Folwark Moskala

Dodano:   /  Zmieniono: 
Kongres Polonii Amerykańskiej przestaje się w USA liczyć
Przed Edwardem Moskalem, szefem największej organizacji polonijnej na świecie - Kongresu Polonii Amerykańskiej - zatrzaskują się drzwi kolejnych gabinetów. Od kilku lat Moskal nie ma wstępu do Białego Domu, Departamentu Stanu USA oraz nowojorskiego ratusza. Za persona non grata uznał go Amerykański Kongres Żydów. Współpracę z prezesem KPA zerwała czołówka amerykańsko-polonijnej elity intelektualnej o dużych wpływach w Waszyngtonie: Jan Nowak-Jeziorański, profesorowie Stanisław Blejwas, Andrzej Korboński, Bohdan Oppenheim. Nie chce mieć z nim do czynienia prof. Zbigniew Brzeziński.

Z KPA odchodzą kolejne organizacje polonijne: podczas gdy w latach 80. kongres skupiał 28 polonijnych związków federalnych, dziś zrzesza 17, reprezentujących kilka procent amerykańskiej Polonii. To potężne niegdyś lobby, z którym liczyli się prezydenci USA i którego nie mogli lekceważyć władcy PRL, schodzi na margines. "Pan premier nie podejmie dyskusji z niezgodnym z jakimikolwiek standardami kultury politycznej listem prezesa Moskala" - tak Krzysztof Luft, rzecznik rządu, skwitował ostatnie pismo prezesa Kongresu Polonii Amerykańskiej do Jerzego Buzka, zarzucające polskiemu premierowi ignorancję i wyprzedaż Polski oraz krytykujące go za nominowanie Władysława Bartoszewskiego na szefa MSZ.
Kongres Polonii Amerykańskiej powstał w 1944 r. Przystąpiły doń największe organizacje polonijne w USA, z istniejącym od 1880 r. Związkiem Narodowym Polskim, który od początku zyskał dominującą pozycję. ZNP, utworzony jako stowarzyszenie patriotyczne i samopomocowe, dziś jest korporacją ubezpieczeniową z 250 tys. członków i aktywami rzędu 250 mln dolarów. Utarło się, że prezes ZNP zostaje automatycznie prezesem KPA. Ta unia personalna, która przez lata była siłą amerykańskiej Polonii, dziś uchodzi za jej zmorę. - Kongres, z rocznym budżetem sięgającym 250 tys. dolarów, jest na garnuszku związku dysponującego tysiąc razy większymi pieniędzmi i stanowi dodatek do jego interesów - zwraca uwagę Władysław Wawrzonek, przewodniczący Grupy Odnowy Polonii Przełom. Związek i kongres łączy osoba Edwarda Moskala.
Urodzony w 1924 r. w Chicago, w wieku 18 lat wstąpił do ZNP i wytrwale budował w nim swoją pozycję, mimo niedostatków w wykształceniu. W 1963 r. został członkiem zarządu, a w 1975 r. - związkowym skarbnikiem. Kieruje też korporacją medialną, do której należą dwie gazety - "Dziennik Związkowy" i "Zgoda" - oraz stacja radiowa. W październiku 1988 r. wybrano go na prezesa ZNP. Miesiąc później został prezesem KPA, obejmując fotel po mecenasie Alojzym Mazewskim.
- Nie chodzi o to, że Mazewski był prawnikiem, a Moskal właścicielem knajpy. Chodzi o to, że tamten zawsze postępował jak adwokat, z korzyścią dla Polonii i starego kraju, a ten nigdy nie przestał postępować jak karczmarz, który ma tylko szynkwas i kasę przed oczami - mówi Józef Lisiński, żołnierz AK, działacz polonijny z Nowego Jorku.
Niecały rok po wyborze Moskala umarła PRL. Nowy prezes niezbyt umiał się znaleźć w realiach nowej Polski. "Od początku odniósł się do niej z pewną - delikatnie mówiąc - niechęcią. Dokonywał wysiłków, by nie dopuścić do wymiany funkcjonariuszy placówek PRL, ludzi nierzadko o SB-ckiej proweniencji. Tłumy Polaków amerykańskich witających przedstawicieli suwerennych władz z Polski przecierały oczy ze zdumienia, widząc, że prezes Moskal bojkotuje powitania, a uroczyście żegna odjeżdżających" - wspominał w "Rzeczypospolitej" Kazimierz Dziewanowski, pierwszy ambasador III RP w Waszyngtonie.
Podczas triumfalnego tournée Lecha Wałęsy, który słowami "My, naród" podbił Amerykę, Moskal był nieobecny. Nie pojechał do Rzymu na pierwszy zjazd Polonii ze Wschodu i Zachodu w październiku 1990 r., któremu patronował papież. Za to gorąco fetował premiera Waldemara Pawlaka. Z ciepłym przyjęciem ludzi bliskich Moskalowi spotkał się też Jerzy Urban, podróżujący po Ameryce zimą 1996 r. Potem "Nie" zamieściło tekst próbujący zdyskredytować Jerzego Surdykowskiego, ówczesnego konsula generalnego RP w Nowym Jorku.
Ze wszystkich problemów, przed którymi stanęła nowa Polska, Moskal upodobał sobie stosunki polsko-żydowskie. Na internetowej stronie KPA w "kąciku prezesa" można znaleźć jego główne oświadczenia złożone w ciągu ostatnich kilku lat. Ponad połowa dotyczy "kwestii żydowskiej". W maju 1996 r. wysłał do prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego list, w którym skrytykował przeprosiny ówczesnego szefa MSZ Dariusza Rosatiego za pogrom kielecki, podkreślał też "brak stanowczości w działaniach rządu polskiego, a także ewidentne błędy urzędników państwowych, które powodują, że Żydzi pozwalają sobie na coraz więcej". List wywołał rozłam w KPA. Odcięły się od niego oddziały w Waszyngtonie i Connecticut, a Jan Nowak-Jeziorański zrezygnował z funkcji dyrektora KPA.
W czerwcu 1996 r. Moskal podjął akcję przeciw filmowi "Sztetl", wzywając Kwaśniewskiego, by nie dopuścił go na polskie ekrany. W styczniu 1998 r. skrytykował polski rząd za usunięcie symboli religijnych z terenu Auschwitz. We wrześniu ogłosił kolejne stanowisko "w sprawie stosunków polsko-żydowskich", w którym uznał zwracanie mienia Żydom ograbionym w czasie II wojny za "nieporozumienie". Rok później sprzeciwił się zorganizowanej na katolickim uniwersytecie Loyola Marymount w Los Angeles konferencji "Polski Kościół wobec antysemityzmu". W czerwcu 1999 r. wydał oświadczenie potępiające rabina Menachema Joskowicza za jego słowa skierowane do papieża pod pomnikiem na Umschlagplatz.
We wszystkich tych oświadczeniach prezesowi przyświeca troska o polskość, krzyż i Kościół katolicki, którym zagrażają Żydzi. Jednak w hierarchii kościelnej ta nieproszona obrona wywołuje irytację. Kiedy Moskal zaprosił ks. Henryka Jankowskiego, katolicki biskup Chicago Francis George zakazał Jankowskiemu odprawiania mszy i głoszenia kazań w kościołach diecezji, obawiając się antysemickich treści. - A w USA zarzut antysemityzmu oznacza pocałunek śmierci - mówi Jan Krawiec, w latach 1968-1985 redaktor naczelny "Dziennika Związkowego". Tymczasem prezes KPA oświadczył w czerwcu 1998 r.: "Jeśli ktoś nazywa mnie antysemitą, noszę tę etykietkę z dumą".
Zdaniem Nowaka-Jeziorańskiego, złym duchem Moskala, który "nawrócił" go na antysemityzm, jest Wojciech Wierzewski - po marcu 1968 r. I sekretarz PZPR na polonistyce Uniwersytetu Warszawskiego, a dziś redaktor dwutygodnika "Zgoda" w Chicago. On właśnie ma być autorem tych wszystkich listów i oświadczeń. - Podejrzewam, że Moskal podpisuje to nieświadomie. Ostatni list do Buzka był mu przedstawiony po polsku, a prezes lepiej włada angielskim. To w sumie rozsądny, rzeczowy człowiek - broni go Andrzej Czuma, dziennikarz radiowy z Chicago. -Zbyt wiele przeżyłem w czasie wojny, by łatwo oskarżać o antysemityzm, ale wiele ruchów prezesa przypomina przedwojenny obóz narodowo-radykalny - dodaje Marian Marzyński, reżyser z Nowego Jorku, na swój sposób wdzięczny Moskalowi za rozgłos wokół jego filmu "Sztetl".
Lubując się w doraźnych akcjach i apelach, prezes zrobił też dużo dobrego. Zmobilizował Polonię do pomocy ofiarom powodzi w 1997 r. Gdy ważyły się losy przyjęcia Polski do NATO, wysłał listy do Senatu USA i do Billa Clintona. Wezwał polonusów, by zasypali Capitol i Biały Dom faksami i e-mailami wzywającymi do przyspieszenia decyzji o poszerzeniu sojuszu. Uruchomił akcję wymierzoną w przeciwników przyjmowania nowych państw do NATO. Zaskarbił tym sobie nadwiślańską wdzięczność. "My w kraju czuliśmy poparcie, któreście nam przekazywali przez Atlantyk" - mówił do Moskala premier Buzek, wręczając mu replikę szabli ułańskiej z 1920 r. Władze Krakowa przyznały prezesowi honorowe obywatelstwo miasta, a poznańska Akademia Medyczna nadała mu w 1997 r. tytuł doktora honoris causa za inicjatywy charytatywne i "całokształt wszechstronnej działalności". "W sferze jego zainteresowań nie leżą sprawy ściśle polityczne i nie ingeruje on w wewnętrzną politykę kraju" - przekonywał w swej laudacji promotor przewodu doktorskiego Moskala, prof. Antoni Pruszewicz.
Jeszcze teraz, po obraźliwym dla polskiego rządu liście, prezes Moskal ma w Warszawie utytułowanych zwolenników. - Nie sądzę, by zaszkodziło to wizerunkowi lub interesom Polski w świecie. Polonii amerykańskiej nie można odmówić patriotyzmu. Żydom się wydaje, że mogą pewne rzeczy narzucać. Polacy nie zgadzają się z tym - mówi Andrzej Stelmachowski, prezes stowarzyszenia Wspólnota Polska, honorowy członek KPA.
Tymczasem Moskal reprezentuje dziś już tylko małą część Polonii. - Spośród dziesięciu milionów Amerykanów polskiego pochodzenia dziewięć i pół miliona nigdy o nim nie słyszało - twierdzi Jan Krawiec. Wśród mniejszości zrzeszonej w KPA Moskal ma jednak silną pozycję. Nie udała się podjęta w 1994 r. próba zmiany warty. Moskal dostał trzy razy więcej głosów niż jego konkurentka Elżbieta Wasiutyńska, która chciała przyciągnąć do KPA nową, solidarnościową emigrację.
- Moskal będzie rządził dożywotnio - wyrokuje Marian Marzyński.
Ceną jego rządów są malejące wpływy polskiej grupy etnicznej w życiu politycznym USA. W latach 60., 70. i 80. Polonia miała wielu przedstawicieli w Kongresie, Senacie i administracji. Teraz w wyjątkowo otwartej na mniejszości ekipie Clintona nie ma już nikogo. W niektórych miejscowościach w Stanach Zjednoczonych polonusi stanowią czwartą część mieszkańców, lecz nie mają żadnego przedstawiciela we władzach. W polskim Chicago - "stolicy" Moskala - KPA nie był nawet w stanie przeforsować swych przedstawicieli do Rady Szkolnej.


Więcej możesz przeczytać w 31/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.