Obywatele - do roboty

Obywatele - do roboty

Dodano:   /  Zmieniono: 
Nasi wychowujący się razem z pieskami i kotkami jedynacy będą się musieli strasznie uwijać, by utrzymać rzeszę emerytów i rencistów, z których wielu powinno cały czas pracować
John Kennedy, wzywając ludzi, by pytali nie o to, co mogą zrobić dla siebie, lecz o to, co mogą zrobić dla kraju, stworzył trochę fałszywą alternatywę. Bo niby dlaczego jedno miałoby przeczyć drugiemu. Na pytanie, co możesz zrobić dla siebie i jednocześnie dla kraju, należałoby powiedzieć: "Co? Dziecko". To najlepsze, co można zrobić, by kraj emerytów i rencistów w sile wieku ocalić od bankructwa.
Z danych GUS wynika, że coraz mniejszy jest u nas przyrost naturalny. A ponieważ nie ma powodu sądzić, że jednocześnie spada nasza aktywność seksualna, oczywiste jest to, iż w coraz większym stopniu uprawiamy seks dla przyjemności. Otóż nie stać nas na to. Dokładniej - nie stać na to Polski. W zeszłym roku ubyło nas trzynaście tysięcy, a w roku 2050 liczba Polaków ma spaść do trzydziestu pięciu milionów. Dbający o naszą rozrodczość "Nasz Dziennik" tak się rozpędził, że napisał tłustym drukiem, iż do 2050 r. liczba Polaków spadnie aż do dwudziestu milionów. Miękkim ruchem skreślić piętnaście milionów ludzi to jest coś. Ale widocznie było to potrzebne, by udowodnić znajdującą się w tekście tezę, że "nie stoimy przed groźbą, ale przed faktem, że od 1989 roku Polska wymiera". Od razu wymiera? Bez przesady. Sytuacja nie jest jednak najlepsza, a ja - ku satysfakcji "Naszego Dziennika" - mogę wskazać winnego. To "Gazeta Wyborcza". Dokładnie tak. Na pierwszej stronie swego wydania z 6 stycznia napisała ona wprost - "Zrób sobie Clintona". No, w ten sposób to my daleko nie zajedziemy. Według opowiadającej dowcipy z Brodą "Wyborczej", puchowa poduszka, która - umówmy się - mogłaby pomóc w prokreacji, a przynaj- mniej ją umilić, ma pomóc w robieniu sobie Clintona. Gdyby "Nasz Dziennik" potrzebował dowodów, że to, co pisze "Gazeta Wyborcza", rozmija się z interesem narodowym (nie potrzebuje), to proszę - widać jak na dłoni.
Fakt, że nie robimy sobie zbyt wiele dzieci - 380 tys. to niewiele - mógłby świadczyć o zdrowym rozsądku. Nie przelewa się, po cóż nam więc kolejne buzie do wyżywienia. Ale w końcu bywało w Polsce ciężej, a dzieci rodziło się co niemiara. Nie jest przecież teraz u nas gorzej niż w latach 50., gdy rodziło się ich 800 tys. rocznie, czy w roku 1983, gdy przyszło ich na świat 720 tys. Może więc po prostu zmądrzeliśmy i robimy tyle dzieci, na ile nas stać? Niestety nie. Na tak niewiele nas nie stać. Już teraz mamy w Polsce prawie dziesięć milionów emerytów i rencistów. Średni staż pracy wynosi u nas 30 lat, podczas gdy na Zachodzie - 40 lat. A będzie jeszcze gorzej. Do 2020 r. liczba osób w wieku produkcyjnym spadnie z 23 do 22 mln. Krótko mówiąc, nasi jedynacy wychowujący się razem z pieskami i kotkami będą się musieli strasznie uwijać (o jakieś 50 proc. bardziej niż my teraz), by utrzymać gigantyczną rzeszę emerytów i rencistów, z których wielu powinno cały czas pracować. Już teraz mamy zresztą więcej rencistów i emerytów, co jest ewenementem na skalę światową. Możemy oczywiście bardzo polubić zachodni model rodzinny 2+1, ale wtedy powinniśmy też pracować jak na Zachodzie - tak ciężko i tak długo. Tymczasem my - jak wynika ze statystyk - lenimy się w łóżku, w pracy, a potem uciekamy na przyśpieszoną o wiele lat emeryturę, licząc, że ktoś nas na niej utrzyma. Prokreacyjna prawica rozdziera szaty, że ludzie nie chcą mieć dzieci, a rekreacyjna lewica cieszy się, iż efektem rządowych programów prorodzinnych jest malejąca rozrodczość narodu. Niestety, i jedni, i drudzy nie mają odwagi powiedzieć ludziom, by wzięli się do roboty, i konserwują system, w którym tych na utrzymaniu - a utrzymać ich będzie coraz trudniej - jest coraz więcej. A nie ma - niestety - nadziei na to, że więcej będzie także tych, którzy zajmą się ich utrzymaniem. Rodzin jest coraz mniej, mężatek coraz mniej, dzieci rodzących się w miarę wcześnie po ślubie coraz mniej, chęci, by przynajmniej na jakiś czas rezygnować z pracy, też coraz mniej. Za to wynalazków, dzięki którym jedynym owocem seksu jest przyjemność, jest coraz więcej. A to środki plemnikobójcze, a to cienkie prezerwatywy, a to właśnie odkryte męskie pigułki antykoncepcyjne, a to dostępne może już niedługo zastrzyki hormonalne hamujące płodność, ale nie osłabiające męskości. Tak więc miarą męskości będzie wkrótce wyłącznie zdolność do zadowolenia kobiety, a w coraz mniejszym stopniu zdolność do utrzymania i wychowania dzieci. Rezygnacja z potomstwa jest oczywiście swoistym wotum zaufania dla państwa, a szczególnie dla ZUS. Taką wymowę ma bowiem oczekiwanie, że w stosownym czasie państwo weźmie nas sobie na plecy, a pierwszy filar zapewni nam dostatnią starość. Czy nie lepiej niż w filary wierzyć we własne dzieci? Też inwestujemy i też liczymy na to, że się opłaci. Jak się nie uda, przynajmniej można sobie powiedzieć - moja wina. Większość Polaków najwyraźniej wierzy w państwo socjalne. Cóż, trudno. Ale jeśli nie ma się ono załamać, musimy mu pomóc. W łóżku. Przepraszam, że tyle czasu spędziłem, zaglądając do państwa łóżek. Pod koniec roku bardzo chciałbym sobie powiedzieć - ja swoje już zrobiłem. A wtedy z czystym sumieniem będę mógł zacytować klasyka: "Obywatelu, nie pieprz bez sensu".
Więcej możesz przeczytać w 3/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.