Atomowy straszak

Dodano:   /  Zmieniono: 
Ani groźba wojny jądrowej, ani niebezpieczeństwo użycia innej broni masowego rażenia nie zniknęły wraz z upadkiem komunizmu i zakończeniem konfrontacji dwóch supermocarstw - Stanów Zjednoczonych i Związku Radzieckiego. Posiadanie broni masowego rażenia nadal traktowane jest przez wiele państw jako skuteczny straszak i wyznacznik ich pozycji międzynarodowej. Bomby atomowe, śmiercionośne bakterie oraz substancje chemiczne mogą się stać własnością nie tylko prowadzących niebezpieczną politykę państw, ale i terrorystów.

Akcja militarna, jaką Stany Zjednoczone i Wielka Brytania podjęły ponownie przeciwko Irakowi, dowodzi, że nawet międzynarodowa kontrola nie jest w stanie skutecznie przeszkodzić dyktatorom w kontynuacji programów zbrojeniowych. Czyżby po rozpadzie dwubiegunowego modelu świata pojęcie "nieproliferacja" miało przejść do słownika politycznych archaizmów?

Madeleine Albright, amerykańska sekretarz stanu, w grudniu przekonywała szefów dyplomacji krajów członkowskich NATO, że możliwość ataku rakietowego z użyciem broni masowej zagłady ze strony niektórych agresywnych państw jest dziś takim samym zagrożeniem dla terytorium bronionego przez sojusz, jak czołgi Układu Warszawskiego dwadzieścia lat temu. Amerykanie chcą, by przeciwdziałanie użyciu i rozprzestrzenianiu tej broni oraz środków jej przenoszenia stało się jednym z głównych zadań NATO w najbliższych latach. Gdy Albright przemawiała w Brukseli, wydarzenia w Bagdadzie podpierały jej argumenty. Irak, który najpierw ugiął się przed groźbą amerykańskiego i brytyjskiego ataku, zezwalając inspektorom ONZ na wznowienie inspekcji, w grudniu znów uniemożliwił im działanie. Zadaniem specjalnej komisji ONZ jest sprawdzenie, czy Irak rzeczywiście pozbył się broni chemicznej, biologicznej i atomowej, a także środków służących do jej przenoszenia. Jest to warunek zniesienia sankcji gospodarczych, nałożonych na Irak po agresji na Kuwejt w 1990 r. Waszyngton stracił jednak nadzieję, że Saddam Husajn będzie skłonny naprawdę podporządkować się żądaniom wspólnoty międzynarodowej, do czego nie mogą go zmusić nawet kilkudniowe naloty.

Najbardziej napięta sytuacja panuje w Azji. W ubiegłym roku Indie oraz Pakistan otwarcie dokonały serii próbnych wybuchów, wdzierając się do wąskiego grona krajów posiadających broń jądrową. Irak już kilkakrotnie balansował na granicy wojny ze Stanami Zjednoczonymi i ich sojusznikami, utrudniając pracę inspektorów ONZ. Korea Północna także zagrodziła inspektorom drogę do olbrzymiego podziemnego bunkra, gdzie prawdopodobnie znajduje się ukrywany przed światem reaktor. Mieszkańcy Korei cierpią głód, ale komunistyczny reżim nie szczędzi środków na budowę rakiet balistycznych. Iran podkupuje rosyjskich ekspertów od broni masowego rażenia, którzy we własnym kraju ledwo wiązali koniec z końcem - ze względu na pustki w państwowej kasie. Irańczycy próbują rozbudować swe arsenały, ponieważ są przekonani, że Irak użył zarówno broni bakteriologicznej, jak i chemicznej podczas wojny między oboma krajami w latach 80. Podobnym orężem dysponuje prawdopodobnie wiele innych krajów tego regionu, w tym Syria i Izrael. Amerykanie ostrzegają Rosjan, że mogą utracić miliony dolarów pomocy, jeśli nadal będą zezwalać na wyciekanie tajemnic do Iranu.

Broń masowej zagłady może się również dostać w ręce terrorystów. Nietrudno sobie wyobrazić, że któraś z fanatycznych sekt lub mafijnych struktur mogłaby wejść w posiadanie ładunków nuklearnych, a tym bardziej broni bakteriologicznej czy chemicznej (sekta Shoko Asahary użyła już gazu przeciwko pasażerom tokijskiego metra).

Posiadanie broni masowego rażenia na szczęście nie musi oznaczać chęci jej użycia. Pakistan i Indie nie używają przecież broni atomowej, walcząc o Kaszmir - trzymają ją jako straszak i gwarancję pozycji międzynarodowej. Indie zamierzają na przykład nie dopuścić do dominacji militarnej Chin w Azji. Czy inni będą teraz chcieli pójść śladem dużych, lecz biednych krajów: Indii i Pakistanu? Czy znów rozpocznie się niebezpieczny wyścig zbrojeń - tym razem na niższym poziomie? W 1963 r. prezydent John Kennedy przewidywał, że w następnej dekadzie bronią atomową będzie dysponować już dwadzieścia, a nawet trzydzieści krajów. Obawy te się nie sprawdziły. Oprócz tradycyjnych mocarstw atomowych - USA, Rosji, Chin, Francji i Wielkiej Brytanii (pięciu stałych członków Rady Bezpieczeństwa ONZ) - zdolne do jej użycia są obecnie najprawdopodobniej jeszcze tylko trzy państwa: Indie, Pakistan oraz Izrael. Kilka innych ma jednak takie ambicje. Własne arsenały jądrowe starają się zbudować Iran, Libia, Korea Północna. Irak prowadzi wojnę nerwów z Zachodem, próbując się uwolnić od jego natarczywej kurateli i odtworzyć własne programy rozwoju zarówno broni atomowej, jak i biologicznej oraz chemicznej, której nie zawahał się użyć przeciwko Kurdom, a także podczas wojny nad Zatoką Perską.

Sytuacja jest dziś mniej optymistyczna niż na przełomie lat 80. i 90. Wówczas trzy kraje postsowieckie: Kazachstan, Ukraina i Białoruś zlikwidowały własne arsenały atomowe, a kilka innych państw (Brazylia, Argentyna, RPA, Korea Południowa, Algieria oraz Rumunia) zarzuciło programy ich rozwoju. W RPA prezydent Frederik de Klerk zdecydował się na ten krok przed przekazaniem władzy czarnej większości. Wbrew panującemu kilka lat temu optymizmowi, kłopoty napotykają obecnie także programy kontroli zbrojeń. Zdominowana przez komunistów i nacjonalistów rosyjska Duma ani myśli o ratyfikowaniu kolejnych porozumień Waszyngtonu i Moskwy, mających na celu dalszą redukcję potencjałów atomowych. Zorganizowana tuż przed próbnymi wybuchami w Indiach i Pakistanie konferencja, której celem miało być wypracowanie sposobów zacieśnienia kontroli zbrojeń zgodnie z traktatem o nierozprzestrzenianiu broni jądrowej, zakończyła się fiaskiem. Egipt i inne kraje arabskie zirytowało stanowisko Izraela, nie godzącego się na jakąkolwiek próbę kontroli jego zasobów nuklearnych.

"Atomowa piątka" z Rady Bezpieczeństwa przymyka oko na poczynania Izraela, ale potępia próby przeprowadzone przez Indie i Pakistan. Zresztą wielkie mocarstwa same nie mają czystych rąk. Rosja i Chiny eksportują technologie rakietowe i wytwarzania broni masowej zagłady do Iraku, Iranu oraz Indii. Chiny dostarczały Pakistanowi materiałów do budowy broni atomowej, służyły też pomocą swoich specjalistów. Stany Zjednoczone szkoliły pakistańskich ekspertów jeszcze w latach 70. Później udawały, że nie dostrzegają programu nuklearnego w tym kraju - Pakistan był bowiem w stanie zimnej wojny ważnym sojusznikiem USA. Dalsze stosowanie podwójnych standardów może utrudnić w przyszłości międzynarodowe wysiłki na rzecz nieproliferacji, w tym inspekcje oraz wprowadzanie sankcji przeciwko krajom łamiącym zasady.

Fakt, że po zakończeniu zimnej wojny i zniknięciu groźby globalnej konfrontacji z użyciem broni atomowej mocarstwa znajdujące się w jej posiadaniu nie zaczęły dążyć do zdecydowanej redukcji swoich arsenałów, dał do myślenia innym krajom. Według George a Perkovicha, dyrektora programu "Bezpieczny świat" w amerykańskiej W. Alton Jones Foundation, nie ma nic dziwnego w tym, że słabsze kraje z mniej stabilnych regionów świata starają się o pozyskanie broni atomowej, skoro najpotężniejsze i najbardziej bezpieczne państwa nie chcą się zgodzić na zmniejszenie swoich arsenałów nuklearnych. Na łamach "Los Angeles Times" Perkovich dowodził, że całkowicie nowa sytuacja na kontynencie europejskim i zmienione zagrożenia pozbawiają racji bytu nuklearną doktrynę NATO (sojusz może użyć broni atomowej jako pierwszy, w odpowiedzi na atak konwencjonalny). Zdaniem dwóch członków Paktu Północnoatlantyckiego: Kanady i Niemiec, które nie mają własnych głowic nuklearnych, NATO powinno promować zasadę nieproliferacji, zademonstrować, że nie chce, by posiadanie broni atomowej było najważniejszym wyznacznikiem międzynarodowego statusu w XXI w. W Polsce jednak wypowiedzi szefa niemieckiej dyplomacji Joschki Fischera wzbudziły jedynie obawy przed próbą podważenia i osłabienia wiarygodności aliansu, do którego chcemy przystąpić.

Iran - rozwijając swój program nuklearny - wskazuje na zagrożenia ze strony dysponujących bronią "A" Stanów Zjednoczonych i Izraela. Mechanizm zresztą zawsze był ten sam: ZSRR stworzył własną bombę w odpowiedzi na krok USA. Chiny chciały przeciwwagi dla obu. Same jednak zdopingowały Indie, a te z kolei - Pakistan. Argument "równości" był zawsze wysuwany na pierwszy plan. Przed skonstruowaniem bomby Indie krytykowały "nuklearny apartheid". Po próbach atomowych w Pakistanie zaczęto mówić o "pierwszej islamskiej bombie". Jednak "równość" i prestiż słono kosztują. Według Brookings Institution, w latach 1940-1996 Stany Zjednoczone wydały na konstruowanie ładunków jądrowych zaledwie 7 proc. funduszy, jakie pochłonął w tym czasie program nuklearny. Lwią część budżetu (prawie 70 proc.) przeznaczono na rozmieszczenie, środki przenoszenia, nakierowania na cel, zarządzania i kontroli zasobów nuklearnych. Niebagatelne kwoty wydano na budowę infrastruktury obronnej przeciwko atakowi jądrowemu oraz na zabezpieczenie odpadów nuklearnych i ochronę środowiska. Wszystko to razem kosztowało amerykańskich podatników prawie sześć bilionów dolarów.Podobne wydatki doprowadziły do bankructwa ZSRR.

Być może obecna katastrofa gospodarcza w Rosji Przyczyni się do redukcji istniejących ładunków jądrowych. Ponoszenie kolosalnych kosztów utrzymywania  śmiercionośnego arsenału przez zbankrutowany kraj jest coraz większą ekstrawagancją. Premier Jewgienij Primakow stara się przekonać parlament, żeby wreszcie ratyfikował układ Start 2, podpisany jeszcze w 1993 r. Zakładał on zmniejszenie arsenałów atomowych w Rosji i USA o ponad połowę: do 3-3,5 tys. głowic. Jeżeli Duma wreszcie wyrazi na to zgodę, to Madeleine Albright gotowa jest pojechać do Moskwy, by rozpocząć negocjacje na temat kolejnych redukcji zbrojeń w ramach układu Start 3. Nie brak opinii, że nawet tysiąc głowic wystarczyłoby do zapewnienia zdolności nuklearnego odstraszania.

Więcej możesz przeczytać w 2/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.