Rodzina

Dodano:   /  Zmieniono: 
Pershing, szef gangu pruszkowskiego uważany za największego bossa polskiego świata przestępczego, nie żyje od pół roku
Niedawno za kratki trafił uznawany za jego następcę Jarosław S., pseudonim Masa. Dziad, lider konkurencyjnego gangu wołomińskiego, od roku siedzi w areszcie, oskarżony o kierowanie grupą gangsterską. Mimo to w świecie przestępczym do ubiegłego tygodnia panował niemal zupełny spokój - nie było zapowiadanej walki o opuszczone terytoria, strzelanin, podkładania bomb. Kto okazał się na tyle silny, żeby bez jednego strzału udało mu się przejąć kierownictwo nad przestępczą Warszawą, czyli de facto całym polskim podziemiem? Zdaniem policjantów zwalczających zorganizowaną przestępczość, obecnie rządzi nim kilkuosobowe kolegium skupione wokół rodziny D. z Ożarowa: Leszka D., pseudonim Wańka (oficjalnie biznesmena, właściciela hurtowni), i jego młodszego brata Mirosława D., pseudonim Malizna. Obaj znani są z tego, że znakomicie planują swoje interesy i świetnie inwestują.

Mistrzowie kamuflażu
Od lat z braćmi D. współpracują Andrzej Z., pseudonim Słowik (czterdziestolatek wielokrotnie skazywany w latach 80., w 1993 r. ułaskawiony przez prezydenta, w 1997 r. zatrzymany za haracze - sąd nie zastosował aresztu, uznając, że właściciel lokalu płacił dobrowolnie), Zygmunt R., pseudonim Bolo (niegdyś parający się kradzieżami, postrzegany jako członek Pruszkowa), a także 45-letni Janusz P., pseudonim Parasol (znany z nadużywania siły, haraczy i wymuszeń, współwłaściciel kilku lokali rozrywkowych).
Mimo że bracia D. i ich wspólnicy byli ojcami chrzestnymi przestępczości zorganizowanej w Polsce i na początku lat 90. tworzyli zręby gangu pruszkowskiego (dlatego nazywa się ich "starym Pruszkowem"), niewiele o nich wiadomo. - Zawsze woleli być w cieniu, unikali rozgłosu, nigdy nie było o nich tak głośno, jak o Pershingu czy Dziadzie, choć byli od nich zawsze znacznie mocniejsi - mówi jeden z oficerów KG Policji. Zdaniem innego funkcjonariusza, bracia D., a wraz z nimi ich wspólnicy, zawsze zajmowali znaczącą pozycję w świecie przestępczym. - Od początku mieli bardzo dobre kontakty z mafią rosyjską. Przez zaprzyjaźnione grupy z Gdańska, Bydgoszczy i Szczecina mieli też dobre "wyjście" na Niemcy i Skandynawię. Osobiście znali ich wszyscy ważniejsi przywódcy polskich gangów. Od dawna byłem przekonany, że rodzina D. będzie odgrywać ważną rolę w świecie przestępczym.

Zwyczajny biznes
Bracia mieli od początku szanse, by stać się niekwestionowanymi przywódcami - tłumaczy policjant. - Mieli duże pieniądze, znakomite kontakty w świecie biznesu, polityki, wymiarze sprawiedliwości, chętnie służyli pomocą oraz - co być może najważniejsze - zawsze byli lojalni w interesach. Nie słyszałem, żeby ktoś kiedyś zarzucił im nielojalność. Jeśli coś obiecali - nawet policji - dotrzymywali słowa. Zresztą dla nich wszystko było po prostu interesem. Bracia D. nie sięgali łatwo po broń - nawet w gniewie czy z zemsty. Gdy konkurencyjny gang porwał członka grupy, Wańka spokojnie negocjował z porywaczami. Zapłacił i było po sprawie - tłumaczy oficer zwalczający zorganizowaną przestępczość.
Bracia D. w wielu kręgach uchodzą za zwyczajnych biznesmenów - ich nazwisko nie jest kojarzone ze światem przestępczym. Często widywano ich w towarzystwie znanych polityków. Oficjalnie są przecież właścicielami kilkudziesięciu firm i hurtowni (większość jest za-rejestrowana na podstawione osoby). Przez wiele lat nie mieli kłopotów z wymiarem sprawiedliwości i bez rozgłosu robili interesy na przemycie spirytusu, narkotyków, kontrolowaniu agencji towarzyskich. Inwestowali też w przemysł fonograficzny (szczególnie disco polo) i w salony gry. Głównym przedmiotem ich zainteresowania było kontrolowanie lub przejmowanie lokali gastronomicznych. Najgłośniejsza była sprawa Dekadenta, gdzie przed kilku laty odbyła się impreza dziennikarzy "Teleexpressu" (w zabawie uczestniczył Wańka). Właściciele nie chcieli zapłacić Pawłowi D. za remont lokalu, gdyż - ich zdaniem - zawyżył koszty. Paweł D. poprosił o pomoc Wańkę, który przyszedł do Dekadenta razem ze Słowikiem i kilkudziesięcioma żołnierzami. "Rozmawiałem w biurze przez telefon, kiedy przyszedł ten pan i kazał mi iść do sali, bo jak nie, to mnie zaniesie na kopach" - mówił niedawno w sądzie świadek, wskazując na Leszka D.
"Było tam mnóstwo mężczyzn. Oskarżony odczytał listę właścicieli. Potem inny pan stwierdził, że są organizacją pomagających sobie ludzi. Siebie przedstawił jako ministra obrony tej organizacji, a Leszka D. jako ministra kultury. Dodał, że mamy 48 godzin na oddanie pieniędzy Pawłowi D., powiększonych o 100 tys. zł z tytułu podjętej interwencji" - wyjaśniał świadek. Przybysze zaproponowali, żeby właściciele zrzekli się udziałów w zamian za umorzenie długów. Tak się też stało. Prokuratura zarzuca Wańce i Słowikowi również pobicie Roberta B. i zmuszenie go do wydania samochodu. Robert B. poprosił ich o pomoc w odzyskaniu długu, zanim jednak doszło do realizacji zlecenia, zrezygnował z ich usług. Leszek D. i Andrzej Z. (Słowik) zażądali więc rekompensaty - 20 tys. USD. Gdy mężczyzna zwlekał z zapłatą, pobili go i zabrali nissana primerę.

Kolegium
Wańka i Słowik zostali aresztowani w maju 1998 r. Po kilku miesiącach Andrzej Z. z powodów zdrowotnych wyszedł na wolność, a Wańka może się na niej znaleźć w lipcu tego roku, kiedy upłynie termin zastosowania aresztu (o przedłużeniu aresztu ma zdecydować Sąd Najwyższy).
Pobyt Wańki w więzieniu nie osłabił grupy. - Trzymają się razem, jak rodzina. Zresztą od początku uważali, że należy pokojowo podzielić teren między gangi i - gdy trzeba - współpracować - tłumaczy policjant. Jego zdaniem, właśnie teraz ta strategia się opłaciła - bracia D. są niekwestionowanymi liderami świata przestępczego. - Obecnie nie ma jednego szefa, wszyscy są sobie równi, tworzą kolegium szefów. Każdy z nich robi jakieś swoje interesy, ale decyzje podejmują wspólnie - mówi funkcjonariusz operacyjny policji.
Poprzedni boss Pershing nie chciał takiej współpracy. Grupy nie współdziałały. Niektórzy policjanci uważają, że Pershing zginął, bo marzyła mu się rola capo di tutti capi, inni sądzą, że przeciwnie - chciał zerwać z podziemiem i robić tylko legalne interesy, co nie podobało się jego kompanom. W jednej z wersji śledztwa w sprawie morderstwa Pershinga przyjmowano, że zleceniodawcą mógł być Mirosław D., Malizna. Zabójców Pershinga dotychczas nie odnaleziono, ale wiadomo już, kto mianował się jego spadkobiercą. Według informatorów policji, wysłannicy kolegium zaczęli przejmować kontakty i interesy Pershinga, powiadamiając jego nierzadko wysoko postawionych przyjaciół i wspólników, że mają służyć nowym szefom. Policjanci twierdzą, że grupa podporządkowała sobie rywali w sposób bezwzględny, wymuszając współpracę torturami. Obecnie bracia D. przejęli kontrolę nad największymi grupami w Polsce.

Desperados
Po pół roku względnej ciszy w ubiegły wtorek w mercedesie Zygmunta R., pseudonim Bolo (członka kolegium szefów), wybuchła bomba. Duży ładunek podłożono z przodu samochodu, blisko fotela kierowcy. Zdaniem specjalistów przybyłych na miejsce eksplozji, Zygmunt R. miał w tym zamachu zginąć. Bomba została odpalona zdalnie. Siła wybuchu wyrzuciła Zygmunta R. przez przednią szybę. Mężczyznę z szarpanymi ranami nóg zabrało pogotowie. Lekarze twierdzą, że jego życiu nie zagraża niebezpieczeństwo.
Zamach ten może świadczyć albo o niesnaskach w zwartej dotychczas grupie (być może dowodzi, że ktoś chce się wybić), albo - co policjanci uważają za bardziej prawdopodobne - o desperackiej próbie przeciwstawienia się wszechwładzy "kolegium".

Więcej możesz przeczytać w 24/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.