Wojna o pokój

Dodano:   /  Zmieniono: 
Pentor dla "Wprost": ranking polityków
Chociaż Polacy bardzo pozytywnie oceniają pierwsze dziesięć lat, jakie upływają od obalenia PRL, to właśnie Aleksander Kwaśniewski ma aż 61 proc. szans, aby zwyciężyć w pierwszej turze wyborów prezydenckich. Co więcej, niektórzy przywódcy Akcji Wyborczej Solidarność dążą do wzmocnienia politycznej pozycji prezydenta. Na szczęście jednak zapanowało prawo równowagi - Leszek Miller z całych sił zabiega o dobro obozu solidarnościowego. Przywódca lewicy nawet to publicznie podkreśla. Jak to ocenia społeczeństwo?

Przybyło zwolenników przede wszystkim prezydentowi Aleksandrowi Kwaśniewskiemu, premierowi Jerzemu Buzkowi i Maciejowi Płażyńskiemu, marszałkowi Sejmu. W porównaniu z lipcem tego roku nastąpiło jednak pewne obniżenie notowań polityków in gremio. Tym razem najwięcej punktów utracili "nieobecni", czyli stosunkowo mało widoczni w swej działalności na forum publicznym. Odbiło się to nawet na pozycji Jacka Kuronia, do tej pory "żelaznego" lidera klasy politycznej. Nie zawsze też wzmożona aktywność ratowała przed utratą punktów, czego dowodzą przykłady zarówno Lecha Wałęsy (aż 78 proc. obywateli nie chce, by zdobył większy wpływ na życie publiczne), jak i Leszka Millera, niezmiennie bardzo aktywnego, ale ocenionego na "minus osiem".
To właśnie Miller po przeprowadzeniu długiej serii gwałtownych ataków na rząd i koalicję zaproponował liderom AWS zakończenie "wojny polsko-polskiej". Opowiadając się za odtworzeniem czegoś w rodzaju Frontu Jedności Narodu, prawdopodobnie chce osiągnąć kilka celów równocześnie. Po pierwsze - chodzi o zmianę jego wizerunku. Postrzeganie go jako twardego "aparatczyka", zaś sojuszu jako "betonowej" opozycji stawia przed działaczami Sojuszu Lewicy Demokratycznej pytanie: czy znajdą kiedykolwiek - poza partią chłopów i szczątkową Unią Pracy - poważnego partnera do współrządzenia państwem? Takie pytanie prowokuje do stawiania kolejnego: czy lepszym od Millera przywódcą nie byłby inny działacz, wypróbowany, ale łatwiejszy do przyjęcia dla wyborców z politycznego centrum?
Po drugie - Miller wyciąga rękę do zgody, a wyborcy zgodę dobrze oceniają. Gdyby ręka została uściśnięta, to miód rozlałby się po sercach partyjnych działaczy, bo uścisk oznaczałby zdjęcie z SLD ciążącego na nim odium. Odtrącenie ręki przez AWS pozwala natomiast mówić wyborcom: patrzcie, prawica nie chce pokoju, chce wojny. Propozycja Millera musiała jednak zostać odrzucona nie tylko z powodu niechęci do uściśnięcia jego prawicy (lewicy?). Trwałe współdziałanie opozycji i koalicji jest przecież zaprzeczeniem istoty demokracji. Pokój? "Socjalizm daje pokój, a kapitalizm - trzy pokoje z kuchnią i łazienką" - głosił stary dowcip. W demokracji, której jednym z podstawowych elementów jest swobodne spieranie się o najważniejsze problemy kraju (co nie wyklucza zawierania okazjonalnych porozumień), oferta instytucjonalnego współdziałania opozycji i koalicji jest oferowaniem pokoju - ale bez klamek.
Po trzecie - być może lider sojuszu liczy na porozumienie z AWS w sprawach lustracji czy nowej ordynacji wyborczej. Ponad połowa respondentów wyklucza możliwość oddania głosu na współpracownika służb specjalnych PRL, a tylko co dziesiąty jest gotowy poprzeć poselską kandydaturę obywatela Gumowe Ucho. Tymczasem Miller nieustannie przestrzega, że lustracja uderzy głównie w obóz solidarnościowy, że głosujący za przyspieszeniem lustracji posłowie AWS i UW przypominają karpie domagające się przyspieszenia świąt Bożego Narodzenia. Dlaczego Miller stara się uchronić koalicję, choć ma szansę wystąpić w roli kucharza przyrządzającego owe "karpie"? Dlaczego proponuje "karpiom" zawarcie pokoju? Czyżby proponował coś w rodzaju transakcji wiązanej?
Może jednak Miller liczy na zawarcie konsensusu w sprawie nowej ordynacji wyborczej? Już raz dwa największe bloki polityczne wspólnie przegłosowały ordynację do samorządu terytorialnego, która osłabiła wyborcze wyniki mniejszych partii, w tym Unii Wolności. Teraz Wiesław Walendziak, minister-szef kancelarii premiera, proponuje uchwalenie ordynacji "większościowo-proporcjonalno-wyrównawczej", której istotą byłoby faktyczne ustanowienie systemu dwupartyjnego. Próba wprowadzenia takiej ordynacji musi wbić klin między AWS i UW, co już daje korzyść sojuszowi, a zakończenie próby sukcesem przyniesie korzyść jeszcze większą. Już dziś SLD i AWS dysponują najsilniejszym i wyrównanym potencjałem politycznym. Unia Wolności utraciła aż siedem punktów procentowych poparcia, co jeszcze pozwala jej zachować względnie dobrą pozycję, ale musi być niepokojące. Gdyby jednak w przyszłym parlamencie siła AWS i SLD została wzmocniona przez nową ordynację, a stan względnej równowagi między tymi blokami został utrzymany, to weto prezydenta byłoby w praktyce niemal nie do odrzucenia. Propozycja ministra Walendziaka mogłaby jego obozowi przynieść pożądany skutek, gdyby proces lustracyjny silnie uderzył w inne niż AWS ugrupowania, spustoszył scenę polityczną i uczynił z niej łup dla akcji, w zasięgu której znalazłby się również fotel prezydenta. To jednak musiałoby oznaczać, że elektorat SLD jest równie wyczulony na kwestię współpracy ze służbami specjalnymi jak elektoraty pozostałych ugrupowań. Jeżeli tak nie jest, dążenie do przyjęcia ordynacji osłabiającej mniejsze partie jest działaniem na rzecz wzmocnienia obozu lewicy. Tym bardziej że dziś trudno sobie wyobrazić zwycięstwo w wyborach prezydenckich lidera AWS lub UW.

Trwałe współdziałanie opozycji i koalicji jest zaprzeczeniem istoty demokracji

Formacja solidarnościowa już teraz zaczęła przegrywać kampanię prezydencką. Wbrew twierdzeniom Krzaklewskiego - który utrzymuje, że gdyby zsumować głosy oddawane na poszczególnych solidarnościowych pretendentów do urzędu prezydenckiego, to jeden z nich nawiązałby równorzędną walkę z Kwaśniewskim - żaden z liderów koalicji nie zyskałby takiego poparcia. Czy można liczyć na powtórzenie casusu Lecha Wałęsy, któremu nikt nie dawał szans na reelekcję, a który przecież tylko o włos przegrał w drugiej turze wyborów z Aleksandrem Kwaśniewskim? Wydaje się więc, że w interesie AWS leży taka ordynacja i prowadzenie takich działań, które wzmocnią, a nie osłabią Unię Wolności. Chyba że liderzy akcji wierzą, że po zepchnięciu unii zdobędą samodzielnie większość mandatów (co zrobią, gdy większość wówczas zdobędzie sojusz i jego sojusznicy?), albo na serio myślą o zastąpieniu UW partią Jarosława Kalinowskiego, co wymagałoby przedłożenia racji ideologicznych nad sprawy gospodarcze. Tylko po co, skoro dokonania obozu solidarnościowego są oceniane na tyle pozytywnie, że przywódcy koalicji mogą myśleć o znacznym poszerzeniu bazy społecznej dla swych rządów.
Być może jest tak, że wyborcze porażki obozu solidarnościowego w 1993 r. i 1995 r. nie były ceną płaconą za przeprowadzanie trudnych dla społeczeństwa reform. Najbardziej istotne przyczyny były znacznie bardziej prozaiczne: kłótliwość i nadal widoczny brak umiejętności promocji swych poczynań. Generalnie Polacy akceptują podstawowe zmiany, jakie zaszły po 1989 r. (respondentów nie pytano o sprawy tak oczywiste jak swobody obywatelskie), nie zawsze mają jednak ukształtowane opinie o skutkach tych zmian. 67 proc. respondentów czeka na integrację z NATO, ale jedynie 49 proc. akceptuje konsekwencje tego faktu, a więc udział polskich żołnierzy w ewentualnych interwencjach przeprowadzanych przez wojska paktu. Wydaje się, że przed końcem wieku znaczonego dwiema wojnami światowymi Polacy zostali "uśpieni" poczuciem bezpieczeństwa zewnętrznego, którego - zważywszy na sytuację za wschodnią granicą - nie do końca można być pewnym.
Podobny brak spójności poglądów widoczny jest w paru innych kwestiach. Chcemy integracji z Unią Europejską, lecz nie uznajemy prawa cudzoziemców do osiedlania się w Polsce. 80 proc. obywateli popiera wprowadzenie wolnego rynku, bo zapewne kojarzy się on z obfitością towarów, jednak aż 39 proc. nie akceptuje pojawienia się warstwy ludzi bogatych, co oznacza, że wielu wyborców jest w stanie jeszcze uwierzyć, iż możliwy jest kapitalizm bez kapitalistów. Choć nie powinna dziwić chęć dotowania produkcji rolnej, bowiem wśród opowiadających się za tym badanych przeważają rolnicy, to zaskakuje wysoki stopień dezaprobaty dla dotowania z budżetu państwa deficytowych przedsiębiorstw. Warto pamiętać, że jeszcze parę lat temu nawet dwie trzecie respondentów godziło się na podtrzymywanie z kieszeni podatnika takich firm. Polacy przekonują się też do samorządu terytorialnego i reformy wojewódzkiej. Społeczne oceny ostatniej dekady mogą nawet zadowolić katolicko-socjalizujące skrzydło AWS, gdyż okazuje się, że nie wszystkie przemiany obyczajowe znajdują akceptację. Tylko (aż?) co piąty z nas cieszy się z działalności agencji towarzyskich.
Jeśli koalicji, a zwłaszcza AWS, uda się zdefiniować swoje strategiczne, wieloletnie interesy, to - o ile nie nastąpi niespodziewana katastrofa - ma wszelkie szanse rządzić Polską przez następną kadencję. Ponieważ przyniesie ona owoce obecnie wprowadzanych reform, AWS i UW będą mogły sprawować władzę przez kolejne lata. Ale do zdobycia takiego społecznego poparcia nie wystarczy samo przeświadczenie o tym, że się jest lepszym. W III RP byli już tacy, którzy ogłaszali, że przejęli władzę na 20 lat, po czym szukali sobie nowych zajęć po paru latach, a w swym zapale niszczenia konkurencji niszczyli samych siebie. Czy dzisiejsza opozycja po raz drugi znajdzie tak zaciekłych przeciwników, że swą zaciekłością utorują jej drogę do władzy? Możliwe, że tak. Ale będzie to demokracja, a nie wojna. W jednej ze scen "Rozmów kontrolowanych" Stanisława Barei, rozgrywających się w okresie stanu wojennego, widać czołgi, na których umocowano wielkie litery tworzące napis: "Pokój". Wojna polsko-polska zakończyła się przed dziesięcioma laty.



Ranking polityków został przygotowany na zlecenie "Wprost" przez Instytut Badania Opinii i Rynku Pentor. W badaniach przeprowadzanych od 7 do 9 listopada tego roku wzięła udział reprezentatywna grupa tysiąca osób. Maksymalny błąd statystyczny wynosi 3,2 proc.



Kto na kogo

Na SLD chcą głosować przede wszystkim ludzie starsi i w średnim
wieku, z wykształceniem średnim, ale również jedna trzecia osób z 
wykształceniem wyższym lub podstawowym, wykonujący wolne
zawody, pracownicy umysłowi średniego szczebla (technicy,
nauczyciele itp.), co czwarty przedsiębiorca, często ludzie o niskich lub 
średnich dochodach rodzinnych, mieszkańcy średnich i dużych miast,
ludzie żyjący w środkowej Polsce (głównie w województwie łódzkim), w 
Zielonogórskiem i na Dolnym Śląsku.

Na AWS chcą głosować głównie ludzie starsi, z wykształceniem
podstawowym lub zasadniczym, robotnicy niewykwalifikowani, ale - z 
drugiej strony - co trzeci przedsiębiorca, pracownik biurowy niższego
szczebla, robotnik wykwalifikowany. Są to często ludzie mieszkający
na wsi lub w małych miastach, choć też co trzeci żyjący w średnim i 
dużym mieście. AWS popiera niemal połowa mieszkańców Mazur,
Podlasia i Pomorza oraz ponad jedna trzecia Małopolan.

Na UW zamierzają głosować w pierwszej kolejności ludzie młodzi,
dobrze wykształceni, wykonujący wolne zawody, pracownicy umysłowi
wyższego szczebla (np. kadra kierownicza) i średniego szczebla.
Wśród przedsiębiorców unia ma jednak tylko 11 proc. zwolenników.
Wyborcy UW to ludzie o średnich i wysokich dochodach rodzinnych,
żyjący w średnich i dużych miastach, stosunkowo często
Wielkopolanie i mieszkańcy Górnego Śląska.

Na PSL chcą głosować przede wszystkim ludzie starsi i w średnim
wieku, z wykształceniem podstawowym i o niskich dochodach
rodzinnych, głównie rolnicy i robotnicy niewykwalifikowani. Wyborcy
PSL to w przeważającej mierze ludzie żyjący na wsi - mieszkańcy
Lubelszczyzny, regionu stołecznego, 13 proc. mieszkańców
Wielkopolski
Więcej możesz przeczytać w 48/1998 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.