Menu

Dodano:   /  Zmieniono: 
Płyta

"The Heat", trzeci album murzyńskiej wokalistki Toni Braxton, ucieszy tych, którzy już zakochali się w jej balladzie "Un-break My Heart". 22-letnia piosenkarka cały czas dzielnie walczy z Whitney Houston o uznanie. Najmodniejsi producenci zadbali, by płyta stała się soulową rozkoszą. Album promowany jest przez hit "He Wasn’t Man Enough", chociaż dominują w nim słodkie zachowawcze ballady w stylu "Spanish Guitar".




Wydarzenia: Polska

Meblościanka, stół jamnik i pralka "Frania" stanowiły niegdyś niezbędny element wyposażenia większości naszych mieszkań, nie wspominając już o adapterze "Bambino", radiu "Szarotka" czy krążowniku szos syrence - synonimie luksusu. Dziś, okazuje się, ich miejsce jest w muzeum. 120 podobnych eksponatów zgromadziło warszawskie Muzeum Narodowe i prezentuje na wystawie "Rzeczy pospolite. Polskie wyroby 1899-1999". Dokumentowanie codzienności sprzed lat sprzyja nostalgicznej atmosferze podsumowań stulecia. Wystawa będzie czynna do końca sierpnia. (EJ)

W gmachu głównym Muzeum Narodowego w Krakowie prezentowana jest wystawa "Stanisław Wyspiański - opus magnum". To druga część tryptyku, który przedstawiać ma twórczość mistrza i jego uczniów, czyli Jana Matejki, Józefa Mehoffera i Stanisława Wyspiańskiego. Ekspozycja została tak zaprojektowana, by przypominała spacer po Krakowie. Wędrówkę rozpoczynamy od Wawelu lat 1884-1905. Na ścianach utrzymanych w kolorystyce murów katedry zawisły projekty witraży np. "Święty Stanisław" czy dotychczas nie prezentowany witraż ukazujący postać Wandy. Następnie przechodzimy w okolice Rynku: na pomalowanych na czerwono ścianach oglądać możemy dzieła, które powstawały z myślą o ozdobieniu kościoła Mariackiego. Wystawę uzupełnia prezentacja prac współczesnych twórców z krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych, których zainspirowała sztuka Wyspiańskiego. Poza tym w teatrach wystawiane są inscenizacje dramatów tego artysty. Ekspozycja zorganizowana w ramach Festiwalu Kraków 2000 czynna będzie do 6 sierpnia.



Książki

Jan Tyszkiewicz - hrabia, robotnik, kelner, muzyk, dziennikarz Radia Wolna Europa. Tytułu hrabiowskiego i wszelkich przywilejów wynikających z przynależności do rodu arystokratycznego pozbawiła go nie Polska Rzeczpospolita Ludowa, ale władze Stanów Zjednoczonych - w zamian w 1975 r., po niemal trzydziestu latach bycia "bezpaństwowcem", stał się obywatelem USA. "I jeżeli mam być szczery, to wówczas irytowało mnie nieco, że mojej arystokratycznej degradacji przyglądało się za darmo dwustu pięćdziesięciu Portorykańczyków (którzy też otrzymywali obywatelstwo amerykańskie)" - zwierza się Jan Tyszkiewicz w autobiografii "Arystokrata bez krawata". Urodził się w Tarnawatce (pomiędzy Zamościem a Tomaszowem Lubelskim). Jako młody chłopak był więźniem obozu koncentracyjnego Dachau. W tym samym czasie jego matka i dwie siostry były w Ravensbrück, a ojciec w 1940 r. zginął w więzieniu KGB w Kijowie. Jego stryjem był Michał Tyszkiewicz, mąż Hanki Ordonówny, a zwierzchnikiem rodu - Edward Raczyński. Niespotykanie szczerze jak na hrabiego wyznaje, że stresy i tempo pracy dziennikarskiej podlewał sporą ilością alkoholu. Cierpiał na manię depresyjną - chciał zbawiać świat i miewał wizje nowego Mesjasza. Ale los ofiarował mu w rekompensacie możliwość kontaktu z najciekawszymi ludźmi scen całego świata. Przeprowadzał wywiady z Herbertem von Karajanem, Gilbertem Bécaud, Ellą Fitzgerald. Opowieści ze spotkań z nimi pozostawiają jednak niedosyt. Ja wzbogaciłabym tę biografię, ale cóż, "mnie to nie dotyczy, jak powiedział jegomość ugryziony przez psa w protezę" (podobne dowcipy też można przeczytać w "Arystokracie bez krawata"). (AZ)

Kino Paradiso" Giuseppe Tornatore’a i "Splendor" Ettore Scoli w aurze nostalgii powracały do czasów świetności kina jako instytucji i ze szczerym żalem przedstawiały jej zmierzch. Filmy wiązały historię obiektów z życiem, emocjami i kulturą mieszkańców miasteczek. W podobnym nastroju omawia poznańskie przybytki X muzy Kazimierz Młynarz w książce "Istne kino". Starannie wydana (na papierze kredowym) i bogato ilustrowana wprowadza czytelników w świat złudzeń i sentymentów. Dowiadujemy się z niej m.in., że pierwsze ruchome pokazy kinematograficzne odbywały się w Poznaniu już w 1896 r. Zapraszał na nie cukiernik, wprowadzając gości do "tylnej sali" swego lokalu, gdzie prezentował na przykład wizytę cara w Paryżu. I wbrew opinii Świętochowskiego, jakoby w Wielkopolsce "nie było ani literatury, ani sztuki, ani nauki, są tylko pełne spichrze i komory", kino było tu katalizatorem złudzeń, fabrykantem snów. Ulepszało rzeczywistość, mamiło obietnicą wspanialszego świata, dawało nadzieję, która tak naprawdę może się spełnić tylko podczas seansu. Szczególnie czarowały, dziś zamykane, maleńkie sale studyjne. By jednak całkowicie nie utracić ich powabu, donosi Młynarz, w nowym multipleksie, który ma w centrum miasta wybudować Film-Art, salom projekcyjnym nadane zostaną nazwy dawnych zapomnianych już kin. Można więc mieć nadzieję, że nowoczesne kino nie zrezygnuje ze swej oprawy - pozostanie wzruszająco niezmienna. (AZ)
Więcej możesz przeczytać w 26/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.