Łaska historii

Dodano:   /  Zmieniono: 
Czy Helmut Kohl odpowie za finansowy skandal w jego partii?
Helmut Kohl miał szczęście być kanclerzem w chwili upadku komunizmu i zapewne ten fakt przesądzi ostatecznie o finale skandalu finansowego z jego udziałem. "Osobiście nie wzbogaciłem się ani o jedną markę" - stwierdził niedawno Helmut Kohl. W celu zrekompensowania kar nałożonych na CDU za machinacje finansowe były kanclerz zebrał i przekazał swej partii 8 mln marek, co - jak podkreślił - "dalece przekracza jej ewentualne straty". Tym samym Helmut Kohl uważa sprawę za załatwioną i nie spodziewa się procesu sądowego.
Kilka dni temu adwokaci Helmuta Kohla otrzymali z prokuratury w Bonn dokument liczący 91 stron. Nie jest to formalny akt oskarżenia, a tylko zapiski z tzw. postępowania wstępnego. O zaniechaniu sprawy lub wszczęciu procedury sądowej zadecyduje stanowisko byłego kanclerza i jego pełnomocników. Według magazynu "Der Spiegel", Helmut Kohl otrzymał nieoficjalną propozycję wpłacenia 200 tys. marek w zamian za wstrzymanie dalszego postępowania. Protokoły prokuratury to zaledwie wierzchołek góry lodowej, jeśli chodzi o zakulisową działalność CDU w ciągu ćwierćwiecza przewodnictwa Kohla i szesnastu lat jego kanclerskich rządów. Afera z "datkami", tajnymi kontami i walizkowymi transportami gotówki niewiadomego pochodzenia wybuchła przy okazji śledztwa w sprawie oszustw podatkowych byłego skarbnika CDU Walthera Leislera Kiepa. Finansami unii zajmowała się frankfurcka spółka Weyrauch & Kapp, którą posądzono o pranie brudnych pieniędzy wpłacanych na rzecz partii Kohla. Już pobieżne zbadanie sprawy wykazało szerokie powiązania świata polityki i biznesu. Wśród poszukiwanych listami gończymi znaleźli się na przykład były sekretarz stanu do spraw uzbrojenia Holger Pfahls z CSU (po którym wszelki ślad zaginął) i zbiegły do Kanady handlarz bronią Karlheinz Schreiber. Prokuratura zainteresowała się m.in. kontraktami na dostawę pojazdów opancerzonych, samolotów i helikopterów do Arabii Saudyjskiej, Tajlandii i Kanady oraz sprzedażą rafinerii Leuna w Saksonii-Anhalt i poenerdowskiej sieci stacji benzynowych Minol francuskiemu koncernowi Elf.
Przekazywanie pieniędzy dla CDU odbywało się "z ręki do ręki", co utrudnia ustalenie sum i ich "ofiarodawców". Po przyciśnięciu do muru przez tych, którzy nie zachowali milczenia, Kohl potwierdził istnienie tajnych kont (wcześniej skłamał, że nic o nich nie wie) i wyraził ubolewanie z powodu "braku przejrzystości" w partyjnych finansach. Nie ujawnił jednak nazwisk nielegalnych płatników i wyparł się znajomości z handlarzem bronią Schreiberem. Przyznaje się tylko do przyjęcia 2 mln marek, które wykorzystane zostały "dla dobra partii i państwa". Afera ta wpędziła chadeków w najpoważniejszy kryzys i przyczyniła się do trzęsienia ziemi w gremiach kierowniczych partii, ale to były kanclerz uważa się za osobę pokrzywdzoną. Jak twierdzi, jego adwokaci mają wątpliwości, czy sąd znajdzie podstawy do wszczęcia postępowania. Kohl zdaje sobie sprawę, że prokuratura nie dysponuje wieloma obciążającymi dokumentami. Zadbali o to jego byli pracownicy, którzy usunęli wszelkie papiery i zapisy komputerowe dotyczące podejrzanych kontraktów. Prokuratura w Bonn oskarżyła o sabotaż byłych szefów Wydziału Centralnego i Referatu Techniki Informacyjnej w Urzędzie Kanclerskim.
Lista osób bezpośrednio lub pośrednio zamieszanych w finansową aferę CDU jest długa i zapewne pozostanie niepełna. Znalazł się na niej m.in. premier Hesji Roland Koch, wschodząca gwiazda chadecji, który wcześniej apelował o wnikliwe wyjaśnienie wszystkich machlojek w jego partii. Jak się okazało, on sam wygrał wybory po części dzięki nielegalnym funduszom. Na tajnych kontach heskiej CDU wykryto 13 mln marek niewiadomego pochodzenia. Ostatecznie do "przepierki" milionów z wykorzystaniem kont w Szwajcarii i Liechtensteinie przyznał się Manfred Kanther, były strażnik porządku konstytucyjnego i praworządności, szef MSW w rządzie Kohla. Roland Koch, mimo społecznych sprzeciwów, nie podał się do dymisji, ale jego sprawa jeszcze się nie zakończyła. Obecnie jest oskarżony o złożenie komisji wyjaśniającej fałszywego sprawozdania finansowego. Najwyższą cenę za to, że zbyt późno przestał być lojalny wobec byłego kanclerza, zapłacił jego następca Wolf-gang Schäuble. Początkowo nowy przewodniczący unitów, brany pod uwagę jako kandydat na kanclerza w następnych wyborach, osłaniał byłego szefa. Gdy mu dowiedziono kłamstwo, zrzucił winę na "patriarchalny system Kohla", co jednak nie uchroniło go przed upadkiem z partyjnego świecznika.
Finansowy skandal CDU ma wiele wątków, w których gubią się nawet uważni obserwatorzy. Podejrzenia o nielegalne żonglowanie pieniędzmi przez byłe kierownictwo partii i państwa istniało od dawna. Francuzi i Szwajcarzy domagali się dochodzenia w sprawie transakcji Leuna-Elf jeszcze przed upadkiem rządu CDU/CSU-FDP. Ich śledztwa wykazały powiązania transferów przez konta w Paryżu, Genewie, Liechtensteinie i w Luksemburgu (w tym na fikcyjne firmy) z CDU i Urzędem Kanclerskim. Również Komisja Europejska prosiła o dokumenty dotyczące sprzedaży niemieckiej rafinerii. Brukselscy urzędnicy podejrzewali, że zostali naciągnięci na subwencje poprzez zawyżenie wartości tej umowy. Chadecy mieli za to otrzymać prowizję, która później posłużyła im w kampanii wyborczej. W odpowiedzi na prośby Brukseli Helmut Kohl... utajnił wszelkie materiały na ten temat. Fakty te wyszły na jaw dopiero po wyborczej klęsce jego gabinetu. Philippe Jaffre, były szef koncernu Elf Aquitaine, przyznał, że na życzenie strony niemieckiej przelał w grudniu 1992 r.
256 mln franków na konto firmy Nobleplac w Liechtensteinie, należącej do francuskiego przedsiębiorcy Andre Guelfi. Jaffre i Guelfi oświadczyli, że nie znają celu tej operacji. Jednym z odbiorców pieniędzy był Dieter Holzer z Monako, postać dobrze znana w kręgach CDU. W Monaco odbywały się jego spotkania z chadeckimi przyjaciółmi, do których należał m.in. Friedrich Bohl, były minister w Urzędzie Kanclerskim. Z Holzerem współpracowała też zauszniczka Kohla - Agnes Hürland-Büning.
Kilka głów w CDU poleciało też za sprawą przebywającego dziś w Toronto Karlheinza Schreibera, oskarżonego o łapówkarstwo i przestępstwa podatkowe. On rów-nież uważa się za osobę niewinną. Twierdzi, że dokonywał legalnych wpłat dla CDU/CSU i nie może odpowiadać za zatajanie, nieprawidłowe księgowanie i niewłaściwe wykorzystanie pieniędzy przez te partie. Schrei-ber gotów jest przyjechać do Niemiec i zeznawać przed sądem, jeśli uzyska gwarancję odpowiadania z wolnej stopy i bezpieczeństwa. Na razie nikt nie chce mu tej gwarancji udzielić, a członkowie specjalnej komisji Bundestagu udadzą się na rozmowę ze Schreiberem do Kanady. Być może obawy handlarza bronią nie są bezpodstawne. Pierwsze dokumenty z uzasadnieniem prośby rządu RFN o jego ekstradycję zaginęły w samolocie między Berlinem i Toronto. Schrei-ber nie zamierza milczeć. Swą wiedzę chce zawrzeć w książce, która - jak zapowiedział - będzie gotowa na kampanię wyborczą w 2002 r. Już dziś jednak zapewnił, że były kanclerz nie otrzymał od niego "żadnych pieniędzy".
Helmuta Kohla po raz pierwszy posądzono o nielegalną zbiórkę pieniędzy dla CDU, gdy był premierem Nadrenii-Palatynatu. Stolica tego landu, Moguncja, uchodziła w jego czasach za podatkową oazę dla chadeckich ofiarodawców. Gdy w 1986 r. Otto Schily, dziś minister spraw wewnętrznych Niemiec, oskarżył przywódcę CDU o krzywoprzysięstwo przed komisjami w Moguncji i w Bonn, Kohl był już szefem rządu RFN. Niczego mu nie udowodniono. Jak wtedy komentowano, m.in. dzięki temu, że ówczesny minister sprawiedliwości z CDU Otto Theisen, notabene były skarbnik chadeków w landzie Kohla, odwołał z komisji śledczej głównego oskarżyciela. W aferze mogunckiej Kohl uderzył się w piersi Heinera Geisslera, byłego sekretarza generalnego partii, który przy kolejnym skandalu nie chciał ponownie nadstawiać karku; to właśnie Geissler był pierwszym politykiem, który publicznie wyznał, że wie o istnieniu tajnych kont CDU. W efekcie śledztwa komisji parlamentarnej przewodniczący Bundestagu Wolfgang Thierse wymierzył chadekom 41,3 mln marek kary. Zapowiedział też, że sprawa nie jest jeszcze zamknięta, a grzywna może wzrosnąć.
Kara, jaką dotychczas poniósł Helmut Kohl, ma wyłącznie wymiar moralny. Były kanclerz musiał ustąpić z funkcji honorowego przewodniczącego CDU, stracił też decydujące wpływy w partii. Musi również wysłuchiwać nawoływań, by nie zabierał głosu na obchodach dziesięciolecia niemieckiej jedności (3 października w Dreźnie). Franz Müntefering, sekretarz generalny SPD, uważa pomysł jego wystąpienia za "absurdalny", a premier Nadrenii Północnej-Westfalii Wolfgang Clement domaga się, by Kohl całkowicie wycofał się ze sceny politycznej. Opinie społeczeństwa są podzielone. Jeśli nie Helmut Kohl, to kto miałby uosabiać wkład Niemców w ich zjednoczenie? - zdaje się pytać 54 proc. respondentów bońskiego instytutu Dimap, opowiadających się za udostępnieniem byłemu kanclerzowi jubileuszowej mównicy.

Więcej możesz przeczytać w 33/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.