Ballada o kablu

Dodano:   /  Zmieniono: 
Jesteśmy członkiem NATO i aspirujemy do UE, a rzeczywistość często jest niemal taka jak trzysta lat temu na Dzikich Polach
Przypomniał mi się niedawno głośny przypadek obrony koniecznej. Śmierć poniósł wówczas jeden ze złodziei kradnących kabel elektryczny z transformatora. I komentarz kogoś z bliskich czy kumpli zastrzelonego: "Przecież oni tylko kradli kabel, a baba wali do nich jak do kaczek". Proszę się nie bać, nie będę pisał o żadnej nowej tragedii z powodu zwykłego drutu. Opiszę tylko przedsionek nieszczęścia w nadziei, że do niczego nie dojdzie.

Zanim przenieśliśmy się do naszego leśnego domku, wiedzieliśmy już, że w czerwcu dwukrotnie ukradziono kawałek linii elektrycznej tuż przy naszej posesji. Gdy człowieka nie ma na miejscu, rzecz jest mało dolegliwa. Przeszkadzało to tylko naszemu panu Zbychowi, który z powodu braku prądu musiał przerywać pracę nad przygotowaniem domku do sezonu.
Trzeciej kradzieży, w lipcu, doświadczyliśmy już osobiście. Baśka ma szybki refleks i gdy rano zauważyła, że prądu nie ma, udała się na pobliskie pole, aby potwierdzić swoje przeczucia. Telefon do elektrowni, uprzejma rozmowa. Panowie przyjmują zgłoszenie, interesują się sprawą, oddzwaniają. Wszystko bierze na głowę żona, bo ja na szczęście jadę do Warszawy. Słyszę urywki rozmowy, że jak by dzwoniła ekipa szukająca, to powiedzieć jakiś numer i dodać "tam, gdzie zawsze". Ładna perspektywa! Skoro "tam, gdzie zawsze", to znaczy, że zdarzenie może się powtarzać wielokrotnie. Kłopot zaś polega na tym, że elektrownia nie jest w stanie linii naprawić wcześniej niż po upływie doby. A tymczasem nie wiem, w ilu domkach w okolicy rozmrażają się lodówki, nie ma światła, wody, telewizji i tak dalej. Można oczywiście powiedzieć, że skoro udajemy leśnych ludzi, odrobina powrotu do natury nam nie zaszkodzi. Może i prawda, ale mało kto jest przygotowany do nagłej zmiany warunków cywilizacyjnych. Trzeba by kupić agregaty prądowe i też pilnować, żeby ich nikt nie ukradł.
Samo zdarzenie, jako wypadek odosobniony, nie byłoby warte tego, aby o nim myśleć i pisać. Jeżeli jednak powtarza się i jest rozpowszechnione, staje się problemem. Przede wszystkim dla poszkodowanych, choć nie tylko. Spróbujmy krótko odtworzyć to, co myślą o sprawie osoby oraz instytucje, których dotyczy. Złodzieje kombinują w sposób prosty: świetne miejsce, pod lasem, nikt nie widzi. Kabel aluminiowy dobra rzecz, ma wiele zastosowań i niezłą cenę zbytu. Elektrownia i tak naprawi, policji nie ma, a działkowicze - różne dziadki kościane - emeryci i matrony z dziećmi mogą nam naskoczyć. Rozumowanie takie jest w zasadzie poprawne. Zakład energetyczny ponosi wprawdzie stratę, ale chyba nie tak wielką, żeby jej aktywnie przeciwdziałać. Kabel jest, to się założy, nie ma już komuny, a więc niczego nikomu nie trzeba robić ekstra. Zrobimy, kiedy przyjdzie pora, straty pójdą w koszty i jakoś będzie. Policja natomiast ma jak zwykle sporo roboty i nie jest w okolicy zbyt liczna. Nie będzie więc szczególnie pilnowała jakichś drutów.
Wszystko więc zależy od rozsądku i determinacji złodziei i pokrzywdzonych. I zaczyna się klasyka westernu - pardon! - easternu. Baśka wyśmiała mnie oczywiście, gdy zacząłem układać dramatyczny scenariusz. Jeżeli kabel będą zdejmowali co parę dni, trzeba będzie wystawić nocną wartę. Jak w wojsku. I to w dodatku uzbrojoną. Niezłe zajęcie dla starszych panów na letnie miesiące! "Puknij się w głowę" - kpi Baśka. "Kto ci pójdzie do takiej służby wartowniczej?". "Jest równouprawnienie, wy jesteście młodsze, też powinniście wziąć w tym udział" - replikuję.
Oczywiście, prościej jest wynająć ochronę za pieniądze. I znowu złośliwy sceptycyzm Baśki: "Będziesz chodził po sąsiadach i zbierał kasę. Nawet nie wiesz, ile domków i które trzeba obejść". Jesteśmy członkiem NATO i aspirujemy do Unii Europejskiej, a rzeczywistość często jest niemal taka, jak trzysta lat temu na Dzikich Polach albo na Dzikim Zachodzie sprzed półtora wieku. W telewizji podają, że po wsiach zaczynają kraść bydło. Już nie wystarcza kabel aluminiowy, samochody i sprzęt gospodarczy letników. A ci ostatni w desperacji mogą sformować straż obywatelską, a od tego do nieszczęścia już tylko mały krok. "Przecież oni tylko kradli kabel"...
Więcej możesz przeczytać w 31/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.