Polski kanał

Dodano:   /  Zmieniono: 
Do niedawna na naszych przejściach granicznych znajdowano setki zdesperowanych imigrantów, których próbowano przemycić w nieludzkich warunkach: pod maską samochodu, w podwójnym dnie ciężarówki albo pod dachem kolejowego wagonu
W ostatnich czterech latach przemyt ludzi przez nasz kraj zmniejszył się o połowę

Jeszcze dwa, trzy lata temu z Polski do Niemiec przedostawało się niemal 100 tys. nielegalnych uchodźców rocznie. Obecnie - wedle nieoficjalnych szacunków - liczba ta zmniejszyła się o połowę. Przez Polskę nadal biegnie kilka kanałów przerzutowych do Niemiec, Skandynawii i Ameryki. Najczęściej chcą w ten sposób poprawić swój los obywatele Bangladeszu, Afganistanu, Sri Lanki, Pakistanu, Sudanu, Etiopii i Somalii. Są też Europejczycy - głównie z Rumunii, Ukrainy i Białorusi. Proces dostosowywania metod ochrony polskich granic do standardów Unii Europejskiej (nowocześniejszy sprzęt i lepiej wyszkolone kadry) sprawił jednak, że coraz trudniej jest się dostać przez nasz kraj na Zachód. Rosną więc koszty przygotowania przerzutów. Dlatego organizatorzy przemytów ludzi zaczynają omijać Polskę. Obecnie najwięcej kanałów przerzutowych prowadzi przez Czechy i Austrię.
Centrum organizacji niemal wszystkich grup zajmujących się przerzutem imigrantów mieści się w Moskwie. Na tamtejszych lotniskach i dworcach na przybyszów czekają tzw. naganiacze. Są to zwykle Irakijczycy przebywający w Rosji, zdarzają się też Rosjanie. Potem uchodźców przejmują kurierzy, którzy wiozą ich - w grupach po dziesięć, piętnaście osób - w okolice Kijowa, Lwowa czy Wilna. Tam przejmują ich inni i dowożą do punktów przerzutowych przy granicy z Polską. Tu imigranci cierpliwie czekają, czasem nawet kilka tygodni, na okazję przedostania się do naszego kraju. Szacuje się, że w Rosji, na Ukrainie i Białorusi czeka na przerzut na Zachód 150-200 tys. osób (niektórzy od kilku lat).

Za wszelką cenę
Sposobów nielegalnego przekroczenia granicy jest wiele - przejazd w kontenerze, skrytce samochodu lub pociągu, przepłynięcie rzeki granicznej pontonem albo wpław, przejście podkopem. Na granicy lądowej imigranci najczęściej po prostu biegną przez zaorane pole bądź las. Na odcinku naszej wschodniej granicy, strzeżonym przez Nadbużański Oddział Straży Granicznej, zatrzymano na przykład helikopter wypełniony przybyszami z Azji. Grupy uchodźców znajdowano również za sekretną ścianą ciężarówki z wytłaczankami na jajka albo w podwójnym dnie podłogi tira przewożącego kukurydzę. - W tym wypadku naprawdę niewiele brakowało, by doszło do tragedii podobnej do tej w Dover. Uchodźcy byli skrajnie wyczerpani. Kto wie, co by się z nimi stało, gdyby w tych warunkach spędzili więcej czasu - mówi mjr Andrzej Wójcik, rzecznik prasowy Nadbużańskiego Oddziału SG. Inny uchodźca ukrył się pod maską samochodu dostawczego - leżał na silniku przykrytym kocami. Z kolei pewien Syryjczyk ukrył się w torbie podróżnej, schowanej pod siedzeniem w pociągu z Kijowa do Warszawy.
- Od ubiegłego roku obserwujemy stopniowe zmniejszanie się skali nielegalnych przerzutów. W zasadzie nie notujemy już prób przerzucania kilkudziesięcioosobowych grup. Teraz przez granicę próbują się przedostać przede wszystkim pojedynczy uchodźcy lub kilkuosobowe grupy. Wpływ na to miały w dużym stopniu nasze działania, dzięki którym w ostatnich miesiącach udało się zatrzymać kilkudziesięciu organizatorów przemytu ludzi - mówi mjr Wójcik. W ubiegłym roku funkcjonariusze nadbużańskiego oddziału zatrzymali 50 organizatorów przerzutów, w tym roku - już 30. Większość z nich to Polacy, choć zatrzymano również Białorusinów, Ukraińców, a także po jednym obywatelu Syrii i Iraku. Uchodźcy przyłapani na próbie nielegalnego przekroczenia granicy przekazywani są do kraju, z którego przybyli. Wielu z nich próbuje przedostać się do Polski jeszcze raz. Niektórzy robili to już tyle razy, że zdołali się nawet zaprzyjaźnić z polskimi pogranicznikami.

W sieci
Najłatwiej jest pokonać granicę ukraińsko-polską na Bugu. Na patrol przypada tam bowiem często nawet dwudziestokilometrowy odcinek granicy. Dobrze zorganizowana grupa może więc łatwo znaleźć kilkudziesięciominutową "dziurę" pomiędzy patrolami. Gdy uda się przedostać na polską stronę, uchodźcy przewożeni są przez naszych kurierów w okolice Warszawy. Tu czekają na nich tzw. agenci, zwykle Azjaci i Afrykanie, przebywający w Polsce od dawna i dobrze orientujący się w naszych realiach. To oni nawiązują kontakt z polskimi kierowcami, którzy transportują uchodźców do tzw. dziupli - w pobliżu polsko-niemieckiej granicy. "Dziuple" - zwykle stodoły bądź garaże - wynajmowane są od rolników. Właściciel dostaje ok. 30 zł za każdego uchodźcę. Nocą, najlepiej podczas deszczowej pogody, przemytnicy wyprowadzają imigrantów z ukrycia i zawożą w pobliże granicy. Przeprawa przez Odrę odbywa się zwykle na pontonach. Przewodnicy wyposażeni są w najnowocześniejszy sprzęt łącznościowy i - bardzo w tych warunkach przydatne - noktowizory. Po niemieckiej stronie czekają samochody, którymi przemycani ludzie wywożeni są w głąb Niemiec.
- Zauważyliśmy ostatnio, że coraz więcej imigrantów przerzuca się innym szlakiem - przez Czechy i Słowację. Powód jest prosty: nasze granice, a zwłaszcza wschodnia, są szczelniejsze. Stary szlak do Niemiec - przez Kabul, Islamabad, Moskwę, Kijów i Warszawę - został zmieniony i biegnie teraz przez Pragę i Bratysławę. Niemiecka straż graniczna chwyta na granicy z Czechami o 300 proc. więcej przybyszów z Azji i Afryki niż rok temu - mówi mjr Leszek Duczyński, rzecznik prasowy Łużyckiego Oddziału Straży Granicznej. Granica Polski z Niemcami stała się od ubiegłego roku mniej atrakcyjna dla nielegalnych uchodźców, udało się bowiem zlikwidować jedną z największych grup przemytników ludzi. W trakcie operacji pod kryptonimem "Tajfun" zatrzymano głównych organizatorów - Afgańczyka mającego niemieckie obywatelstwo i mieszkającego w Warszawie Libańczyka. Obaj prowadzili legalne firmy handlowe i restauracje w Warszawie, Kijowie i Hamburgu. Grupie tej udało się w ciągu trzech lat przerzucić do Niemiec prawie 4 tys. uchodźców, głównie z Somalii, Bangladeszu, Afganistanu i Indii. Straż graniczna i policja ustaliły, że główni organizatorzy przemytu w ciągu zaledwie kilku miesięcy otrzymali 50 bankowych przekazów z zagranicy, m.in. z Niemiec, Belgii, Szwajcarii, Francji i Wielkiej Brytanii, na 400 tys. zł. Ile trafiło do ich kieszeni nieoficjalnie - nie wiadomo.

Uszczelnianie granicy
Jeszcze dwa lata temu grupy zajmujące się przemytem ludzi miały lepsze wyposażenie techniczne niż polscy pogranicznicy. Dzięki funduszom z budżetu państwa i pomocy Unii Europejskiej straż graniczna w ciągu kilkunastu ostatnich miesięcy zakupiła m.in. 136 terenowych land roverów, radiowy sprzęt UKF za 800 tys. euro, systemy obserwacji dzienno-nocnej za prawie 4 mln euro, elektroniczne czytniki paszportów, ponad 100 czterokołowych motocykli Honda, 5 samolotów Wilga i dwa okręty dla Morskiego Oddziału Straży Granicznej. Jeszcze w tym roku zakupione zostaną kolejne samoloty i samochody terenowe, a także sprzęt noktowizyjny i specjalistyczne umundurowanie (za 2,25 mln euro). - Dzięki nowemu sprzętowi nasi funkcjonariusze mogą dotrzeć praktycznie wszędzie, nawet w najtrudniejszym terenie. Hondy są na przykład wykorzystywane od wiosny do jesieni. Zimą zastępują je - równie skutecznie - skutery śnieżne - mówi mjr Przemysław Schielke, zastępca komendanta Warmińsko-Mazurskiego Oddziału Straży Granicznej. Cały czas budowane są też nowe strażnice - by odległość pomiędzy nimi nie przekraczała 25 km.
Ponieważ poprawiło się wyposażenie i wyszkolenie polskich służb granicznych, a więc wzrosło również ryzyko wpadki, organizatorzy przemytu żądają znacznie więcej za przerzut ludzi na zachód Europy. Teraz za przeprawę z Moskwy do Berlina trzeba zapłacić ponad 5 tys. USD od osoby (jeszcze dwa lata temu ok. 3 tys. USD). Właśnie to spowodowało, że przemytnicy coraz częściej omijają Polskę. Potwierdzają to dane statystyczne - w ubiegłym roku niemieckie służby graniczne zatrzymały przy próbie nielegalnego przekroczenia granicy 37,5 tys. cudzoziemców, z tego na odcinku granicy z Polską tylko 2 tys. Na granicy z Czechami Niemcy zatrzymali zaś aż 12,8 tys. osób, zaś na granicy z Austrią - 11 tys.

Granica Europy
- Jeszcze dwa lata temu to był bezpieczny interes. Przez rok udawało się zarobić nawet kilkadziesiąt tysięcy dolarów. Teraz większość Polaków biorących udział w przemycie ludzi wycofała się. Są jednak tacy, którzy - wykorzystując swoje doświadczenie - przenieśli się do Czech lub Austrii, gdzie współpracują z istniejącymi tam grupami albo założyli własne - mówi mężczyzna, który był kierowcą w grupie przemytników działających wcześniej w okolicach Zgorzelca. Dziś prowadzi legalny interes. - Podobnie jak ja postąpiło wiele osób. Zarobione na przemycie pieniądze wystarczyły, by dobrze się ustawić. Nie warto już ryzykować - dodaje.
Za kilka lat nasze wschodnie rubieże staną się granicą całej Unii Europejskiej, a Polska nie będzie już państwem tranzytowym, lecz docelowym. Wiele wskazuje na to, że nie będziemy tym ogniwem unii, do którego nielegalni uchodźcy mogą się dostać najłatwiej.
Więcej możesz przeczytać w 27/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.