Służba drogowa

Służba drogowa

Dodano:   /  Zmieniono: 
O miejsca pracy przy polskich drogach walczy trzynaście tysięcy prostytutek z kilkunastu krajów
W listopadzie 1998 r. w okolicach Uzarzewa na trasie Poznań-Gniezno zamordowana została jedna z bułgarskich prostytutek. Z zeznań jej koleżanek wynikało, że sprawcami byli trzej Polacy, którzy najpierw skorzystali z ich usług, a następnie zażądali pieniędzy. Po krótkiej szamotaninie jeden z bandytów kilkakrotnie strzelił do stojącej najbliżej dziewczyny, po czym mężczyźni uciekli, zabierając jej kurtkę i ok. 50 zł. Sprawców udało się zatrzymać dopiero w tym roku. Koronnym dowodem przeciwko nim stały się porzucone na miejscu zdarzenia prezerwatywy, dzięki którym specjaliści z Zakładu Medycyny Sądowej Akademii Medycznej w Bydgoszczy ustalili kod genetyczny mężczyzn.
Kilka lat temu w przydrożnym lesie w okolicach Włocławka została uduszona inna bułgarska prostytutka. Sprawców tego morderstwa do dziś nie wykryto. Horror przeżyła również działająca w gminie Głogów Małopolski grupa prostytutek i ich opiekunów z Bułgarii. Pięć pracujących przy drodze z Rzeszowa do Kolbuszowej dziewczyn zostało dotkliwie pobitych przez szefów i ochroniarzy czterech okolicznych agencji towarzyskich, dla których stanowiły konkurencję. Swoje usługi oferowały bowiem już za 40 zł, czyli trzykrotnie taniej niż w pobliskich agencjach. Bułgarki nie zgłosiły się na policję. Mimo że przebywały w Polsce legalnie, obawiały się zemsty napastników. Policjanci dowiedzieli się jednak o zajściu i odnaleźli kobiety. Jedna z nich z uszkodzoną miednicą i narządami wewnętrznymi trafiła do szpitala. W wyniku śledztwa policjanci z wydziału kryminalnego KMP w Rzeszowie zatrzymali dwanaście osób.
- Pobicie bułgarskich tirówek przez właścicieli agencji towarzyskich zdarzyło się tylko raz. W wyniku naszych działań operacyjnych udało się zresztą zlikwidować zjawisko przydrożnej prostytucji w rejonie Rzeszowa - twierdzi podkomisarz Łukasz Nowicki, oficer prasowy Komendy Wojewódzkiej Policji w Rzeszowie. Z informacji uzyskanych w kilku regionach Polski wynika jednak, że konflik-tów między konkurencyjnymi grupami było w ostatnim roku co najmniej kilkaset. Kobiety pracujące dla konkurencji wywożono na przykład w odległe miejsca na Pomorzu Zachodnim, w Lubuskiem, Wielkopolsce, na Mazurach, w okolicach Lublina i Przemyśla czy na Dolnym Śląsku. Wiele z nich pobito, ale na policję zgłosiły się tylko cztery poszkodowane. Policjanci walczą zresztą głównie z konkurentami grup lub agencji, które ich opłacają. Bułgarki działające w okolicach Szczecina opowiadają na przykład, że w maju tego roku policjanci przyjechali je przepędzić w towarzystwie ochroniarzy agencji towarzyskiej, którzy już kilka razy je poturbowali.
Nie zmienia to faktu, że Rumunki, Ukrainki, Bułgarki, Rosjanki, obywatelki Jugosławii i Albanii, Białorusinki, przedstawicielki kilku krajów Azji oraz oczywiście Polki toczą przy naszych drogach bezpardonowy bój o klienta. Z nimi z kolei walczą właściciele agencji towarzyskich, policja, samorządowcy oraz kościoły, a nawet detektywi wynajęci przez zazdrosne żony. Mimo to co roku - choć zarabiają trzy-, czterokrotnie mniej niż ich koleżanki w agencjach towarzyskich - ponad tysiąc nowych adeptek tego zawodu ustawia się przy naszych drogach.
"Udając się na ogólnopolskie uroczystości Wielkiego Jubileuszu bądź pielgrzymując do znanych sanktuariów, użytkownicy polskich szos, wśród których są m.in. dzieci i młodzież, stykają się niejako przymusowo z widokiem młodych kobiet, które na poboczach głównych dróg oferują swoje usługi seksualne przejeżdżającym kierowcom. (...) Tak dalej być nie może. Należy coś z tym niemoralnym zjawiskiem zrobić" - napisali biskupi skupieni w prezydium Konferencji Episkopatu Polski w liście do Marka Biernackiego, szefa MSWiA. Minister Biernacki twierdzi, że niezależnie od listu biskupów ministerstwo już wcześniej przygotowało plan zwalczania przydrożnej prostytucji. Apel episkopatu ma wszakże "spowodować przyspieszenie działań służb podległych resortowi".
O planach ministra podlegające mu służby nic jednak nie wiedzą. - W związku z listem biskupów odnoszącym się do przydrożnej prostytucji nie otrzymaliśmy żadnych nowych wytycznych. Akcje wymierzone przeciw tirówkom przeprowadzamy w zależności od potrzeb. Decyzja o podjęciu działań przez straż graniczną zapada na podstawie własnych obserwacji i sygnałów otrzymywanych od mieszkańców - informuje por. Donat Olczak, zastępca naczelnika Wydziału Prezydialnego Pomorskiego Oddziału Straży Granicznej.
Tymczasem w Polsce prostytucja, także przydrożna, nie jest przestępstwem. Karane jest wyłącznie nakłanianie, zmuszanie lub ułatwianie prostytucji w celu osiągnięcia korzyści majątkowej. - Skuteczna walka z tym przejawem prostytucji musi polegać na zwalczaniu zaplecza, a więc stręczycieli i alfonsów, którzy coraz częściej działają w zorganizowanych grupach przestępczych. To nie jest jednak proste i w efekcie prowadzi do jeszcze większej konspiracji tego środowiska - uważa prof. Marian Filar, kierownik Katedry Prawa Karnego i Polityki Kryminalnej Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu. - Jeśli chcemy skutecznie walczyć z tzw. tirówkami, powinniśmy się zastanowić nad legalizacją domów publicznych, tworząc oczywiście wokół całą otoczkę przepisów sanitarno-politycznych. Taka jest cena: nie da się zarobić i nie ubrudzić rąk.
- Szacujemy, że na naszych drogach jest ok. 13 tys. prostytutek, w tym 2,5 tys. cudzoziemek. Wśród tych ostatnich najliczniejszą grupę stanowią Bułgarki, których jest ponad tysiąc - wylicza komisarz Zbigniew Matwiej z Biura Prasowego KG Policji.
Ogólnopolską akcję przeciwko przydrożnym prostytutkom policja i straż graniczna prowadziły już latem 1998 r. Tylko w trzech akcjach na drogach dawnego województwa szczecińskiego wzięło udział ponad 300 funkcjonariuszy. W rezultacie deportowano 72 osoby. Otwockiej policji udało się nie tylko zatrzymać pracujące na trasie Warszawa-Lublin Bułgarki, ale także namówić je do złożenia zeznań obciążających Denizela S., ich 22-letniego opiekuna. Cóż z tego, skoro trzy lata później liczba kobiet prostytuujących się na drogach wzrosła prawie o połowę.
Z danych Interpolu wynika, że przydrożna prostytucja jest zjawiskiem typowym dla Polski, Węgier, Czech i Słowacji. We Włoszech i innych krajach Europy Zachodniej była ona rozpowszechniona w latach 60. - W Polsce nadal nie każdego stać na "panienkę" w agencji towarzyskiej za minimum 100 zł, natomiast wiele osób jest skłonnych skorzystać z podobnych usług oferowanych za 20-30 zł. I to jest główna przyczyna sukcesu przydrożnej prostytucji w naszym kraju. Trafiono w niszę popytową, którą dodatkowo umacniają korzystne warunki prawne - tłumaczy prof. Marian Filar. Rzeczywiście, gdyby nie było na te usługi popytu i gdyby nie było to zajęcie opłacalne, konkurenci nie walczyliby tak zaciekle o rynek. - W Niemczech regulacje policyjne zabraniają tego rodzaju prostytucji. W Polsce takich zakazów nie ma. Jedynym przepisem prawnym, który policja mogłaby ewentualnie zastosować, jest art. 142 kodeksu wykroczeń, mówiący o prostytucji nachalnej, narzucającej się i naruszającej porządek publiczny. Trudno jednak udowodnić, by stojące przy drogach prostytutki były nachalne czy naruszały porządek publiczny - dodaje prof. Filar.
Nic nie wskazuje też na to, by kobietom ze wschodu i południa Europy nagle przestało się opłacać przyjeżdżać do pracy w Polsce. - Polska to dla nas jedyna szansa na lepsze życie. Obsługując dziennie 8-10 klientów, mogę tu zarobić nawet 200-300 zł. Dzięki temu po powrocie do domu będę mogła wziąć ślub z moim chłopakiem i pomóc rodzinie - twierdzi osiemnastoletnia Naina z Bułgarii, pracująca w okolicach Płocka. Mimo że kilka razy znalazła się w tarapatach, nie wyjechała z Polski. Ostatnio musi wprawdzie płacić za ochronę miejscowemu gangowi, ale dzięki temu nie nęka jej policja ani ochroniarze konkurencji.
W ciągu miesiąca na "dobrym" odcinku drogi dziewczyna może zarobić nawet 5 tys. zł, czyli tyle, ile specjalista ds. marketingu w ogólnopolskiej gazecie codziennej czy sędzia sądu okręgowego. Mimo że połowę zarobków trzeba oddać opiekunom, i tak pozostaje suma, na którą w Bułgarii, Rumunii czy Rosji trzeba pracować przez dziesięć miesięcy. Dlatego to właśnie cudzoziemki są najbardziej widoczne na polskich drogach (policja twierdzi, że jest ich trzykrotnie mniej niż prostytuujących się Polek) i mają największe wzięcie u klientów.


Więcej możesz przeczytać w 29/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.