Rio Grande Europy

Dodano:   /  Zmieniono: 
Czy granica na Bugu stanie się nowym berlińskim murem?

Kiedy po 2006 r. Polska będzie przyjmowana do Unii Europejskiej, wielkość naszego produktu krajowego brutto może być porównywalna z rosyjskim (obecnie PKB Rosji jest ponadtrzykrotnie wyższy). Wartość PKB na mieszkańca będzie wówczas w Polsce ponadczterokrotnie wyższa niż w Rosji, ponadpięciokrotnie wyższa niż na Ukrainie i sześć razy większa niż na Białorusi. Za wschodnią granicą Polski - wówczas granicą zachodniej Europy - mieszkać będzie 250 mln obywateli byłego ZSRR, zapewne w znacznej części zdesperowanych. Na Bugu będzie się zaczynał lepszy świat. Ilu naszych wschodnich sąsiadów, którzy nie muszą już być "narodem wewnętrznym", czyli - jak uważał Dostojewski, a podtrzymują tę opinię m.in. Aleksander Sołżenicyn i Władimir Bukowski - stroniącym od emigracji i źle znoszącym życie na obczyźnie, zdecyduje się na przyjazd na stałe do "polskiego raju"? Przyjadą przestępcy czy osoby najlepiej wykształcone i najbardziej przedsiębiorcze? Osiedlą się w Polsce wschodni mafiosi czy profesorowie wyższych szkół, artyści i biznesmeni? W najbliższych latach granica na Bugu może się stać nowym berlińskim murem bądź chronioną zasiekami granicą Stanów Zjednoczonych i Meksyku sprzed podpisania porozumienia o wspólnej strefie handlu - NAFTA.

Na razie przemytnicy przewożą spirytus w plastikowych butelkach z napisem "Royal American" albo po prostu w woreczkach różnej wielkości. Umieszczany jest on w kołach zapasowych, oponach, pod tapicerką. - Przyłapani na przemycie nie awanturują się, sami karnie przelewają zawartość "plastiku" do beczek. Przy niewielkich ilościach przemycanego spirytusu wszystko kończy się na przepadku "dowodu przestępstwa" - mówi kpt. Stanisław Zelent, komendant Granicznego Punktu Kontrolnego w Dorohusku.
Alkohol i papierosy przemycane są najczęściej pociągami. Składy kursujące pomiędzy przygranicznymi miastami po obu stronach Bugu nazywane są "przemytnikami". Pogranicznicy i celnicy nie mogą wszystkiego skontrolować, bo w jednym pociągu podróżuje czasem kilkuset przemytników. Dokładna kontrola sparaliżowałaby ruch. Kiedy w ubiegłym roku na stacji w Małaszewiczach zapalił się jeden z wagonów, pożaru nie było czym gasić - okazało się, że wszystkie gaśnice są wypełnione spirytusem. Z Polski na Ukrainę przemyca się z kolei głównie samochody. W 1998 r. funkcjonariusze NOSG udaremnili przerzut 750 aut wartych 30 mln zł.
Turyści z Zachodu chętnie fotografują przyłapanych na granicy nielegalnych imigrantów, szczególnie tych najbardziej pomysłowych. W 1997 r. zatrzymano na przykład helikopter wypełniony przybyszami z Azji. "Nielegałów" znajdowano w podwójnym dnie podłogi tira wypełnionego kukurydzą, za sekretną ścianą ciężarówki z transportem wytłaczanek do jaj. Jeden ukrył się pod maską samochodu dostawczego - ściągnięto go omdlałego z gorącego silnika. Obywatele Armenii są znani z tego, że tuż po przejechaniu ukraińskich punktów kontrolnych wyskakują z pociągów. W lipcu zeszłego roku strażników próbował przechytrzyć Syryjczyk, który ukrył się w torbie podróżnej, schowanej pod siedzeniem w przedziale pociągu z Kijowa do Warszawy. Większość przyłapanych próbuje szczęścia ponownie. O ile obywatele krajów środkowej Azji i Afryki postrzegają już Polskę jako kraj Zachodu, miejsce, gdzie wielu chciałoby osiąść na stałe, o tyle Rosjanie, Białorusini, Ukraińcy i Litwini chcą się przede wszystkim u nas wzbogacić: handlując lub pracując na czarno. Socjologowie z uniwersytetu w Petersburgu szacują, że "z Polski" żyje dziś co najmniej 10 mln mieszkańców byłego ZSRR, a niemal połowa z nich zarabia u nas po kilka tysięcy dolarów rocznie (spora część zostaje w polskich bankach, sklepach, supermarketach). "Przejechać Bug i umrzeć!" - żartobliwie parafrazują niektórzy złotą myśl odnoszącą się do Paryża, a apoteozującą "polską strefę dobrobytu".


Granica
Mimo uszczelnienia granicy amerykańsko-meksykańskiej, wprowadzenia w 1996 r. drakońskich przepisów imigracyjnych oraz poprawy sytuacji w Meksyku, napływ nielegalnych imigrantów do USA nie został powstrzymany - obecnie przebywa ich tam 2,5-4 mln (legalnie mieszka w Stanach Zjednoczonych 6,7 mln osób urodzonych w Meksyku). Codziennie patrole amerykańskiej policji (wspierane przez urzędników biur imigracyjnych), wyposażone w noktowizory, łączność satelitarną i helikoptery, odkrywają nowe podkopy, zatrzymują desperatów przelatujących granicę na lotniach, znajdują całe grupy przerzucane w kontenerach, ukrywane pomiędzy towarami. Marzeniem 80 proc. Meksykanów jest osiedlenie się na stałe w USA. W ramach obowiązującego od 1965 r. tzw. programu Maquiladora firmom amerykańskim zezwolono na wysyłanie podzespołów do Meksyku, gdzie są montowane i wracają do USA w formie gotowych produktów. Po wejściu w życie w 1994 r. porozumienia o wolnym handlu (NAFTA, podpisanego przez USA, Kanadę i Meksyk) maquiladoras, małe zakłady pogranicza, mogą eksportować całość produkcji do Meksyku (przedtem amerykańskie firmy mogły tam sprzedawać tylko 20 proc. swoich towarów). Zniesienie barier celnych ożywiło gospodarkę obu krajów: nadwyżka bilansu handlowego USA wyniosła 6,8 mld dolarów. Na początku w Meksyku obawiano się skutków napływu amerykańskiego kapitału. Amerykanie prorokowali z kolei, że ich rynek zaleją tanie meksykańskie produkty. Okazało się, że wzrósł przede wszystkim eksport ze Stanów Zjednoczonych.

 


Nowego muru berlińskiego na Bugu obawiają się przede wszystkim obywatele państw byłego ZSRR: boją się wprowadzenia wiz, szczelności "zielonej granicy", przewidują, że oferowane przez nich kiepskiej jakości towary nie znajdą uznania u bogacących się Polaków, spodziewają się ochrony miejsc pracy w Polsce, wymuszonej przepisami Unii Europejskiej, wreszcie - sądzą, że polskie prawo (dostosowane do unijnych standardów) mocno ograniczy przemyt oraz podatność urzędników na korupcję. Polacy są podzieleni: mieszkańcy centralnej i zachodniej części kraju chcą uszczelnienia wschodniej granicy i ukrócenia przemytu oraz zahamowania przenikania rosyjskojęzycznych przestępców; mieszkający we wschodniej Polsce obawiają się natomiast, że mur na Bugu ograniczy ich dochody z przygranicznego handlu, doprowadzi do opuszczania tych stron przez młodzież. - Gdy granica na Bugu stanie się granicą Unii Europejskiej, stracą wschodni sąsiedzi Polski, stracą regiony przygraniczne, ucierpią rodziny, bo wiele z nich żyje po obu stronach granicy - mówi Klaus Bachmann, korespondent prasy niemieckiej w Polsce.
Paradoksalnie, obawy te mogą się okazać nieuzasadnione: uszczelnienie granicy, któremu towarzyszyć będzie cywilizowanie się przygranicznych interesów, może doprowadzić do rozkwitu tzw. ściany wschodniej. - Dla naszych regionów wschodnich informacja, że teraz tu będzie przebiegać granica Unii Europejskiej, jest najlepszą wiadomością - uważa dr Bohdan Wyżnikiewicz z Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową. Dla mieszkańców Rosji, Ukrainy, Białorusi i Litwy może to być zachęta do tworzenia firm w pobliżu granicy: spółek prowadzących poprzez Polskę interesy w całej zachodniej Europie. Wschodnie Niemcy na przykład dużo skorzystały na tym, że Odra stała się granicą Unii Europejskiej. Od 1993 r. ich obroty z państwami Europy Środkowej i Wschodniej wzrosły ponaddwukrotnie i wynoszą w tej chwili 160 mld marek. Obok infrastruktury granicznej nad Odrę przeniosły się setki firm, a zarobki Ossis z terenów przygranicznych są porównywalne z dochodami mieszkańców Bawarii. Tylko na handlu z Polską, mimo barier celnych i certyfikacyjnych, Niemcy zarobili 20 mld marek.
- Pozytywny obraz naszego pogranicza z Niemcami wynika ze zbliżenia standardów prowadzenia działalności gospodarczej po obu stronach granicy. W ten sposób po przejściu mostu w Gubinie spotykał się small business, w którym obowiązywały te same reguły. Gdy za trzy lata granica Unii Europejskiej przesunie się o 700 km na wschód, Polska nie będzie już taka sama jak teraz - tłumaczy Bohdan Wyżnikiewicz. - Musimy przedstawić Rosjanom zachęcającą ofertę. Dotychczas 40 proc. przemytu walizkowego stawało się przedmiotem reeksportu do Niemiec. Polska na tym nie korzystała - była faktycznie krajem tranzytowym. Tymczasem już niedługo staniemy się dla krajów WNP Zachodem. Nasza wschodnia granica nie może być więc "żelazną kurtyną" - mówi dr Andrzej Nowosad z Ośrodka Studiów Wschodnich. - Musimy przekonać Unię Europejską, że strach przed Wschodem nie powinien decydować o obliczu stosunków z Rosją czy Ukrainą - zauważa Piotr Heliński, dyrektor Euroregionu Karpaty.
W nowej sytuacji bazary muszą zostać zastąpione legalnymi interesami. - Wymiana towarowa między Polską a Rosją i innymi krajami WNP zmieni charakter: będzie to wymiana między przedsiębiorstwami i firmami. Musi powstać cała infrastruktura dla transportów z UE na Wschód. Pogranicze będzie budować hotele, bary, drogi. Na pewno nastąpi tam ożywienie gospodarcze - uważa Bohdan Wyżnikiewicz. - Po przystąpieniu do UE wzrośnie w Polsce koszt pracy, toteż zachodnie firmy, zlecające naszym przedsiębiorstwom tzw. przerób uszlachetniony, np. szycie odzieży, będą przenosić tę produkcję m.in. na Ukrainę, Białoruś i do Rosji. Przyjęcie unijnej polityki wizowej wpłynie na ograniczenie handlu przygranicznego, ale powstaną inne możliwości. Przede wszystkim rozwinie się sieć magazynów, stacji przeładunkowych, firm spedycyjnych i transportowych, drobnych firm usługowych itp. Wiele inicjatyw wesprą euroregiony - wyjaśnia Stanisław Sudak, dyrektor Departamentu Strategii Integracji Międzynarodowej w Centrum Studiów Strategicznych.
Uczynienie z granicy na Bugu przedmurza Zachodu wymagać będzie ogromnych inwestycji. Według szacunków Głównego Urzędu Ceł, tylko na poprawę obecnie istniejącej infrastruktury do 2000 r. potrzeba ponad 50 mln zł. Trzeba też pamiętać, że po wstąpieniu do UE będziemy musieli odprowadzać do wspólnej kasy w Brukseli sporą część dochodów uzyskiwanych na granicy - ok. 2 mld zł pochodzących głównie z ceł. W tej chwili pieniądze te stanowią ważne źródło wpływów państwa. Odcięcie tak znacznego zasilania budżetu musi zostać zrekompensowane wzmożoną aktywnością gospodarczą całego kraju, w szczególności rejonów nadgranicznych. Musi się więc zwiększyć przepustowość przejść granicznych. Tylko na przejściu z Ukrainą w Korczowie w ciągu doby przejeżdża 8 tys. samochodów osobowych i 600 ciężarowych. Otwarte w 1984 r. przejście w Kukurykach miało odprawiać 150 ciężarówek na dobę. Dzisiaj 1200 tirów czeka tam aż 50 godzin w trzydziestokilometrowej kolejce. Szansą na poprawę sytuacji są przedsięwzięcia prywatnych firm. Wiele zależy też od samorządów lokalnych, które na razie nie mają środków na inwestycje. Prof. Norman Davies w swojej monografii Europy zauważył, że "groźba anarchii na Wschodzie może w sposób paradoksalny odegrać rolę impulsu w kierunku ściślejszej unii na Zachodzie". Politolodzy podkreślają, że Zachód niczego tak się nie obawia, jak destabilizacji ekonomicznej w Rosji oraz upadku niepodległej Ukrainy. Żeby temu zapobiec, będzie się starał organizować wsparcie ekonomiczne dla Moskwy i Kijowa. Pomoc ta oraz wspierająca ją wymiana handlowa będą przepływać przez Polskę. Możemy na tym tylko skorzystać. Polska będzie też w najbliższych latach wzorcem pożądanego i zalecanego krajom WNP modelu rozwoju: gospodarczego, społecznego, kulturowego, etnicznego. Już jesteśmy przedmurzem kapitalizmu, prymusem gospodarki wolnorynkowej, chwalonym przez zachodnie instytucje finansowe. Jeśli nasi wschodni sąsiedzi zechcą ten przykład naśladować, możemy stać się w handlu z tymi krajami tym, czym są dla nas obecnie Niemcy, dla których jesteśmy od kilku lat ważniejszym partnerem niż Rosja.
Przykład pogranicza niemiecko-polskiego, a jeszcze bardziej amerykańsko-meksykańskiego, dowodzi, że obszary graniczne między dwoma światami czy wręcz dwiema cywilizacjami najpierw stymulowały szybki rozwój kraju bogatszego, który jednak z czasem coraz więcej inwestował u biedniejszego sąsiada i inwestycje te stawały się najlepszą gwarancją stabilności oraz spokoju społecznego. Jak zauważył prof. Kenneth Galbraith, wybitny ekonomista, ograniczano w ten sposób nie kontrolowaną migrację, łagodzono konflikty regionalne i narodowościowe. Kraj bogatszy korzystał z napływu najaktywniejszych reprezentantów swojego biedniejszego sąsiada, ale kiedy ci zdobywali wykształcenie, często wracali jako doradcy, przedsiębiorcy, nauczyciele akademiccy. Poszerzała się więc klasa średnia, rosły aspiracje młodych ludzi - w efekcie korzystały obydwa państwa.
Dotychczas sąsiedztwo polsko-rosyjskie czy polsko-ukraińskie bardzo rzadko owocowało korzystną dla obu stron współpracą - tak się działo na przykład w drugiej połowie XIX wieku, lecz Polska była wtedy tylko częścią rosyjskiego imperium. Przez całe wieki natomiast strona silniejsza traktowała słabszą jak kolonię. Paradoksalnie, jeśli za kilka lat potencjał polskiej gospodarki będzie porównywalny z rosyjskim, bardzo osłabnie tradycyjna pycha Rosji wobec części swojego dawnego imperium, Polska zaś nie będzie już może miała kompleksu Wielkiego Brata, przez co tak często się buntowaliśmy. Teraz wystarczy konkurencja gospodarcza i cywilizacyjna.

Agnieszka Hyży
Piotr Kudzia
Grzegorz Pawelczyk
Jacek Szczęsny

Więcej możesz przeczytać w 4/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.