Wanilia dla gospodarki

Wanilia dla gospodarki

Dodano:   /  Zmieniono: 
Jeżeli rynek otwarty jest dla konkurencji, to nie jest istotne, ile firm na nim funkcjonuje
Przepis na dobrą gospodarkę jest równie prosty jak przepis na słynny grog Szwejka: "Trzy litry wina i litr koniaku zagotuj z zielem angielskim, pieprzem, goździkami, cukrem i cytryną. A jeśli ci ktoś powie, aby dodać wanilii - daj mu w pysk". Ta rada przychodzi mi na myśl, gdy czytam wyniki badań nad swobodą ekonomiczną w Polsce, konkurencyjnością naszej gospodarki i działalnością monopoli, a jednocześnie słyszę polityków krzyczących o dziewiętnastowiecznym krwiożerczym liberalizmie Balcerowicza.
Niestety, nic nie wynika z nocnych rozmów rodaków na temat monopolizacji gospodarki, gdyż jeśli posłużymy się klasycznymi miarami koncentracji produkcji, to wyjdzie nam, że zbytnio zmonopolizowana to ona nie jest. Niby nie jest, ale... Oznaczać to może tylko tyle, że klasyczne rozumienie monopolu nie jest odpowiednie do opisu dzisiejszej gospodarki. Straszak monopolisty mającego wyłączność na sprzedaż jakiegoś towaru i podnoszącego dzięki temu jego cenę nie jest w czasach coraz swobodniejszego handlu międzynarodowego taki znowu straszny. Łatwo zauważyć, że Carlsberg, niemal jedyny producent piwa w Danii, nie może oferować swojego produktu po cenach wyższych niż na przykład browary niemieckie. Można także to spostrzeżenie uogólnić: jeżeli na jakiś rynek łatwo mogą wejść konkurenci, nie jest istotne, czy funkcjonuje na nim sto firm, czy tylko jedna. Oczywiście cła zaporowe na benzynę, monopol na telefonię międzynarodową, brak konkurencji w przewozach kolejowych i transporcie lotniczym, monopol na dostarczanie prądu i gazu oznaczają, że dziedziny, w których nie ma konkurencji, niewiele mają wspólnego z rynkiem. Najlepszym przykładem są nasze rafinerie podnoszące ceny, gdy na świecie drożeje ropa naftowa, a potem bardzo wolno obniżające je, gdy ropa gwałtownie tanieje na światowych giełdach.
Kwestię zmonopolizowania gospodarki rozpatrywać należy w kategoriach free entry - swobody rozpoczynania oraz prowadzenia działalności, i to nie tylko tej, która polega na imporcie produktów wytwarzanych w kraju po nadmiernie wysokich kosztach. Ograniczeniem swobodnego dostępu do rynku (poza - co oczywiste - barierami celnymi) jest zarówno legalna reglamentacja gospodarcza (koncesje i zezwolenia), jak i praktyka funkcjonowania władz centralnych, obyczaje oraz sposób działania administracji. A pod tymi względami w Polsce nie jest już tak dobrze.
Zgodnie z ustawą o działalności gospodarczej, koncesjonowaniu podlegają 24 jej rodzaje: wydobywanie kopalin i surowców mineralnych, przetwórstwo i obrót metalami oraz kamieniami szlachetnymi, przetwórstwo i obrót metalami nieżelaznymi, wytwarzanie i obrót materiałami wybuchowymi, bronią i amunicją, wytwarzanie środków farmaceutycznych i materiałów medycznych, wyrób oraz rozlewanie spirytusu i wódek, wytwarzanie wyrobów tytoniowych, transport morski i lotniczy, prowadzenie aptek, obrót hurtowy lekami, konfekcjonowanie i obrót środkami ochrony roślin, obrót z zagranicą wybranymi towarami i usługami, obrót dobrami kultury powstałymi przed 9 maja 1945 r. Koncesjonowane usługi to ochrona osób i mienia, kurierskie, pocztowe,
telekomunikacyjne, przenoszenie zapisu dźwięku lub dźwięku i obrazu na taśmy, płyty, kasety, wideokasety, wideopłyty, obrót zwierzyną żywą oraz tuszami i ich częściami, prowadzenie agencji celnej, wytwarzanie, przetwarzanie, magazynowanie, przesyłanie, dystrybucja oraz obrót paliwami i energią, produkcja i dystrybucja tablic rejestracyjnych pojazdów, międzynarodowy transport drogowy, organizowanie imprez turystycznych i pośrednictwo w świadczeniu usług turystycznych.
Oj, nazbierało się tego. Ale to jeszcze nie wszystko. Wymóg posiadania licencji mogą w Polsce narzucić także inne przepisy. A dotyczy to (lista zapewne niekompletna) działalności w zakresie dozoru nad niektórymi przedmiotami użytku, holowania statków w polskich portach morskich, działalności w zakresie radiofonii i telewizji, budowy i eksploatacji autostrad płatnych, uprawiania sportu profesjonalnego.
Oprócz koncesji istnieją również zezwolenia. I choć w encyklopediach prawniczych takiego pojęcia nie ma, to w naszej rzeczywistości występuje często. Zezwolenie potrzebne jest do (lista dalece niekompletna) wyrobu substancji trujących, produkcji środków odurzających, wykorzystania energii atomowej, wytwarzania materiału szkółkarskiego drzew owocowych i krzewów jagodowych, produkcji i opracowania filmów, rybołówstwa morskiego, chowu, hodowli oraz połowu ryb w wodach śródlądowych, uprawy maku i konopi.
Zezwolenie niezbędne jest też na przywóz rzeczy z zagranicy (mimo koncesji międzynarodowego transportu drogowego), wykonywanie międzynarodowych lotów oraz lotów tranzytowych, przywóz z zagranicy, nabycie i handel substancji trujących, środków odurzających i psychotropowych, hurtową i detaliczną sprzedaż alkoholu, obrót materiałem siewnym, prowadzenie targowisk, składowisk materiałów promieniotwórczych oraz składów celnych, a także świadczenie usług telekomunikacyjnych, rentgenowskich, założenie i prowadzenie szkoły publicznej i uczelni niepaństwowej, dystrybucję i rozpowszechnianie filmów, prowadzenie agencji celnych, utworzenie banku, prowadzenie działalności ubezpieczeniowej, pośrednictwa ubezpieczeniowego, giełdy pieniężnej, przedsiębiorstwa maklerskiego i towarzystwa zarządzającego funduszem powierniczym, loterii fantowych, gier losowych i zakładów wzajemnych, działalności gospodarczej w specjalnej strefie ekonomicznej, kupno i sprzedaż walut obcych oraz złota i platyny, prowadzenie prac konserwatorskich, a także archeologicznych i wykopaliskowych.
Listy tej nie komentuję, gdyż nie ona wydaje się najważniejsza. Ważniejsze są niepisane zasady, jakimi w polityce gospodarczej kierują się władze centralne. A jeżeli przez dziesięć lat nie dopuściły do ani jednej prywatyzacji w górnictwie, przemyśle zbrojeniowym, transporcie kolejowym i jeszcze kilku dziedzinach, oznacza to, że branże te wyłączone zostały z normalnej konkurencji i w praktyce objęte reglamentacją działalności gospodarczej. Wyłączone z normalnej konkurencji (a zatem de facto zmonopolizowane) zostało także rolnictwo. Poprzez system jawnych i skrytych subwencji oraz utrzymanie państwowego skupu podstawowych produktów stworzony został układ, w którym przez dziesięć lat nie zbankrutowało ani jedno z trzech milionów przedsiębiorstw rolnych. A jeżeli nie zbankrutowało ani jedno złe gospodarstwo, znaczy to, iż odebrano szansę rozwoju gospodarstwom dobrym oraz że konsumenci płacili za żywność więcej, niż mogliby.
Do ograniczeń praktycznych dodać należy typowe utrudnienia administracyjne. Wprawdzie samo zarejestrowanie działalności gospodarczej czy nawet założenie spółki prawa handlowego nie wiąże się ze specjalnymi kłopotami, na przeszkody napotykamy jednak przy każdej próbie inwestycji. Zdaniem nie tylko przedsiębiorców, ale także osób wznoszących domy jednorodzinne, zgodnie z prawem budować w Polsce nie sposób. Gmatwanina przepisów ogólnych, szczegółowych, niejasne kompetencje i zła wola urzędników (na ogół nie przygotowanych merytorycznie do swojej pracy) tworzą znakomite podglebie dla korupcji. Przekupstwo, wymienione tutaj jako ostatni czynnik ograniczający wolność gospodarczą, nie jest bynajmniej najmniej ważnym.
Niestety, nie mogę skorzystać z przytoczonej na wstępie dobrej rady dzielnego Szwejka. Wprowadzenie jej w życie mogłoby zostać uznane za uprawianie sportu profesjonalnego. A na to nie mam koncesji.

Więcej możesz przeczytać w 33/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.