu przyjmujących go pacjentów skarżyło się jednak na niepokojące objawy uboczne: zaczynali cierpieć na nadmiar owłosienia. Włosy rosły im szybko, bujnie i niemal wszędzie, nawet w uszach. Rozpoczęto więc badania nad zastosowaniem go w walce z łysiną. Wcierany w skórę powstrzymywał utratę włosów u 60 proc. pacjentów, a u 40 proc. pojawiała się bujniejsza fryzura.
Podobny zbieg okoliczności przyczynił się do powstawania drugiego ze znanych obecnie leków przeciwko łysieniu. Finasteryd był (i jest nadal) podawany pacjentom cierpiącym na przerost prostaty. Blokuje on przemianę testosteronu w dihydrotestosteron (DHT), który jest odpowiedzialny za powstanie tej dolegliwości. W badaniach klinicznych wykazano, że ponad 80 proc. pacjentów stosujących taką terapię przestały wypadać włosy. Takiego objawu ubocznego producent leku nie mógł zlekceważyć. Tym bardziej że w odróżnieniu od kuracji minoksydilem u pacjentów leczonych finasterydem włosy rosły tylko na głowie.
- Gdy lek jest dobrze znany, gdy sprawdzony jest mechanizm jego działania i dostępna bogata literatura o nim, łatwiej jest prowadzić dalsze badania nad preparatem. Niekiedy prowadzą one do powstania nowych, skutecznych terapii. Badania takie są ponadto o wiele tańsze niż próby syntezy nowego związku - komentuje doc. Józef Meszaros. Nic zatem dziwnego, że naukowcy ponownie przyglądają się działaniu talidomidu. Lek ten został wycofany z rynku ponad 30 lat temu ze względu na działania uboczne: przyjmujące go ciężarne rodziły dzieci z niedorozwiniętymi kończynami. Wnikliwe analizy mechanizmu działania leku wykazały, że preparat ten prawdopodobnie blokuje rozwój naczyń krwionośnych i w ten sposób nie dopuszcza do wykształcenia się kończyn u płodu. To działanie uboczne może się jednak okazać zbawienne w leczeniu nowotworów. Zablokowanie rozwoju naczyń krwionośnych guza spowoduje, że nie będą do niego dostarczane składniki odżywcze i "umrze on z głodu".
Renesans przeżywają także stare, zapomniane niekiedy przez lekarzy antybiotyki. Po latach ich nadużywania bakterie stają się na nie oporne. Kolejne mutacje drobnoustrojów zapominają jednak o starych antybiotykach i nie umieją się przed nimi bronić. Przez pewien czas przegrywają zatem z człowiekiem. Prawidłowość tę zaobserwowano już w latach 60. W Nowej Zelandii służby medyczne w różnych regionach kraju otrzymały zakaz używania penicyliny przez kilka miesięcy. Gdy wznawiano kuracje tym anty-biotykiem, okazywało się, że powstałe szczepy bakterii znów są na niego wrażliwe. Dziś metodę tę stosuje się często do zwalczania flory szpitalnej, składającej się z bakterii opornych na wszystkie dostępne człowiekowi leki. Na kilka miesięcy albo zamknięty zostaje oddział szpitalny, albo zawiesza się w nim stosowanie określonych antybiotyków. Bakterie oporne na antybiotyki w normalnym środowisku mają mniejsze szanse przeżycia. Przegrywają więc z tymi, które są wrażliwe na leki.
Korzystne efekty terapeutyczne może przynieść także zmiana sposobu podawania specyfiku. Z niedawno opublikowanego raportu, opracowanego przez naukowców z Uniwersytetu Toronto w Kanadzie, wynika, że wiele nowotworów prawdopodobnie można skutecznej leczyć, podając znane leki, ale w inny sposób, niż to czyniono dotychczas. Do niedawna uważano bowiem, że chorego należy poddać megaterapii i zaaplikować mu największą dawkę leków, która nie byłaby dla niego śmiertelna. Potem trzeba odczekać kilka tygodni, aby chory nabrał sił, i ponownie uderzyć w komórki nowotworowe. U niektórych pacjentów terapia taka okazywała się skuteczna. U części jednak nie tylko nie przynosiła oczekiwanych efektów, lecz powodowała, że nowotwór powracał i stawał się niewrażliwy na dostępne leki. Liczne obserwacje skłoniły lekarzy do zmiany sposobu podawania medykamentu. Pacjenci otrzymywali go w niewielkich dawkach, już nie tak toksycznych dla organizmu, ale za to w krótkich, zaledwie kilkudniowych odstępach czasu. Dzięki temu komórki nowotworowe atakowano nieustannie.
Pomysł takiego aplikowania leku zrodził się przypadkowo. Lekarze najpierw stosowali go u tzw. pacjentów terminalnych, którym pozostało zaledwie kilka miesięcy życia. Chcieli w ten sposób złagodzić ich cierpienia i nieco spowolnić rozwój nowotworu. U niektórych chorych ten niekonwencjonalny sposób podawania leków dawał zaskakująco dobre rezultaty. Próby wyjaśnienia tej zagadki podjęli się lekarze ze szpitala dziecięcego w Bostonie. Badania na ciężko chorych myszach potwierdziły skuteczność takiej metody. Nieustanna chemoterapia pozwalała zniszczyć nie tylko komórki nowotworowe, lecz także odżywiające guz naczynia krwionośne.
Nowe zastosowanie znalazła także fludarabina. Preparat ten początkowo był wykorzystywany w leczeniu wolno postępujących nowotworów krwi i układu krwiotwórczego. Podawano go osobom chorym na przewlekłe białaczki limfatyczne i chłoniaki nieziarnicze o niskim stopniu złośliwości. Jego zadaniem było niszczenie nie tylko dzielących się komórek nowotworowych, lecz także tych w stanie spoczynku. Takie działanie fludarabiny na metabolizm białkowy podsunęło naukowcom pomysł wykorzystania jej u chorych przed przeszczepem szpiku w tłumieniu reakcji odpornościowych. Okazało się również, że jest ona bardziej skuteczna w połączeniu z innymi cytostatykami. Komórki nowotworowe stawały się z czasem odporne na najczęściej stosowane cytostatyki. Przestawały na przykład wydzielać jeden z enzymów, bez którego tradycyjne leki nie mogły wniknąć do wnętrza komórek. Fludarabina, stosowana razem z cytostatykami, podwyższała kilkakrotnie ich poziom, zmuszając komórki nowotworowe do produkcji enzymu. Jej obecność umożliwiała zatem zadziałanie cytostatyku niszczącego nowotwór.
Być może już wkrótce zastosowanie w onkologii znajdzie jeden z najstarszych leków: kwas acetylosalicylowy. Początkowo uważano, że działa on wyłącznie przeciwbólowo, przeciwzapalnie i przeciwgorączkowo. Działania uboczne, między innymi zmniejszenie krzepliwości krwi, powodowały, że jego stosowanie było ograniczane. Po latach okazało się jednak, że wprawdzie u jednych pacjentów lek ten może doprowadzać do krwotoku, ale u innych, cierpiących na chorobę wieńcową, zapobiega agregacji płytek krwi. Zaczął zatem być stosowany w profilaktyce zawału mięśnia sercowego i udaru mózgu.
Każdego roku ukazuje się ok. 3,5 tys. publikacji naukowych omawiających zastosowanie kwasu acetylosalicylowego. Coraz więcej doniesień potwierdza skuteczność tej substancji w leczeniu migren i w profilaktyce raka jelita grubego. Chronić ma ona również przed rakiem okrężnicy. Wstępne badania wykazały, że przy regularnym jej przyjmowaniu ryzyko zachorowania na ten typ nowotworu zmniejsza się o 50 proc. Pojawiły się także informacje, że kwas acetylosalicylowy może chronić przed rakiem piersi i płuc. Niektórzy uważają, że będzie on skuteczny także w leczeniu choroby Alzheimera, zaburzeń przebiegu ciąży i rozwoju płodu oraz powikłań cukrzycy.
Firmy farmaceutyczne szukają nowych zastosowań starych leków przede wszystkim w obawie, że nawet najbogatszych państw może wkrótce nie stać na finansowanie coraz droższych terapii. Na cenę leku dostępnego w aptece składają się bowiem koszty badań laboratoryjnych, przedklinicznych i klinicznych oraz koszty związane z wprowadzeniem preparatu na rynek. Prace nad znaną substancją pozwalają przede wszystkim ograniczyć koszty badań laboratoryjnych (znane jest bowiem działanie preparatu na izolowaną komórkę) oraz promocji. Lekarzy, którzy znają i cenią lek, nie trzeba bowiem długo przekonywać do stosowania go w innych schorzeniach.

Więcej możesz przeczytać w 24/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.