Ładnie się różnić

Ładnie się różnić

Dodano:   /  Zmieniono: 
Przy okazji każdej kampanii, a już szczególnie prezydenckiej, autorytety moralne nawołują co rusz, żeby "różnić się ładnie"
Problem polega na tym, że jeśli jeden kandydat uznany został za ładnego i ma to w sondażach, jego konkurentom - aby w ogóle mogli zaistnieć - pozostaje jedynie rola "ładnych inaczej". I czynią to nader konsekwentnie.
Gdybyż jeszcze była szansa na pojedynki, gdybyż każdy z kandydatów mógł rzucić rękawicę faworytowi i potykać się z nim w studiu na oczach milionów. Różne rzeczy zdarzyć by się mogły - od "Bij mistrza!" po "Kończ waść, wstydu oszczędź!". Na tym etapie trudno jednak o walkę jeden na jeden. Przy mnogości kandydatów faworyt mógłby się ewentualnie zgodzić na symultankę (czy raczej "symulantkę"), tłumacząc rażącą różnicą wagi. Rzeczywiście, z dotychczasowych ważeń zawodników (przeważnie wagi "papierkowej" czy "koguciej") wynika, że wszyscy razem mają mniej niż obrońca tytułu. A ten ani myśli o ułatwieniu im zadania i schudnąć nie chce.
Trwa więc niemrawa dyskusja za pośrednictwem mediów, a ciosy mierzone w szczękę czy korpus kończą się kąsaniem po łydkach (mimo że w banku informacji są dane na temat słabej pracy nóg lidera - okresowe kłopoty z golenią!).
Bo gdyby udało się przejeść do półdystansu... Nieboszczyk Schopenhauer w swojej znakomitej "Erystyce, czyli sztuce prowadzenia sporów" dał wiele sposobów odnoszenia przewagi w dyskusji. Najskuteczniejsza metoda zwycięstwa to porzucenie argumentów dotyczących meritum na rzecz zarzutów ad personam: "Może w temacie alokacji kapitałów nie mam racji, ale wy macie łupież!".
Przydają się również kłopotliwe pytania: "Czy jest pan za rozdaniem majątku państwowego potrzebującym?". Zawetuje - podpadnie potrzebującym, nie zawetuje - narazi się autorytetom i sam Balcerowicz powie, "że jest to psucie państwa, a co gorsza, psucie społeczeństwa".
Najważniejsze jednak jest, żeby w trakcie polemik zachować elementarne poczucie taktu. Tak, aby urywając punkt kandydatowi, nie urywać trzech sobie. Dlatego cieszę się z coraz szerzej widocznej tendencji, by nie atakować wad przeciwnika, ale wymieniać własne zalety, niekoniecznie występujące u rywala. Przykłady? Wałęsa: "Ja nie prowadzem kampanii po cerkwiach i synagogach". Krzaklewski: "Nie musimy wciągać brzucha!". Analogicznie mecenasowi Olszewskiemu można poradzić, aby zaczynał swe wystąpienia: "Ja jako pełny magister". Korwin-Mikke mógłby mówić: "Mogę prowadzić bez pasów, bo zawsze zachowuję trzeźwość". Generał Wilecki: "Na widok wroga nie uciekam po drabinie". Lepper: "Kiedy go widzę, to jakbym widział siebie w lekko krzywym zwierciadle". Łopuszański mógłby zaś chodzić z transparentem "Polak dla Polaków".
Dlatego będziemy się przez pewien czas "różnić brzydko", ale istnieją domniemania, że już wkrótce po wyborach prezydenckich, parlamentarnych, samorządowych przestaniemy się różnić w jakikolwiek sposób. I to na lata!
Więcej możesz przeczytać w 33/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.