Wielkopolska ośmiornica

Wielkopolska ośmiornica

Dodano:   /  Zmieniono: 
W Jarocinie, niewielkim mieście w Wielkopolsce, kilka osób i związany z nimi łańcuszek firm wyłudziło z banków, rządowych agencji oraz od różnych spółek ponad pół miliarda złotych
Największa afera gospodarcza III RP

Może to być największa afera gospodarcza III RP - chodzi bowiem o sumę znacznie większą od tej, o której wyprowadzenie z polskiego systemu bankowego oskarżeni są Bogusław Bagsik i Andrzej Gąsiorowski, twórcy Art-B. Znaczną część tych pieniędzy ulokowano prawdopodobnie na kontach w zagranicznym banku. Wiele wskazuje na to, że autorami pomysłu na ich zainwestowanie są osoby z pierwszych stron gazet (w tym dwaj byli ministrowie, znany poznański biznesmen oraz były poseł), które już wcześniej wsławiły się beztroskim rozporządzaniem publicznym mieniem wartym setki milionów złotych. W tej sprawie toczy się obecnie kilka postępowań prokuratorskich, śledztwo prowadzi też Urząd Ochrony Państwa.

Alkohol, czyli paliwo
W interesie tym nie po raz pierwszy w Polsce źródłem ogromnej fortuny miał być alkohol. Nie spirytus, lecz tzw. bezwodnik alkoholowy (bioetanol), dodawany do paliwa, co jest zresztą częstą praktyką w Europie. Pomysł dodawania bioetanolu do benzyn powstał wiele lat temu, w czasie rządów SLD-PSL, a formalnie miał służyć poprawie dochodowości produkcji rolniczej. Pomysłodawcy liczyli, że firmy, które będą miały przewagę na starcie, szybko opanują rynek i na dziesięciolecia zapewnią sobie ogromne i całkiem legalne dochody. Pomysł ten znalazł się również w "Programie działań na 1999 r. w zakresie poprawy dochodowości w rolnictwie", który Ministerstwo Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej przygotowało w styczniu 1999 r. Planowano, że we wszystkich typach benzyn bioetanol będzie stanowił 5 proc. zawartości, a zatem rocznie należałoby go wyprodukować ok. 350 mln litrów. To znacznie więcej niż wyprodukowano na przykład w 1997 r., kiedy w krajowych gorzelniach wytworzono 240 mln litrów tzw. spirytusu surowego. Kontrolowanie choćby połowy tego rynku oznaczałoby stałe dochody w wysokości kilkuset milionów złotych rocznie. Warto się więc było spieszyć z realizacją przedsięwzięcia. Plany pokrzyżowało wyborcze zwycięstwo AWS i UW oraz zmiana rządu. Jednak pomysłodawcy wciąż mieli wpływy w Ministerstwie Rolnictwa, bankach i agendach rządowych, co umożliwiało zaciąganie kredytów, zakup akcji różnych spółek od NFI oraz uzyskiwanie gwarancji.
Jesienią 1997 r., tuż przed ustąpieniem rządu koalicji SLD-PSL, promesę koncesji na wyrób stuprocentowego spirytusu surowego (na początek do 20 mln litrów rocznie) oraz na odwadnianie spirytusu (do 35 mln litrów stuprocentowego spirytusu rocznie) otrzymała jarocińska spółka A. - na mocy pisemnej decyzji Ministerstwa Rolnictwa. W przygotowanym w styczniu 1998 r. biznesplanie spółka planowała wybudowanie zakładu zdolnego wytwarzać 100 mln litrów bioetanolu rocznie. Problemem było to, że nie miała na budowę pieniędzy, chciała więc uzyskać kredyt w wysokości 25 mln dolarów. Kredytów potrzebowali też inni udziałowcy tego projektu i to długo przed jego uruchomieniem. Co najciekawsze, bez większych problemów takie kredyty otrzymywali, choć nie było ku temu żadnych podstaw. Mało tego - uzyskiwali gwarancje Agencji Rynku Rolnego, a dzięki możnym protektorom byli wiarygodni dla poważnych zachodnich firm. Otrzymywali na przykład środki ochrony roślin - z odroczonym terminem płatności - o wartości setek milionów złotych, za które do dzisiaj nie zapłacili.

Płacić jak za zboże
Bożena D., jedna z najważniejszych postaci tworzonego holdingu spirytusowego, działała na rynku zbożowym (wraz z bratem i dwoma synami). Miała być głównym dostawcą zboża do produkcji bioetanolu. Dziwnym trafem bez problemu uzyskiwała kredyty na zakup akcji przedsiębiorstw zbożowych należących do NFI. W taki sposób stała się na przykład strategicznym inwestorem w Państwowych Zakładach Zbożowych w Krotoszynie i Kaliszu. Dzięki obrotowi fakturami między różnymi kontrolowanymi przez siebie elewatorami weszła w posiadanie - na papierze - ogromnych zapasów zboża, na podstawie czego mogła uzyskiwać kolejne kredyty. Nikt, w szczególności poznański oddział ARR, nie sprawdzał, czy jakiekolwiek zboże w tych elewatorach w ogóle się pojawiło. Fikcyjne transakcje umożliwiał fakt, że zboże nie jest objęte podatkiem VAT, zatem nie było śladu rzeczywistych transakcji.
Bożena D. prowadziła też fikcyjny faktoring na szkodę Banku Współpracy Europejskiej we Wrocławiu. Jej interesy nie zaniepokoiły Urzędu Kontroli Skarbowej w Kaliszu, który znalazł uchybienia dopiero wtedy, gdy sprawą zajął się Urząd Ochrony Państwa. Wyłudzenia kredytów i fikcyjne transakcje na rynku zbożowym wstępnie oszacowano na 18 mln zł. Kredytów udzieliły Bożenie D. m.in. krotoszyński oddział PKO BP, Bank Zachodni w Poznaniu, Kredyt Bank PBI w Poznaniu. Bożena D. potrafiła na rynku finansowym dokonywać prawdziwych cudów. Zamierzała na przykład kupić działki w okolicach Grodziska Mazowieckiego. Zanim jednak zapłaciła za ziemię, przekształciła tereny rolnicze w żwirowisko i na tej podstawie zatrudniony przez nią biegły wycenił je na 70 mln marek. To wystarczyło jako zabezpieczenie kolejnych kredytów, idących w dziesiątki milionów złotych, mimo iż ziemia cały czas należała do kogoś innego. Podobnie Bożena D. postępowała, zaciągając kredyty pod zastaw zboża, które faktycznie należało do poznańskiego oddziału ARR.
- Pani Bożena D. uzyskała od nas poręczenia w wysokości ok. 300 tys. zł na zakup zboża dla dwóch młynów: w Kaliszu i Krotoszynie. O ile wiem, uzyskała też na ten cel kolejne kredyty w warszawskim oddziale agencji - mówi Piotr Działoszyński, dyrektor oddziału terenowego Agencji Rynku Rolnego w Poznaniu. - Cieszyliśmy się, że będące w trudnej sytuacji firmy znalazły nabywcę, i chcieliśmy pomóc pani D. na starcie. Działaliśmy w dobrej wierze, tym bardziej że mój ówczesny zastępca, Andrzej Bobrowski - który już nie pracuje w ARR - był również przewodniczącym rady nadzorczej kaliskiego zakładu, w którym agencja ma niewielkie udziały. Okazało się jednak, że niezbyt dobrze znaliśmy Bożenę D. i jej interesy. Ta pani weszła w bardzo dziwne towarzystwo, kilkakrotnie obracała tym samym zbożem i nie wywiązywała się z żadnych zobowiązań wobec nas oraz banków.
Obecnie postępowanie przeciwko Bożenie D. prowadzi VI Wydział ds. Przestępczości Zorganizowanej Prokuratury Okręgowej w Poznaniu. Od kwietnia ubiegłego roku sprawą zajmuje się też poznańska delegatura UOP.
- Sprawa dotyczy wyłudzeń, kredytów na szkodę różnych banków oraz wyłudzeń zbóż. Oprócz Bożeny D. zarzuty postawiono dziesięciu osobom, a w najbliższym czasie mogą one zostać postawione kolejnym jej współpracownikom. Wobec Bożeny D. zastosowano środki zapobiegawcze w postaci dozoru policyjnego i poręczenia majątkowego - mówi Mirosław Adamski, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Poznaniu.

Nabijanie w środki ochrony roślin
Kolejnym ogniwem spirytusowego holdingu była spółka cywilna K. Jej właściciel specjalizował się w tworzeniu firm niejako seriami (łącznie jest lub był większościowym udziałowcem ok. 50 spółek), co bardzo utrudnia prowadzenie dochodzeń zarówno UOP, jak i prokuraturze. Mnożenie firm pomagało za to w stworzeniu łańcuszka wzajemnych poręczeń, aportów i gwarancji, umożliwiając zaciąganie kredytów. Spółka K. sprowadzała hurtowe ilości środków ochrony roślin
(z odroczoną płatnością), głównie od dużych zachodnich koncernów chemicznych. Ale za nie nie płaciła. Nie płaciła też innym kontrahentom. Płynność finansową utraciła prawdopodobnie już na początku 1998 r., lecz z częścią wierzycieli udało się jej ułożyć (wierzytelności 58 z nich wynoszą ok. 80 mln zł). Największym wierzycielem spółki są dostawcy środków ochrony roślin - ich straty mogą sięgać nawet 600 mln zł (prawie 150 mln dolarów). Interesy wierzycieli reprezentuje w Polsce amerykańska firma prawnicza Miller-Canfield. Niestety, Amerykanie nie chcieli z nami rozmawiać o wielkości strat ich klientów i o tym, jak zamierzają te pieniądze odzyskać. Udało nam się tylko dowiedzieć, że w tej chwili prowadzone są dwa postępowania: w sądzie znajduje się sprawa z powództwa cywilnego, przygotowywana jest także sprawa karna.
- Od stycznia 2000 r. w prokuraturze w Ostrowie Wielkopolskim toczy się śledztwo w sprawie wyłudzeń popełnianych przez podmioty gospodarcze kontrolowane przez Marka K. Chodzi o wyłudzenia ok. 70 mln zł kredytów oraz towarów o wartości ok. 75 mln zł. Sprawy te cały czas są jednak na etapie badań śledczych - mówi Janusz Walczak, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Kaliszu z siedzibą w Ostrowie Wielkopolskim. - Dotychczas zarzuty przedstawiono tylko w sprawie usunięcia przez Marka K. pewnych składników majątkowych spod egzekucji nałożonej przez sąd. Mogę powiedzieć, że w porównaniu z toczącym się śledztwem to bardzo drobne zarzuty.

Witaszyce, czyli spirytusowe eldorado
Ważnym ogniwem planowanego interesu była spółka A. z Jarocina, należąca w całości do Małgorzaty G. (prokurentem spółki jest jej mąż, Krzysztof G.). Przedstawicielstwo tej firmy mieści się także w Warszawie, w lokalu, w którym znajdowało się kiedyś biuro poselskie Tadeusza S., posła PSL. To spółka A. firmowała budowę zakładu produkcji bioetanolu. Miał on powstać w sąsiedztwie cukrowni Witaszyce, a właściwie dzięki jej majątkowi i infrastrukturze. Spółka wydzierżawiła teren w sąsiedztwie cukrowni, a nawet odkupiła od niej kocioł do produkcji pary technologicznej, czyli najważniejsze urządzenie do wytwarzania bezwodnika spirytusowego (umowę tę anulowano, gdy zaprotestowały związki zawodowe). Jednocześnie spółka zaczęła wykupywać teren w pobliżu cukrowni. Zanim go wykupiono, wartość działki wyceniono na 3 mln dolarów i - po zapłaceniu pierwszej raty - wniesiono ją jako aport rzeczowy do spółki, podwyższając tym samym jej kapitał o ponad 10 mln zł (początkowo kapitał założycielski wynosił 300 tys. zł).
Spółka A. miała już wcześniej status zakładu pracy chronionej (od 1 czerwca 1996 r.), co wiązało się ze zwolnieniem od podatku VAT oraz umożliwiało zatrzymanie 90 proc. należnego podatku dochodowego. Spółka A. produkowała w Polsce słodziki. Interesujące jest to, że w bilansie firmy księgowano na przykład koszty licencji na wytwarzanie słodzików, choć w transakcjach bankowych nie ma śladu tych płatności. Prokurent firmy wypłacał też sobie milionowe zaliczki, których nigdy nie rozliczył.
- Utrzymywaliśmy kontakty ze spółką A., która chciała w Witaszycach produkować alkohol dodawany do paliwa rolniczego. Udział cukrowni miał polegać wyłącznie na dzierżawie bocznicy kolejowej, udostępnieniu źródła energii elektrycznej czy wody. Zawarte zostały nawet pewne umowy. Do współpracy nigdy jednak nie doszło, nie wybudowano wytwórni i alkohol nigdy nie był tu produkowany - tłumaczy Bogusław Dyrda, prezes zarządu Cukrowni i Rafinerii Witaszyce SA.

Elektromis bis
Skoro nie doszło do realizacji przygotowywanego projektu, gdzie podziały się pieniądze, które gromadzono - kosztem banków, Agencji Rynku Rolnego, Agencji Własności Rolnej Skarbu Państwa, dostawców środków ochrony roślin i innych produktów - z myślą o tym przedsięwzięciu? A chodzić może nawet o 200 mln dolarów, czyli ponad 800 mln zł. Jedna z wersji śledztwa zakłada, że środki te ulokowano w zagranicznym banku, najprawdopodobniej w Szwajcarii, gdzie swoje interesy prowadzi wspomniany Tadeusz S. W swoim czasie zarzucano mu działanie na szkodę Horteksu (akt oskarżenia w tej sprawie sporządziła Prokuratura Rejonowa Warszawa-¦ródmieście). Tadeusz S. sprzedał w krajach byłego ZSRR zboże, za które nie zapłacił Agencji Rynku Rolnego (sąd pierwszej instancji nakazał zapłatę, lecz sprawa będzie ponownie rozpatrywana). Doprowadził też do niekorzystnego rozporządzenia majątkiem Polskiego Związku Niewidomych. Brał również zaliczki na poczet załatwienia dużych dostaw cukru, z czego się później nie wywiązywał.
Jeśli pieniądze wyłudzone z banków i różnych instytucji oraz firm rzeczywiście trafiły na zagraniczne konta, mogą być teraz doskonałym zabezpieczeniem ewentualnych kredytów na inwestycje w Polsce lub za granicą. Zwłaszcza jeśli znajdują się w tym samym banku, z którego pochodzić mają ewentualne kredyty. Realizowane dzięki nim przedsięwzięcia nie będą już budzić jakichkolwiek podejrzeń. Sposób działania pomysłodawców alkoholowego holdingu bardzo przypomina postępowanie Elektromisu na początku lat 90. Różne firmy związane z Elektromisem zaciągały wówczas kredyty, nie płaciły za towar, a następnie znikały. Kapitał jednak pozostał i służył do finansowania już całkiem legalnych interesów.
Więcej możesz przeczytać w 27/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.