Ludzie z działek

Ludzie z działek

Dodano:   /  Zmieniono: 
Artykuł Anity Szarlik "Ludzie z działek" (nr 28) wzbudził wiele kontrowersji i wywołał liczne głosy polemiczne
Drukujemy obszerne fragmenty polemiki nadesłanej przez Eugeniusza Kondrackiego, prezesa Polskiego Związku Działkowców.

Artykuł "Ludzie z działek" już w pierwszym zdaniu zawierał nieprawdę. Zwłoki bezdomnych, o których wspomina redaktor Szarlik, nie zostały znalezione "na terenie warszawskich ogródków działkowych", lecz na terenie dzikich ogrodów. Ich użytkownicy nie należą do Polskiego Związku Działkowców i związek nie zarządza tymi gruntami.
W krajach demokracji europejskiej ogrody działkowe są stałym elementem krajobrazu miejskiego. W Niemczech - państwie, z którego w XIX w. przeszczepiono na ziemie polskie ich ideę - władze nie tylko dbają o istniejące ogrody, ale stale przekazują tamtejszemu odpowiednikowi PZD nowe tereny. Mówienie, że ogrody działkowe paraliżują rozwój miast, oraz sprowadzanie ich do roli slumsów i gett jest zatem propagandowym sloganem. Takie szafowanie określeniami mającymi w świadomości Polaków negatywny wydźwięk obraża milion rodzin działkowców.
Działki nie są pozostałością socjalizmu - jak sugeruje autorka artykułu. Pierwszy z 5202 polskich ogrodów - Kąpiele Słoneczne - powstał w Grudziądzu w roku 1897. Ogrody są więc cząstką historii naszego kraju. A dlaczego działkowcy bronią swoich działek? Odpowiedź jest prosta. Ponieważ dla większości z nich są one jedynym źródłem pozyskiwania warzyw i owoców. Dają zdrowe i nieskażone plony. Są miejscem odpoczynku po pracy i oazą spokoju dla emerytów i rencistów. Są ich własnością, w którą zainwestowali oszczędności. To po prostu cząstka życia ich samych i ich rodzin. Czy to nie wystarczy, aby zrozumieć, dlaczego działkowcy bronią swoich działek?
Nieprawdziwe jest stwierdzenie, że ponad połowa ogrodów powstała na terenach, których właściciele zostali wywłaszczeni w okresie PRL. Tereny, które przyznawano działkowcom pod ogrody, były tak niskiej klasy, że ich wartość w momencie przejęcia była minimalna. Działkowcy nikomu więc ziemi nie odbierali. Wszystkie ogrody działkowe powstały na gruntach przekazanych na ten cel PZD prawomocnymi decyzjami. Po wybudowaniu przez związek bogatej infrastruktury użytkowej tereny ogrodów są dzisiaj bardzo atrakcyjnym kąskiem. Przykładem jest przywołany przez redaktor Szarlik poznański ogród 23 Lutego. Szkopuł w tym, że po ten teren nie zgłosili się jego poprzedni właściciele, ale osoba, która odkupiła za bezcen prawa spadkowe. Warto sprawdzić, ile na tej operacji straciło miasto Poznań, które teraz razem ze związkiem broni praw do tego ogrodu.
Podobnie wygląda sprawa rzekomego zablokowania budowy kampusu uniwersyteckiego w Warszawie. Po pierwsze - miał to być Uniwersytet Środkowoeuropejski. Notabene na jego budowę nie zgodziły się władze czeskiej Pragi. Kampus miał stanowić jedynie obiekt dodatkowy. Po drugie - nie tylko działkowcy nie zaakceptowali warunków przekazania terenu. Zrobiły to również władze Warszawy i nie tylko one. Tymczasem o tym, że inwestycje potrzebne miastu można realizować na terenach ogrodów, świadczy budowa tras Siekierkowskiej i Czerniakowskiej bis - PZD zgodził się na likwidację około dwóch tysięcy działek.
Prawda jest taka, że ogrody działkowe są likwidowane i zgodę na to wyraża - po akceptacji swoich członków - Polski Związek Działkowców. PZD i ogrody działkowe stałyby na drodze rozwoju miast, gdyby nie szły na rękę władzom i architektom miast i nie dopuszczały do likwidacji działek tam, gdzie konieczne są inwestycje na rzecz wspólnoty obywateli. Ogrody są likwidowane pod budowę szkół, osiedli mieszkaniowych, tras komunikacyjnych, ulic i przedszkoli. Jednym słowem, po to, aby budowano obiekty, z których korzystać będą wszyscy obywatele. Nasz związek stoi jedynie na straży praw działkowców, w tym prawa do odszkodowania w wypadku likwidacji działek. Może właśnie to jest powodem takiej krytyki ze strony niektórych środowisk.
Zaskakuje nas arytmetyka zastosowana przez redaktor Szarlik. Napisała ona, że w samej Warszawie ogrody działkowe zajmują tylko 120 ha. Błędne jest także wyliczenie ich wartości. Należy pamiętać, że wartość gruntu nie jest jednakowa w całej stolicy. Większość ogrodów działkowych znajduje się na terenach mało atrakcyjnych. Tylko kilka z nich - i to tych najstarszych - jest rzeczywiście położonych w atrakcyjnych punktach miasta. I rzecz najważniejsza - te grunty nie są własnością Polskiego Związku Działkowców. Właścicielem gruntów są gminy lub skarb państwa, a związek jest jedynie ich użytkownikiem.
Publicystka "Wprost" zarzuca nam, że na terenie ogrodów działkowych przebywają bezdomni. Czy jednak zarzut ten dotyczy działkowców i naszego związku? Czy nie jest to raczej krytyka rządu, policji, samorządów i ich straży miejskich?
Mylne jest również twierdzenie, że "koalicja SLD-PSL wywalczyła dla działkowców - a faktycznie dla kontrolowanego przez siebie związku - prawo wieczystej dzierżawy". Po pierwsze - wywalczyli je sami działkowcy zorganizowani w PZD, aby móc bezpiecznie uprawiać swoje ogrody, nie bojąc się, że któregoś dnia zostaną wywłaszczeni i pozbawieni swego dorobku. Ponadto PZD, będąc organizacją apolityczną, nie jest kontrolowany przez SLD i PSL. Działkowcy są zwykłymi ludźmi - mają różne poglądy polityczne. Nie zjednoczyliby się w jeden masowy ruch społeczny, gdyby ich związek był podporządkowany SLD, PSL czy jakiejkolwiek innej partii. Łączy ich miłość do ogrodów działkowych. Tymczasem polityka przecież zazwyczaj tylko dzieli, a nie łączy ludzi.

Więcej możesz przeczytać w 33/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.