Gorący pokój

Dodano:   /  Zmieniono: 
Czy ETA naprawdę wyrzekła się terroru?
Kiedy 16 września ubiegłego roku kierownictwo baskijskiej organizacji terrorystycznej ETA nieoczekiwanie ogłosiło jednostronne zawieszenie broni, nie wszyscy uwierzyli w dobre intencje bojowców. Dlaczego zdecydowali się pertraktować ze znienawidzonym "okupantem hiszpańskim" po niemal 40 latach zamachów i sabotażu? Czyżby naprawdę z dnia na dzień uwierzyli w ideały demokracji?

Wymienia się kilka przyczyn nagłego zwrotu. Oburzenie społeczne po zabójstwie porwanego w lipcu 1997 r. Miguela Angela Blanco Garrido pozbawiło ETA poparcia społecznego. Zamknięcie przez sędziego Baltazara Garzona (tego, który wszczął ekstradycję Pinocheta) dziennika "EGIN", nieoficjalnego organu ETA i pośrednika w zbiórce funduszy, odebrało jej źródło finansowania. W więzieniu znalazł się cały 23-osobowy Stół Narodowy (Mesa Nacional), czyli komitet centralny partii Herri Batasuna (Jedność Ludowa), politycznego ramienia ETA. Wreszcie jednocząca się Europa w dużej mierze odbiera aktualność XIX-wiecznemu pojęciu "samostanowienia", a przykład procesu pokojowego w Irlandii Północnej wskazuje, że "walka narodowowyzwoleńcza" przy użyciu terroru traci sens.
Mimo wątpliwości, pod koniec listopada premier José Maria Aznar wyznaczył swoich delegatów do rozmów z terrorystami baskijskimi. Są nimi Javier Zarzalejos, szef hiszpańskiego URM, zaufany człowiek ministra spraw wewnętrznych Jaime Mayora Oreji, i Ricardo Martin Fluxa. Nie wiadomo, kto reprezentuje ETA: w Bilbao krążą w tej sprawie różne pogłoski, jednakże nie sposób uzyskać potwierdzenia żadnej z nich.
Początkowo rozmowy szły bardzo opornie, ale tuż przed Bożym Narodzeniem coś się przełamało: premier Aznar zaczął mówić o rozmowach "rokujących duże nadzieje" i zaproponował nawet ich rozszerzenie na wszystkie partie reprezentowane w autonomicznym parlamencie baskijskim, a więc i na Herri Batasuna. Aznar, który w 1995 r. sam cudem uniknął śmierci z rąk zamachowców ETA, wskazał jednak, że największą przeszkodą w rozmowach jest "terroryzm o niskiej intensywności" - drobne zamachy i sabotaże, codzienne pogróżki i szantaże wobec działaczy partii "hiszpańskich", głównie Partii Ludowej i socjalistów. Leopoldo Barreda, rzecznik i sekretarz generalny baskijskiej Partii Ludowej, w rozmowie z "Wprost" opowiedział o naciskach, jakim jest poddawany on sam i jego rodzina: na drzwiach ich mieszkania wypisywane są pogróżki, ktoś przebija opony w ich samochodzie, żona była obrzucana cuchnącymi substancjami, a dzieci bite w szkole przez kolegów.
Przechodnie z pewną rezygnacją obserwują zakapturzonych nastolatków przygotowujących koktajle Mołotowa, by potem rzucić je na klatkę schodową, na której mieszka jakiś policjant czy niesympatyczny polityk. Nikt nie przeszkadza im też w pisaniu na murach najnowszych biuletynów ETA czy rozwieszaniu ulotek z pogróżkami pod adresem "wrogów ludu baskijskiego". Oficjalnie trwa zawieszenie broni, ale napięcie nie spada. To wina "terroryzmu o niskiej intensywności", ale i faktu, że ETA nie zrezygnowała ze zbierania "podatku rewolucyjnego". To normalny haracz wymuszany na przedsiębiorcach i sklepikarzach. Właśnie w grudniu kilkuset z tych, którzy nie zapłacili, otrzymało "drugie ostrzeżenie". Po trzecim nie mogą być już pewni ani swego życia, ani całości swoich przedsiębiorstw.


W imię narodu
ETA (Euskadi Ta Askatasuna - Baskijski Lud i Wolność) powstała w lipcu 1958 r. jako odłam radykalnej katolickiej organizacji nacjonalistycznej. Początkowo była podzielona na sześć "gałęzi" (ramos). Pięć z nich koncentrowało się na zadaniach politycznych i propagandowych, a szósta - na akcjach zbrojnych. Z czasem górę wzięła "gałąź zbrojna", coraz bardziej zdominowana przez skrajną lewicę leninowską. Pierwszego morderstwa ETA dokonała w 1969 r. Najbardziej sensacyjnym zamachem ETA było zabójstwo frankistowskiego premiera Carrero Blanco, 25 lat temu wysadzonego w powietrze na ulicy Madrytu; najbardziej krwawy był zamach bombowy na supermarket w Barcelonie (14 czerwca 1987 r. zginęło 21 osób). ETA zabiła 763 osoby, dokonała kilku tysięcy aktów sabotażu, powodując straty sięgające miliardów dolarów, by nie wspomnieć o rannych czy porwanych dla okupu (zarobiła na tym 33 mln USD). Według hiszpańskich służb specjalnych, ETA finansowana była w latach 70. także przez Chiny, NRD, Polskę, Jugosławię, CSRS, Węgry i Rumunię. Ulubiona broń i amunicja ETA pochodziła z Czechosłowacji, podobnie jak i produkowany tam osławiony semtex. Odpowiednikiem ETA w trzech prowincjach baskijskich ("iparralde") znajdujących się na terytorium Francji była organizacja Iparretarrak, jednakże francuskie służby specjalne rozprawiły się z nią bardzo drastycznymi metodami. Francja, która przez ponad 20 lat tolerowała na swym terytorium terrorystów uciekających przed Guardia Civil, w połowie lat 80. zaczęła współpracować z Hiszpanią, co ograniczyło możliwości operacyjne terrorystów. Nie przebierali w środkach również Hiszpanie: zorganizowano kilka pokazowych procesów (np. w Burgos), a skazanych na śmierć terrorystów z ETA bezpardonowo rozstrzeliwano. W latach 80. socjalistyczny rząd Felipe Gonzalesa zorganizował specjalne oddziały do "brudnej" walki z ETA (GAL). Agenci służb specjalnych wynajmowali za publiczne pieniądze zawodowych kryminalistów, aby zabijali członków ETA; zginęło w ten sposób 27 osób. Ujawnienie tych faktów wywołało skandal polityczny. Partia Herri Batasuna, ramię polityczne ETA, zdobyła w ostatnich wyborach największą w swej historii liczbę głosów - ok. 250 tys. (17,9 proc.). W grudniu 1997 roku po procesie, który nawet nie sprzyjający ETA obserwatorzy nazwali "politycznym", wszyscy członkowie komitetu centralnego HB zostali skazani na siedem lat więzienia za "współpracę z organizacją terrorystyczną".
Zbieranie "podatku" to właściwie jedyny przejaw działalności ETA, energicznie zwalczany przez lokalne władze, wyposażone w najszerszą w całej Europie autonomię, obejmującą również własną policję (Erzaintza) i całkowicie niezależny od Madrytu system podatkowy. Juan Maria Atutxa, przewodniczący parlamentu baskijskiego, a jeszcze do niedawna minister spraw wewnętrznych lokalnego rządu, na pytanie "Wprost", na czym polega walka rządu baskijskiego z terroryzmem, odpowiedział, że znacznie ograniczone zostało zjawisko wymuszania haraczu, natomiast nie potrafił wymienić ani jednego nazwiska aresztowanego członka czy sympatyka ETA. Ciężar walki z terrorystami spoczywa więc w całości na Guardia Civil, która jednak w Kraju Basków zmuszona jest przestrzegać reguł autonomii, ograniczających jej kompetencje.
O napięciu świadczy również gwałtowna polemika wokół... odkryć archeologicznych. Według oficjalnej propagandy, Baskowie nigdy nie dali się zdominować ani przez Rzymian, ani przez Merowingów, Wizygotów czy Arabów. Tymczasem naukowcy twierdzą, że odkryli w Kraju Basków co najmniej 250 osad rzymskich, kilkadziesiąt zbudowanych przez nich dróg i 50 mostów. Z odkopanych nekropolii merowińskich wynika, że i oni panoszyli się na tym obszarze, jak chcieli. Nacjonaliści tępią te rewelacje i dlatego zawód archeologa należy dziś w Bilbao do niebezpiecznych.
Szczególną postawę wobec dialogu przyjął Kościół baskijski. Nie jest przypadkiem, że ETA powstała w seminarium duchownym i że wiele ze swoich sukcesów militarnych zawdzięcza pomocy tradycyjnie nacjonalistycznego Kościoła. ETA z pełną aprobatą lokalnej hierarchii trzymała broń i materiały wybuchowe w kościołach, klasztorach i kaplicach. Amerykański badacz Robert Clark twierdzi wręcz, że do 1968 r. 73 proc. baskijskich księży było członkami ETA. Wypowiedzi arcybiskupa San Sebastian José Marii Setiéna, przekonującego, że przemoc ETA jest uzasadniona, wielokrotnie powodowały konsternację, a nawet oburzenie - i to nie tylko w Madrycie, lecz także w Bilbao. Jego oświadczenie, że dialog z terrorystami powinien się rozpocząć, zanim jeszcze przestali zabijać, spotkało się z reprymendą bp. José Sancheza, rzecznika konferencji Episkopatu.
Zawieszenie broni nie jest jedyną ważną nowością w Kraju Basków. Przełomem było również podpisanie we wrześniu przez partie nacjonalistyczne: Partide Nacionalista Vasco, Euskal Alkartasuna i Herri Batasuna, a także 16 innych organizacji związkowych i społecznych (także z francuskiej części kraju Basków), tzw. paktu z Lizzarry. Nowość polega przede wszystkim na tym, że skrajna lewica nacjonalistyczna, skupiona wokół Herri Batasuna (a więc i wokół ETA), zaakceptowała porozumienie z PNV - partią, którą uważała dotychczas za swego "wroga klasowego". Według przedstawicieli HB, to nie oni dostosowali się do reguł gry demokratycznej, lecz pozostałe partie zaakceptowały ich radykalne tezy niepodległościowe. Twierdzenie to nie jest pozbawione racji, bowiem PNV (prawica) i EA (centryści) obrały zdecydowany kurs niepodległościowy.
Nie można przewidzieć, jakie będą rezultaty negocjacji Madrytu z nacjonalistami baskijskimi. Trudno podejrzewać, by zechcieli się zadowolić poszerzeniem i tak już dużej autonomii. Większość komentatorów jest jednak zdania, że Hiszpania jeszcze nie dojrzała do bezkonfliktowej rezygnacji z części swojego terytorium, zwłaszcza że niepodległości domaga się nie tylko Kraj Basków, ale i Katalonia. Ponadto zgadzając się na żądania nacjonalistów, Madryt zrobiłby niedźwiedzią przysługę co najmniej połowie mieszkańców Kraju Basków, którzy o odłączeniu od Hiszpanii nie chcą słyszeć. W euskara, czyli języku baskijskim, potrafi się porozumiewać zaledwie 15-20 proc. Basków, a nacjonaliści już dzisiaj chcą, aby wszyscy urzędnicy i funkcjonariusze państwowi zdali egzamin z tego języka.
Wydaje się więc, że tak często tu przywoływany "wariant północnoirlandzki" jest nie do powtórzenia w Kraju Basków, nawet przy najlepszej woli obu układających się stron. Znamienne jest pod tym względem to, co powiedział "Wprost" Jesus Eguiguren, sekretarz Baskijskiej Partii Socjalistycznej: "Rozwiązanie problemu baskijskiego nie jest kwestią dogadania się Basków z Hiszpanią, lecz Basków z Baskami".

Więcej możesz przeczytać w 4/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.