Grypa po grypie

Dodano:   /  Zmieniono: 
Powikłania wywołane tegoroczną grypą spowodują śmierć kilkudziesięciu tysięcy osób
 
Ofensywa wirusa
W tym roku wirus atakuje nasz kraj z trzech stron - od zachodu, południa i północy. Szczególnie niebezpieczna staje się dla nas sytuacja w Niemczech. Od początku roku wzrasta tu liczba pacjentów zarażonych grypą. Szpitale w nadreńskiej Kolonii i w Düsseldorfie meldują o wyczerpywaniu się zapasów szczepionki. "Jeśli w tych dniach wszyscy naraz rzucą się do szczepień, może być trudno. W niektórych aptekach zapas już się skończył" - ostrzega Edgar Muschketat, szef berlińskiego Instytutu Roberta Kocha. W Wielkiej Brytanii oficjalnie nie mówi się jeszcze o epidemii grypy, gdyż - według ekspertów - mamy z nią do czynienia wtedy, gdy liczba zachorowań przekroczy 400 osób na 100 tys. mieszkańców. Według danych statystycznych, w Wielkiej Brytanii choruje na grypę ok. 200 osób na 100 tys. mieszkańców. Zdaniem naczelnego lekarza kraju prof. Liama Donaldsona, liczba zachorowań jest jednak znacznie wyższa (ok. 300 osób na 100 tys. mieszkańców) i szybko rośnie. Minister zdrowia Alan Milburn ostrzegł w Izbie Gmin, że Wielkiej Brytanii grozi największe nasilenie choroby od dziesięciu lat. We Francji choruje już przeszło milion mieszkańców. W statystykach ujęto jednak tylko osoby mające gorączkę powyżej 39°C. Instytut Pasteura ocenia, że prawdziwa liczba chorych sięga 2-5 mln osób. W Holandii choruje 26 osób na 100 tys. mieszkańców. Krajowe Centrum Grypy w Rotterdamie ocenia, że jeśli wzrost zachorowań będzie trwał 6-8 tygodni, grypą dotkniętych może być do dwudziestu procent ludności tego kraju. W Belgii można na razie mówić jedynie o przepełnieniu szpitali, które przyjmują większą niż zwykle liczbę pacjentów z chorobami dróg oddechowych. Na południu Europy sytuacja też nie jest najlepsza. We Włoszech mówi się o dwóch milionach zachorowań i 250 tys. nowych przypadków tygodniowo. W niektórych regionach (głównie na północy - w Mediolanie, Wenecji i Weronie) brakuje łóżek w szpitalach. Grypa oszczędziła na razie Półwysep Iberyjski i Bałkany. Tylko w Jugosławii od dwóch tygodni trwa epidemia, ale liczba zachorowań maleje. W Czechach od świąt Bożego Narodzenia chorych jest coraz więcej, a specjaliści oceniają, że należy się liczyć z kolejnymi zachorowaniami. Najgorsza sytuacja panuje w zachodnich Czechach oraz Pradze i okolicach. W jednym z tamtejszych powiatów odnotowano prawie 7,2 tys. infekcji na 100 tys. mieszkańców. Szybko rośnie też liczba zachorowań także w sąsiadujących z Polską powiatach wschodnich Czech oraz czeskiego Śląska.
Za kilka, kilkanaście dni setki tysięcy, a może na-wet miliony Polaków zachorują na ciężką grypę, której epidemia (jedna z najgroźniejszych od kilku lat) ogarnęła Europę. Lekarze przestrzegają, że równie ważna jak leczenie jest kilkutygodniowa rekonwalescencja, powikłania po chorobie zabijają bowiem znacznie częściej niż sama grypa.
Na razie Polska przypomina samotną wyspę otoczoną krajami, w których grasuje wirus. Na Zachodzie chorują już miliony ludzi, a setki osób zmarły. Najgorsza sytuacja jest w Wielkiej Brytanii, gdzie grypą dotkniętych jest prawie 80 proc. rodzin. Wirus w tym roku nie przesuwa się jak zwykle z południa na północ, lecz w kierunku wschodnim. Co będzie, gdy ustąpi lekki mróz i pojawi się sprzyjająca zachorowaniom odwilż? Czy jesteśmy przygotowani na wybuch epidemii? - Grypy należy się bać, bo jest to niezwykle groźna choroba powodująca ciężkie powikłania, jak zapalenia płuc, opon móz-gowych i mózgu oraz mięśnia sercowego - ostrzega prof. Zdzisław Dziubek z Instytutu Chorób Zakaźnych AM w Warszawie. Sytuacja jest tym bardziej niepokojąca, że - zdaniem lekarzy - stan układu odpornościowego większości Polaków jest zły i nie reagują oni na wiele podawanych antybiotyków.
Większość rodaków lekceważy grypę i próbuje ją przechodzić. Tymczasem, jak podaje amerykańskie Centrum Kontroli i Zapobiegania Chorobom, każdego roku w wyniku infekcji pogrypowych umiera na świecie 10-40 tys. osób. Statystyki te są znacznie zaniżone z powodu braku danych z wielu krajów. Szacuje się, że tylko w Wielkiej Brytanii grypa i powikłania po niej pochłaniają rocznie trzy, cztery tysiące ofiar. W tym roku w miejscowości Isbern zmarło już ponad 80 osób. W ubiegłym roku w Niemczech (gdzie nie było epidemii) choroba ta zabiła, jak oceniają uniwersyteccy specjaliści z Marburga, 15 tys. osób. W Polsce w 1971 r. w wyniku powikłań pogrypowych zmarło 20 tys. osób, chociaż grypę jako bezpośrednią przyczynę zgonów wpisano w kartach pięciu tysięcy pacjentów. Wirus rozprzestrzenia się niezwykle szybko. Ponieważ przenosi się drogą kropelkową, trudno jest uniknąć infekcji. - Sytuację pogarszają złe nawyki Polaków. Chodzą do pracy chorzy i podczas kaszlu i kichania zapominają o zasłanianiu ust. Aby zminimalizować ryzyko infekcji, w miejscowościach, gdzie grypa już się pojawiła, wszyscy powinni chodzić z opaskami higienicznymi na ustach - twierdzi prof. Zdzisław Dziubek. Do dziś medycyna nie ma na tę chorobę lepszego lekarstwa niż pobyt w łóżku. Lekarze ostrzegają, że z chwilą pojawienia się pierwszych objawów (bólów głowy, mięśni, osłabienia, senności, podwyższonej temperatury ciała) należy zrezygnować z wszelkich form aktywności, pozostać w pokoju ogrzanym do temperatury 20°C i jak najwięcej spać. Dzięki takiemu postępowaniu oszczędza się siły niezbędne do walki z błyskawicznie namnażającym się wirusem. Ważne jest również zachowanie spokoju, przyjmowanie dużej ilości płynów, ziołowych naparów rozgrzewających, aspiryny i jeśli to konieczne - środków uspokajających. - Leżenie jest zalecane przez minimum tydzień. Przez następne dwa tygodnie powinniśmy jednak oszczędzać nadwątlone siły. Tylko dzięki temu możemy uniknąć groźnych powikłań - wyjaśnia dr Wanda Popławska z Kliniki Szybkiej Diagnostyki Instytutu Kardiologii w Warszawie. Wskazania te dotyczą także osób przechodzących chorobę bez wysokiej temperatury.
Każdy pacjent po grypie jest bardziej podatny na wtórne infekcje. Wirus powoduje bowiem uszkodzenie nabłonka rzęskowego dróg oddechowych, stanowiącego pierwszą linię obrony układu odpornościowego, torując w ten sposób drogę bakteriom. Jednym z najcięższych powikłań, wobec którego farmakologia jest bezsilna, ponieważ nie ma ono podłoża bakteryjnego, jest zapalenie mięśnia sercowego. Kardiolodzy ostrzegają, że 25 proc. pacjentów kwalifikowanych do przeszczepienia serca przeszło prawdopodobnie w czasie grypy nie zdiagnozowaną ostrą fazę zapalenia mięśnia sercowego. Choroba ta z czasem przybrała u nich postać przewlekłą, prowadząc do całkowitej niewydolności serca (po zawale następuje tylko częściowe jego uszkodzenie).
Wirus grypy coraz częściej przyczynia się do powstawania przewlekłych zapaleń oskrzeli, zapalenia płuc czy zatok. Najbardziej narażone na nie są osoby starsze (ok. 80 proc. wszystkich zgonów w wyniku powikłań pogrypowych zdarza się w tej grupie pacjentów). Grypa stanowi zagrożenie także dla wszystkich o osłabionym systemie odporności. - Dotyczy to osób narażonych na długotrwały stres, nadużywających antybiotyków i żyjących w zanieczyszczonym środowisku. A także niemowląt do pierwszego roku życia, osób przewlekle chorych, po zabiegach operacyjnych, z chorobą nowotworową oraz po 65. roku życia. Ocenia się, że zaburzenia odporności ma 30-40 proc. ludzi w wieku emerytalnym - tłumaczy prof. Andrzej Górski, specjalista krajowy w dziedzinie immunologii, dyrektor Instytutu Immunologii i Terapii Doświadczalnej PAN we Wrocławiu.
Leczenie infekcji pogrypowych (zapalenie płuc, oskrzeli czy opon mózgowych) powinno być łatwiejsze. Schorzenia te wywołują bowiem bakterie niszczone przez antybiotyki. - Niestety, każdego roku na świecie na zapalenie płuc zapada dziesięć, dwanaście osób na tysiąc mieszkańców, z czego do trzech procent umiera. Przy ciężkich zapaleniach płuc u osób w podeszłym wieku śmiertelność dochodzi nawet do 50 proc. - tłumaczy prof. Jan Kuś, kierownik Kliniki Chorób Płuc Instytutu Gruźlicy i Chorób Płuc w Warszawie. - Niewydolność krążenia i choroba niedokrwienna serca bardzo utrudnia leczenie tej grupy pacjentów. Zapalenie płuc powoduje wyłączenie części płatów z wymiany tlenu, powiększa się wtedy niedotlenienie serca i mózgu i chociaż antybiotyki działają i stan zapalny ustępuje, chory umiera. Czasem zgon następuje z tego powodu, że chore płuca stwarzają nadmierne obciążenie dla słabego serca lub po zapaleniu zbyt duża część płuca uległa martwicy - stwierdza prof. Jan Kuś. Sytuację pogarsza rosnąca oporność bakterii na działanie antybiotyków. W ostatnich latach skuteczność niektórych leków spadła nawet o kilkadziesiąt procent. Zdaniem specjalistów, wynika to głównie z powszechnego nadużywania antybiotyków. - Lekarze pierwszego kontaktu zbyt często stosują antybiotyki bez uzasadnienia ("na wszelki wypadek") lub źle je dobierają. Bakterie stykające się z nieskutecznym lekiem mają czas na wytworzenie mechanizmów obronnych - uważa dr Genowefa Pajcher z Zakładu Antybiotyków Instytutu Leków. Drobnoustroje, które uodporniły się na działanie antybiotyków, w ciągu doby kilkanaście milionów razy zwiększają swoją liczbę.
W wypadku grypy mamy do czynienia z wirusem inteligentnym, który dzięki ciągłej mutacji jest niemożliwy do wytępienia (proces ten następuje niemal każdego dnia). To cecha charakterystyczna wirusów, których informacja genetyczna zapisana jest w kwasie rybonukleinowym (RNA). Mechanizm kopiowania RNA jest niedoskonały, ciągle zdarzają się błędy kumulujące się w kolejnych pokoleniach. Z tego też powodu po pewnym czasie powstaje zupełnie nowy twór wirusa. Natomiast jedyną formą obrony organizmu przed nim jest wytworzenie przeciwciał. Jeśli jednak wirus przybierze inny kształt, to jego rozpoznanie i zniszczenie jest niemożliwe. Dlatego też przejście grypy bądź przyjęcie szczepionki nie chroni nas przed tą chorobą na zawsze. Każdego roku konieczne jest przygotowanie nowej szczepionki zabezpieczającej przed atakującym w danym sezonie wirusem. - Od lat epidemie grypy zaczynają się na półkuli południowej, w Australii, Indiach, Chinach, a pół roku później ten sam wirus atakuje mieszkańców półkuli północnej. Daje to szansę na przygotowanie szczepionek z wykorzystaniem mutacji, które już wystąpiły - twierdzi dr Paweł Grzesiowski z Centralnego Laboratorium Surowic i Szczepionek w Warszawie. Nie zawsze jednak Światowej Organizacji Zdrowia udaje się przewidzieć, która mutacja zaatakuje Europę w nowym sezonie. W tym roku wyizolowany w większości krajów wirus nosi nazwę A Sydney H3N2. - Ma on taką samą budowę antygenową jak jeden ze składników szczepionki rekomendowanej w tym roku przez WHO - komentuje prof. Lidia Brydak, kierownik Krajowego Ośrodka ds. Grypy WHO przy PZH. Niebezpieczny, zwłaszcza dla Polaków, może się okazać jednak inny wirus, wyizolowany u chorych w Wielkiej Brytanii, a ostatnio także Niemczech. Nosi on nazwę A Moskau. Jest zdecydowanie groźniejszy, ponieważ nie chronią przed nim dostępne szczepionki. Biorąc pod uwagę fakt, że grypa podąża z zachodu, wirus niechybnie dotrze też do nas.
W tej sytuacji trudno Polakom zalecać szczepienia, ale nie wszyscy specjaliści kwestionują ich zasadność. - Zdecydowanie nie powinno się ich prowadzić w województwach, gdzie zanotowano zwiększoną liczbę zachorowań - twierdzi prof. Wiesław Magdzik, kierownik Zakładu Epidemiologii PZH. Prof. Lidia Brydak uważa natomiast, że szczepienie jest nadal celowe, ponieważ odporność zdobywa się już po tygodniu, a w wypadku zarażenia się wirusem A Moskau przebieg choroby powinien być łagodniejszy. Szczepienie niewskazane jest tylko wtedy, gdy już ktoś w rodzinie choruje. - Bezwzględnie powinny się mu poddać osoby często zapadające na różne infekcje, przewlekle chore (gdy nie występuje nasilenie choroby), a także wszyscy po 65. roku życia - dodaje dr Paweł Grzesiowski. Je- go zdaniem, przyjmowanie szczepionki jest niewskazane tylko w wypadku alergików uczulonych na białko kurze i inne składniki w niej zawarte, osób z gorączką, będących zaraz po operacjach, kobiet w pierwszych trzech miesiącach ciąży i osób, u których po poprzednich szczepieniach wystąpiły niepożądane reakcje. Jeśli w Polsce dojdzie do wzrostu zachorowań na grypę, możemy mieć do czynienia nie tylko z problemem, jak leczyć, ale też gdzie leczyć. Lekarze pełniący tzw. ostre dyżury alarmują, że na oddziałach internistycznych stale brakuje miejsc. W niektórych szpitalach z powodu dostosowania się do kontraktów proponowanych przez kasy chorych ich liczba zmniejszyła się nawet trzykrotnie. Pacjenci często leżą więc na korytarzach, czasem nawet na materacach. W szpitalach w województwach dolnośląskim, łódzkim i mazowieckim wstrzymano odwiedziny. Aż strach pomyśleć, co się może stać, gdyby wybuchła epidemia. 


Więcej możesz przeczytać w 4/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.