Strajk milionerów

Dodano:   /  Zmieniono: 
Rozmowa z KARLEM MALONE’EM, zawodnikiem zawodowej ligi NBA
Przemysław Garczarczyk: - Najlepsi koszykarze Ameryki zarabiają miliony dolarów, jesteście znani na całym świecie. Po co wam strajk, który wstrzymał tegoroczne rozgrywki?
Karl Malone: - Walczymy o swoje. Wielu z nas rzeczywiście ma pieniądze, ale to nie wystarcza. Chcemy być także szanowani i traktowani jak partnerzy przez właścicieli tego biznesu. Słuchając wypowiedzi komisarza NBA Davida Sterna, można się zorientować, że traktuje nas jak przygłupów sterowanych przez obrotnych menedżerów. Dzisiejsza sytuacja to przejaw desperacji ludzi, którym wymyka się z rąk władza nad zawodową koszykówką. Musimy się trzymać razem, nie pozwolić, by ktoś skłócił nas dla swojej korzyści. Na dłuższą metę nie mamy się czego obawiać, bo liga NBA to my, koszykarze, a nie faceci w garniturach.

Karl Malone jest jednym z najlepszych zawodników w dziejach NBA. Zyskał przydomek "The Mailman", ponieważ w każdym meczu dostarczał swojej drużynie sporą liczbę punktów. 35-letni Malone był najlepszym graczem w sezonie 1996-1997. Nieprzerwanie od 1989 r. był wybierany do pierwszej piątki koszykarzy ligi. Niedawno zapowiedział definitywnie odejście z Utah Jazz, ale z tym klubem łączy go jeszcze roczny kontrakt o wartości 5,1 mln USD.


- Kiedy możecie wrócić do gry?
- Niedawno powiedziałbym, że rozgrywki rozpoczną się z początkiem stycznia 1999 r., jednak po ostatnich nieudanych rozmowach stałem się pesymistą i zaczynam mieć wątpliwości.
- Jak znosisz tę bezczynność?
- Nie przestałem trenować tylko dlatego, że właściciele klubu nie chcą z nami podpisać umowy. To, że nie biegam po boisku w koszulce Utah Jazz, nie oznacza dla mnie końca świata, nie siedzę i nie liczę straconych pieniędzy. Z konfliktu wyjdę obronną ręką, podobnie jak wszyscy zawodnicy, którzy mają jakieś życie poza koszykówką.
- Niektórzy byli zdziwieni, gdy zobaczyli cię na ringu wolnej amerykanki, a później grającego w filmach.Teraz natomiast prowadzisz własny program radiowy.
- Jak wielu sportowców, zwłaszcza koszykarzy, mam dwie osobowości - jestem kimś innym na parkiecie i poza nim. Nie można być tym samym człowiekiem przez całą dobę, szczególnie pracując w takiej firmie jak NBA, która niekiedy wyniszcza zawodników psychicznie. Korzystam więc z wolnego czasu i realizuję się poza parkietem. W końcu dano mi możliwość robienia wielu rzeczy, o których zawsze marzyłem.
- Myślisz o rozmowach ze słuchaczami?
- Ludziom się wydawało, że jak Karl Malone wystąpi na antenie, na pewno będzie gadać tylko o koszykówce. To nieprawda. Zaledwie co trzeci telefon, który odbieramy w czasie audycji, związany jest ze sportem. Teraz jest ich trochę więcej ze względu na "zawieszony" sezon, ale zajmujemy się wszystkim - od romansów Clintona, przez finanse, po homoseksualizm w NBA.
- Czy to jest pomysł na pracę po zakończeniu kariery?
- Myślę raczej o kinie, o filmach przygodowych. Mam wrażenie, że niektóre role są napisane specjalnie dla mnie. Nie będę się jednak spieszył z podejmowaniem decyzji. Mogę jeszcze grać na wysokim poziomie przez trzy sezony i prawdopodobnie mógłbym przez trzy następne odcinać kupony dawnej sławy. To jednak w moim wypadku nie wchodzi w rachubę, tak więc szukajcie mnie na ekranach około roku 2001. Mam już teraz propozycje ról większych od tej, jaką grałem w serialu "Special Operation Forces", ale jest za wcześnie, by o tym mówić.
- Myślisz podobno także o zajęciu się polityką?
- To prawda, miałem w przeszłości takie propozycje, ale polityka jest dla mnie konkursem popularności i umiejętności przypodobania się wyborcom, a ja nie umiem być kimś innym niż sobą. Najważniejsze, by ludzie wiedzieli, że nie jestem sztucznym produktem telewizji i biznesu. To, że gram zawodowo w koszykówkę, nie znaczy, że muszę wszędzie jeździć limuzyną, gadać tylko o pieniądzach i ciągle otaczać się grupą żyjących ze mnie potakiwaczy.
- Michael Jordan jest jedynym zawodnikiem, który wyprzedził cię w ostatniej klasyfikacji najlepszych graczy NBA. Jeśli więc zdecyduje się na sportową emeryturę, zostaniesz liderem. Jesteś na to przygotowany?
- Gram w koszykówkę od 24 lat i ciągle boję się, że nie spełnię pokładanych we mnie nadziei, że nie jestem wystarczająco dobry. Nawet dziś, choć przecież jestem jednym z czterech koszykarzy w historii, którzy mają na koncie więcej niż 27 tys. zdobytych punktów i 11 tys. zbiórek. Na szczęście nie przejmuję się rankingami, chcę grać jak najlepiej, a rywalizować z Michaelem czy kimkolwiek innym mogę tylko wówczas, gdy staniemy naprzeciw siebie podczas meczu, a nie na liście koszykarskich przebojów.
- Myślisz, że zobaczymy jeszcze Michaela Jordana na parkiecie?
- Bardzo długo byłem pewien, że on tylko mydli wszystkim oczy tą swoją emeryturą. Później sądziłem, że chyba naprawdę mówi poważnie. Teraz wracam do pierwszej wersji. Krótki sezon rozegrany po zakończeniu konfliktu byłby czymś wymarzonym nie tylko dla Michaela Jordana, ale też dla całego Chicago Bulls. Oczywiście pod warunkiem, że pozostaną w tej drużynie także Pippen i Rodman.

Więcej możesz przeczytać w 48/1998 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.