Nasze miejsce

Dodano:   /  Zmieniono: 
Brak życzliwości, intryga, zawiść i obmowa sytuują nas znacznie bliżej Wschodu niż Zachodu
Polska nie leży już między Niemcami a Rosją. Republika Federalna jest państwem współtworzącym Unię Europejską. Z drugiej strony - wokół Federacji Rosyjskiej wyrósł pas państw, które wybiły się na niepodległość, raz słabszą, innym razem silniejszą, ale niepodległość. Czy nasza mentalność zbiorowa dorosła do tej optymistycznej sytuacji?
Czy nie pozostaliśmy w zachowaniach społecznych między Niemcami a Rosją? Nie dość zachodni, aby polubić odpowiedzialność, i nie dość wschodni, aby znosić jakiekolwiek ograniczenia wolności? W określeniu naszego miejsca w geopolityce europejskiej może nam pomóc chwila refleksji nad minioną dekadą. Przyglądając się normowaniu zwycięstw ostatnich lat, zmieniłem całkowicie prywatną historiozofię. Przed 1989 r. byłem przekonany, że my, Polacy, tacy jesteśmy, bo mieliśmy tragiczną historię. Po dziesięciu latach fantastycznej koniunktury politycznej i politycznej autodestrukcji sądzę raczej, że taką mieliśmy historię, gdyż jesteśmy, jacy jesteśmy. Niestety, katolicka wiara głosząca nadzieję i miłość nie uleczyła nas z niszczącego pesymizmu.
Optymizm to nie tylko filozofia życiowa, ale i rzemiosło codziennych zachowań: własnych działań i reakcji na innych. Porównując polskie i rosyjskie wychodzenie z zapaści, dostrzegamy bez trudu różnicę. Polacy mają inicjatywę, żywiołowość, umieli w ciągu dekady stworzyć dwumilionową armię przedsiębiorców, podczas gdy na początku przemian było nas 150 tys. Umieliśmy się inteligentnie dostosować do przemian rynkowych, wytrzymać stres i napór okoliczności. Udało nam się bez rozlewu krwi rozmontować komunistyczny system partiopaństwa. Mamy pod koniec dekady ekonomiczne i polityczne saldo dodatnie. A społeczne? No właśnie. Z tym gorzej. Jak napisał ostatnio Janusz A. Majcherek, jesteśmy "zespoleni w klęsce". Przeciętni Polacy i inteligenci, którzy mają się za nieprzeciętnych lub nimi są, jednako postrzegają polityków i przedsiębiorców. Polityk to kretyn, a przedsiębiorca - cwaniak. Jest gorzej jeszcze niż w tej relacji Majcherka. I politycy i przedsiębiorcy, zaślepieni tą samą bezinteresowną zawiścią, też grają stereotypami skierowanymi przeciwko nim samym. Po prostu ci cwaniacy i kretyni to zawsze ci inni.
W tym mentalnym aspekcie, mimo zmiany sytuacji geopolitycznej, żyć w Polsce znaczy nigdzie (patrz "Król Ubu"). Myślenie negatywne, brak choćby powierzchownej życzliwości, intryga, zawiść i obmowa sytuują nas znacznie bliżej postsowieckiego Wschodu niż Zachodu, z którym czujemy się tak związani. Kultura Zachodu, ta (przez małe "k") polityczna i biznesowa, zakłada bowiem konkurencję, swobodę krytyki, grę na najsilniejszego i najlepszego. Być może jest dla Polaków jakieś miejsce na Ziemi, gdzie można chować głowę w piasek, grać na oportunistów, udawać, że gorsze jest lepsze i że strata to zysk. Ale taki oportunizm i kundlizm nie daje specjalnych szans między Odrą a Bugiem. Żeby być partnerem, trzeba być silnym. Czy Putin prezydent-premier wpłynie na otrzeźwienie Polaków, którzy mają ambicję decydowania o Polsce?
Więcej możesz przeczytać w 3/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.