Skok stulecia

Dodano:   /  Zmieniono: 
Jak ukraść milion dolarów

Konwój wiozący ponad milion dolarów powinien się składać z trzech, a nie dwóch samochodów, winno go strzec siedmiu, a nie pięciu konwojentów, wyposażonych przynajmniej w cztery sztuki broni długiej, nie zaś wyłącznie w broń krótką. Pracownicy konwoju powinni poza tym co pół godziny kontaktować się ze swoją centralą. Żadnego z tych "standardowych" zabezpieczeń nie zastosowano 8 stycznia, gdy na trasie Wrocław-Poznań zaginęło dwóch konwojentów oraz równowartość 3,7 mln zł w różnych walutach, głównie dolarach i markach niemieckich. Jeśli mamy do czynienia z napadem, był to w historii Polski skok stulecia - zginęła suma trzykrotnie wyższa od rekordowej dotychczas (1,2 mln zł), zrabowanej w listopadzie 1995 r. na Ursynowie przez gang Rympałka.
W miniony piątek przed czwartą po południu do forda transita warszawskiej firmy BRE Services Assistance załadowano ponad milion dolarów. Zleceniodawcą transportu był Raiffeisen Centrobank SA, zajmujący się obsługą dużych firm i przedsiębiorstw. O 16.10 ford, któremu towarzyszył polonez, wyruszył w drogę. Dziesięć minut później plan konwoju przestał istnieć. Jak to możliwe, żeby pięciu ochroniarzy nie zorientowało się, że konwój nie jedzie trasą na Poznań, lecz w kierunku Warszawy? Choć transport był spodziewany ok. 19.30 w Poznaniu, dyrekcja firmy ochroniarskiej skontaktowała się ze swoimi pracownikami dopiero ok. 21.00. Policję zawiadomiono natomiast pół godziny po północy. - W Poznaniu konwój miał zabrać dodatkowe pieniądze oraz jeszcze pięciu pracowników ochrony i podążyć w kierunku Warszawy - wyjaśnia Czesław Ochocki, szef poznańskiego oddziału BRE Services Assistance.
Michał Iwanicki, członek zarządu BRE Services Assistance, tłumaczył na specjalnej konferencji prasowej, że pracownicy firmy ochroniarskiej próbowali na własną rękę odszukać zaginionych kierowców i pieniądze. Jeśli sprawcami są kierowcy, którzy zaginęli razem z pieniędzmi, mieli wystarczająco dużo czasu, aby uciec za granicę. Straż Graniczna została powiadomiona o poszukiwaniu 37-letniego Cezarego S. i 31-letniego Jarosława Sz. dopiero po kilku godzinach. Policja nie otrzymała też od razu zdjęć zaginionych kierowców od BRE Services Assistance. Policjanci obawiają się, że pracownicy tej firmy mogli zatrzeć istotne ślady w miejscu znalezienia samochodów.
- Hipotezy mówiące o tym, że sprawcami są dwaj poszukiwani albo ich trzej koledzy, którzy mieli ich jakoby zabić i sami się podtruć, są tworami "medialnymi". Rozpatrujemy o wiele więcej wariantów, łącznie z porwaniem - mówi podinspektor Jan Stanisławski, rzecznik prasowy dolnośląskiej Komendy Wojewódzkiej Policji.
- Nikt nie wziął pod uwagę, że niektórzy pracownicy przychodzą do firm ochroniarskich tylko po to, by wykonać skok życia. Weryfikacja pracowników jest zresztą w tym wypadku sprawą drugorzędną. Istotne jest, że cały system ochrony okazał się dziurawy - mówi Dorota Godlewska, prezes Krajowego Związku Pracodawców Agencji Ochrony Osób, Mienia i Usług Detektywistycznych. - Można się obawiać, że podobnych zdarzeń będzie w najbliższym czasie coraz więcej. Niestety, w Polsce z niezrozumiałych przyczyn wciąż traktuje się przewożenie pieniędzy jak transport kartofli - dodaje nadkomisarz Andrzej Przemyski, doradca komendanta głównego policji.
- Nie wiemy, czy w ogóle można mówić o napadzie. Istnieje uzasadniona hipoteza, że sprawcami byli dwaj konwojenci, poszukiwani obecnie przez policję. Jeśli to się potwierdzi, trzeba będzie to zdarzenie zakwalifikować jako zagarnięcie mienia, a nie napad - tłumaczy nadkomisarz Paweł Biedziak, rzecznik prasowy Komendy Głównej Policji. - Część winy leży po stronie towarzystw ubezpieczeniowych, które zgadzają się ubezpieczać pieniądze przewożone w taki sposób - uważa Andrzej Przemyski. - Dopuszczono do wielu zaniedbań. Telefony komórkowe jako narzędzie systemu łączności to naprawdę za mało przy transporcie tak wielkiej kwoty. Albo należało się kontaktować z konwojem co pół godziny, albo zamontować system GPS i na bieżąco śledzić trasę konwoju - mówi Dorota Godlewska.
- Żeby zapobiec podobnym zdarzeniom w przyszłości, trzeba przede wszystkim zaostrzyć przepisy dotyczące koncesjonowania firm zajmujących się konwojowaniem pieniędzy. Dziś otrzymanie takiej koncesji nie stanowi bowiem żadnego problemu. Szwankuje też kontrola osób zatrudnianych w tych firmach - twierdzi Andrzej Przemyski. Przedsiębiorstwa, banki i firmy ubezpieczeniowe powinny dokonać kalkulacji: czy korzystniej jest płacić wysokie składki ubezpieczeniowe, czy więcej wydawać na zabezpieczenie macierzystych firm.

Więcej możesz przeczytać w 3/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.