Święty przełom

Dodano:   /  Zmieniono: 
Jak Kościół będzie obchodził rok wielkiego jubileuszu
Zagrajcie na trąbie w całym kraju. Ogłosicie świętym pięćdziesiąty rok i proklamujecie uwolnienie kraju i wszystkich jego mieszkańców. Będzie to dla was jubileusz" - głosi Księga Kapłańska (Lewitów), jedna z pięciu części Tory. Nazwa jubileuszu pochodzi od starohebrajskiego jobel, czyli rogu baraniego, w który Lewici dęli, by dać początek Rokowi Świętemu. Po siedmiu Szemitti, czyli latach sobotnich, następował Jobel (jubileusz). Miał być poświęcony Panu, oczyszczeniu sumień i uwolnieniu niewolników. Długi były odpuszczone, a pola i domy wracały do prawowitych właścicieli. Wszyscy synowie Izraela znów stawali się równi w oczekiwaniu na nadejście Mesjasza. Jak przyznaje Kościół katolicki, "wymiar społeczny jubileuszu żydowskiego jest źródłem inspiracji jubileuszowego apelu na rok 2000 o równość, sprawiedliwość, solidarność" (z dokumentu "Co to jest Jubileusz" opublikowanego przez Komitet Organizacyjny Roku Świętego).
Stosunek chrześcijan do Starego Testamentu nie zawsze był przychylny, a powodów do waśni między wyznawcami Starego i Nowego Przymierza było aż nadto. Pierwsze zbliżenie nastąpiło dopiero w średniowieczu i to właśnie za sprawą jubileuszu. Wbrew powszechnym przekonaniom pierwsze jubileusze nie odbywały się w Rzymie, lecz w Santiago de Compostela, w hiszpańskiej Galicji, u grobu św. Jakuba. Przywilej ogłaszania roku świętego i odpuszczania win pielgrzymom nadał mnichom z Santiago w 1122 r. papież Kalikst II. W Rzymie pierwszy jubileusz ogłosił pod naciskiem rosnącej fali pielgrzymów Bonifacy VIII w 1300 r. Każdy koniec stulecia wzbudzał histerię, bo pojawiały się głosy o zbliżającym się końcu świata. Pierwszym papieżem, którzy przekroczył Święte Drzwi, był Marcin V (1423 r.). "Drzwi" to zresztą za dużo powiedziane, bo przez pierwsze dwa stulecia był to tylko zamurowywany otwór. Prawdziwe wrota zainstalowane zostały dopiero w 1499 r. za sprawą Aleksandra VI. Kazał on przenieść do bazyliki św. Jana na Lateranie drzwi z kościoła św. Ambrożego na Forum. Jak głosi tradycja, były to te same drzwi, które od niepamiętnych czasów odgradzały wnętrze Senatus Populusque Romanus od reszty świata. Stoją one u św. Jana do dziś: otworzył je papież w dzień Bożego Narodzenia - nie bez przygód, bo bezmyślny diakon zapomniał na czas zdjąć łańcuch.
Dzisiejsze drzwi w Bazylice św. Piotra są nieprzyzwoicie młode, wykonane zostały bowiem z brązu dopiero w 1949 r. Aleksander VI zlecił też Giovanniemu Burcardo (prawdziwe nazwisko Johann Burckhardt), mnichowi spod niemieckiego Fryburga, opracowanie scenariusza uroczystości otwarcia i zamknięcia lat jubileuszowych. Rytuał ten, oparty na interpretacji słów Chystusa "Jam jest drzwiami", przetrwał bez zmian prawie 500 lat. Podważył go dopiero Paweł VI. Stukając na otwarcie jubileuszu roku 1975 młotkiem w mur za Świętymi Drzwiami, spowodował... małą lawinę. Kilka kawałków tynku spadło mu na głowę i ramiona. Złośliwi twierdzą, że właśnie dlatego na zakończenie uroczystości po prostu zamknął Święte Drzwi i nie chciał słyszeć o ich zamurowywaniu. Mur jednak znów cichcem się pojawił, głównie za sprawą kolekcjonerów gotowych płacić krocie za cegły ze znaczkiem "Fabbrica di San Pietro". Notabene, w czasie jubileuszu w 1574 r. szesnaście osób poniosło śmierć, a kilkadziesiąt zostało rannych podczas kolosalnej bójki o nie. To jednak nic wobec 172 ofiar "zderzenia" dwóch ogromnych grup pielgrzymów podążających w 1450 r. w przeciwnych kierunkach mostem św. Anioła. Jan Paweł II, podobnie jak poprzednik, również uznał, że Burcardowa interpretacja słów Chrystusa o bramie była zbyt dosłowna i mur kazał rozebrać już dwa tygodnie przed ceremonią otwarcia Świętych Drzwi. Kroniki i tzw. dobrze poinformowane źródła watykańskie milczą na temat dalszych losów cegieł. Z pewnością parę sztuk znajdzie się niebawem w jednym z londyńskich lub nowojorskich domów aukcyjnych. Na jubileuszu roku 2000 zarobią nie tylko kolekcjonerzy. Już od 1994 r., od ogłoszenia listu pasterskiego "Tertio Millenio Adveniente", rozpoczął się wyścig do kasy. Najwięcej zarobili rzymscy palazzinari, jak pogardliwie określa się we Włoszech budowniczych spekulantów. Na inwestycje mające ułatwić życie rzymianom i pielgrzymom z kas miejskich i ze skarbu państwa przeznaczono 16 bln lirów (czyli 8 mld zł). Miało powstać kilkanaście kilometrów metra, system lekkiej kolei miejskiej, linia tramwajowa z Piazza Venezia do Watykanu, parkingi na 60 tys. aut, tunel pod zamkiem Świętego Anioła, a także trasy przelotowe, drogi i bezkolizyjne skrzyżowania. Nie zbudowano nic. Rzym, zawsze chaotyczny, stał się prawdziwym piekłem. Pogoń za jubileuszowymi pieniędzmi ogarnęła wszystkich po trochu. Doszło do tego, że Kuria Rzymska rekwirowała budynki szkół katolickich, by przerobić je na znacznie bardziej dochodowe hotele i pensjonaty. Na kokosy liczą również hotelarze, właściciele barów i restauracji, przewodnicy, pracownicy biur turystycznych, a nawet piekarze, którzy musieli słono zapłacić za licencję na wypiek "chleba pielgrzymiego" o specyficznym kształcie (robi się go, nie wiedzieć czemu, obowiązkowo z mąki sprowadzanej z Belgii i znacznie droższej od włoskiej). Taka bułeczka jest dziesięciokrotnie droższa od normalnej, ale podobno większość zarobku przeznaczana jest na cele dobroczynne. Nie wiadomo, czy rzymianie rzeczywiście obłowią się na jubileuszu, tak jak się tego spodziewają. Jeszcze dwa lata temu buńczucznie mówiono o 40 mln pielgrzymów w Roku Świętym, potem o 30 mln, a dzisiaj w kurii rzymskiej po cichu mówi się, że jeśli przyjedzie 20 mln, to będzie dobrze. Zważywszy, że co roku i tak odwiedza Rzym od trzynastu do siedemnastu milionów turystów, różnica będzie niewielka.
W tym handlowo-medialnym pandemonium gubi się duchowy sens jubileuszu. W gazetach, radiu czy telewizji praktycznie nie słyszy się o skrusze i pokucie, darowaniu win i długów, ba, nie wspomina się nawet o amnestii. Być może ktoś przeprowadzi kiedyś ankietę wśród sytych i zadowolonych z siebie turystów stojących w długiej kolejce do watykańskich Świętych Drzwi, co wiedzą na temat obowiązków jubileuszowego pątnika. Kto wie, ilu z nich dokonało zalecanych przez papieża w bulli "Incarnationis Mysterium" dzieł miłosierdzia, ilu pościło, ilu nawiedziło chorych i uwięzionych, ilu pomogło opuszczonym dzieciom i młodzieży, ilu powstrzymało się od spożywania zbędnych potraw i napojów. Już dziś widać, że pięć celów jubileuszu, wymienionych przez papieża w liście "Tertio Millenio Adveniente", nie zostanie zrealizowanych. Pierwszy z nich to osiągnięcie historycznego wymiaru świadomości. "Kościół nie powinien przekraczać tego progu bez skłonienia swoich wiernych do oczyszczenia, do skruchy za błędy, za niewiarę, niekoherencję i opóźnienia". Drugi - to ekumenizm. Wolą papieża było, by przed początkiem jubileuszu przezwyciężyć podziały między chrześcijanami lub przynajmniej doprowadzić do ich zbliżenia. Nic takiego nie nastąpiło - wręcz przeciwnie. Wielu chrześcijan niekatolików sądzi, że uroczystość jest przykrywką rzymskiego prozelityzmu. Świadczą o tym choćby gwałtowne protesty świętego synodu greckiego na wieść o tym, że Jan Paweł II zamierza odwiedzić Ateny. Trzeci cel to doprowadzenie do "wielkiego dialogu międzyreligijnego". Również on pozostał wyłącznie w sferze pobożnych życzeń. Czwarty - to zaangażowanie społeczne Kościoła i wiernych. Pewnym konkretnym efektem kościelnych kampanii są deklaracje kilku bogatych państw zachodnich o planowanym częściowym lub całkowitym umorzeniu zadłużenia krajów Trzeciego Świata. Do równej i sprawiedliwej "uniwersalnej dystrybucji dóbr" droga jest jeszcze daleka.
Ostatni z celów to pamięć o męczennikach. W tej dziedzinie Kościół pod przewodem Jana Pawła II poczynił bezprecedensowe postępy. Rzymski jubileusz dopiero się rozpoczął i trudno się dzisiaj silić na choćby powierzchowny jego bilans. Jedno jest pewne: sprawdziło się proroctwo prymasa Stefana Wyszyńskiego, który na konklawe w 1978 r. szeptał do ucha kardynała Karola Wojtyły, zafrasowanego pogłoskami o wystawieniu jego kandydatury do tronu Piotrowego: "Przyjmij. Ty wprowadzisz Kościół w trzecie tysiąclecie".

Więcej możesz przeczytać w 2/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.