A masakra trwa

Dodano:   /  Zmieniono: 
Liczba wypadków śmiertelnych na drogach nie zależy od gęstości rozmieszczenia sił porządkowych. Czy ma zatem sens rozpaczliwe nakręcanie spirali represyjnej do rozmiarów graniczących z groteską?
Francja ma wyjątkowo złe wyniki w zapewnianiu bezpieczeństwa na drogach wśród krajów o podobnym parku samochodowym i infrastrukturze komunikacyjnej. Skłoniło to władze do zarządzenia widowiskowych akcji o wydźwięku głównie represyjnym.
W ostatnie dwa długie weekendy na drogi wysłano 20 tys. policjantów i żandarmów. Rezultaty drugiej akcji nie są jeszcze znane, ale pierwsza przyniosła efekty niemal odwrotne, niż oczekiwano: zginęły 83 osoby, a więc zaledwie siedem mniej niż w weekend pierwszomajowy, gdy liczba funkcjonariuszy nie była tak imponująca. Wygląda zatem na to, że żniwo śmierci na drogach zależy od innych czynników niż gęstość rozmieszczenia sił porządkowych. Czy ma zatem sens rozpaczliwe nakręcanie spirali represyjnej do rozmiarów graniczących z groteską? Czy władze wypadają poważnie, gdy zaczyna się im z przekąsem wyliczać, że skoro rzucenie na trasy 20 tys. żandarmów zmniejszyło liczbę zgonów na drogach o siedem, to sposób na całkowitą likwidację wypadków śmiertelnych jest prosty: wystarczy skierować na drogi 237 tys. żandarmów?
Nie jest to jednak temat skłaniający do żartów, zastanawia przy tym, że nikt nie próbuje wyciągnąć wniosków z prawdy, która jest dobrze znana ludziom kiełznającym o wiele dziksze bestie niż kierowcy: że zmianę zachowania i chęć współpracy łatwiej uzyskać, stosując nagrody i pochwały niż kary i groźby, choć te ostatnie są bez wątpienia przydatne jako ostateczne sygnały o przekroczeniu dopuszczalnych granic odchylania się od normy.
Możliwości karania kierowców za występki jest bardzo wiele. Od niedawna za samo znaczne przekroczenie dozwolonej szybkości można we Francji nawet pójść do więzienia. I co? I nic. Masakra trwa. Możliwości premiowania za dobrą jazdę natomiast prawie nie ma. Utracone punkty można odzyskać po trzech latach nienagannego prowadzenia. Ale co to za motywacja? Trzy lata to dla wielu ludzi termin abstrakcyjny i raczej mało kto siada co rano za kierownicą, powtarzając sobie: "Dziś będę ślicznie jeździć, żeby za trzy lata odzyskać punkty". Firmy ubezpieczeniowe premiują "bezwypadkowych" kierowców obniżeniem składki o 50 proc., ale trzeba na to pracować kilka lat, a jeśli potem jakaś stłuczka odbierze ten przywilej, na jego przywrócenie znowu czeka się kilka lat. To nie są czynniki mogące kształtować bieżące zachowanie kierowców na drogach i ich postawę. W dodatku są one na ogół postrzegane nie jako potencjalne nagrody, lecz potencjalne kary: "Jak zdarzy ci się wpadka, wszystko tracisz".
Refleksja nad tym, jak tworzyć dobrą, spokojną - chciałoby się powiedzieć "przyjazną" - atmosferę na drogach i jak nagradzać kierowców za dobrą, bezpieczną i elegancką jazdę, jest nieobecna i nawet chyba nikt nie dostrzega w tym kolosalnego paradoksu. Wszyscy wiemy, że zmiany mogłoby przynieść wytworzenie się prawdziwego etosu dobrego kierowcy, a przynajmniej dostrzeżenie realnego interesu w tym, żeby być na drodze miłym i ostrożnym. Tylko nikt niczego w tym kierunku nie robi. Oczywiście to dużo trudniejsze niż ustawienie radaru i wymaga zmiany mentalności nie tylko kierowców, ale także władz i policji. Łatwo też ten postulat karykaturować, a jego głosicielom zarzucać "anielizm". Dlaczego jednak policjant nie miałby zatrzymywać automobilisty także po to, żeby mu powiedzieć, iż docenia jego uprzejme przepuszczenie pieszych przez jezdnię albo przezorne zachowanie dystansu między samochodami, chociaż ktoś go z tyłu popędzał, i żeby mu za to podziękować? Dlaczego władza nie miałaby pomyśleć nad systemem punktów "na plus", przyznawanych kierowcom za takie właśnie pozorne drobiazgi, zmieniające atmosferę na drogach? Punkty takie mogłyby - w proporcjach pozostających do przedyskutowania - niwelować punkty karne w trybie natychmiastowym, bez czekania trzy lata. Ci, którzy punktów karnych nie mają, i tak mogliby je gromadzić i w razie wpadki mieć prawo do zniwelowania dzięki nim ewentualnych punktów ujemnych.
Możliwych kierunków myślenia w tej sprawie jest wiele. Przerażające jest jednak to, że nie widać, by w gronie osób odpowiedzialnych za tę dziedzinę naszego życia ktoś w ogóle podejmował trud myślenia w tym duchu. Nie widać tego nawet w organizacjach społecznych walczących z przemocą na drogach. One też wołają jedynie o zaostrzenie represji. Tymczasem poziom możliwych represji zbliża się do granic absurdu i zaczyna pełnić funkcję uniewrażliwiającą. Brakuje już tylko gilotynowania za nieprawidłowe parkowanie. Jest to przerażające, bo przerabiamy to już bezskutecznie od lat - a ludzie giną, jak ginęli. Jack Short podaje w "Les Echos", że co roku na drogach Europy ginie 100 tys. ludzi, a na świecie - 400 tys. Co roku znika z powierzchni ziemi ludność sporego miasta, a my, ziewając, ustawiamy radary i myślimy, że to coś zmieni.
Więcej możesz przeczytać w 25/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.