Bagno

Dodano:   /  Zmieniono: 
Niezależnie od wyroku sądu w sprawie Janusza Tomaszewskiego mam przekonanie, że akcja przeciwko niemu nie była prowadzona fair
Czy osobnik mający teczkę tajnego współpracownika peerelowskiego kontrwywiadu, nauczający także kiedyś w szkole MSW w Legionowie oraz posiadający dodatkowo w tylnej części ciała siedem esperali ma prawo bezkarnie funkcjonować w życiu publicznym Trzeciej Rzeczypospolitej? Czy można takiego człowieka lubić i choćby trochę szanować?

Krzykniecie pewnie zgodnym chórem, że nie i uznacie, że taki przypadek - gdyby się zdarzył - powinien zostać natychmiast załatwiony w drodze odpowiedniej publicznej procedury. Otóż facet, o którym mowa, istnieje i jest na tyle chytry, że występuje pod wieloma maskującymi przykrywkami: profesora wyższych szkół, adwokata, komentatora politycznego, felietonisty. Typek błaznuje także czasami w telewizji albo epatuje publikę rolą szczęśliwego ojca rodziny, kryjąc się za przystojną żoną i miłymi dzieciakami. Tych, którym w tej chwili nóż sam się w kieszeni otwiera, uprzejmie informuję, że łobuzem i oszustem, o którym mowa, jestem ja sam. Wyobrażam sobie reakcję większości: zdziwienie, niesmak, obrzydzenie. W końcu nie wszyscy przecież czytali wydanego przed paroma laty "Adwokata prezydenta", w którym znaleźć można było gorszące wyznania, tak jak nie do wszystkich dociera, że tu i ówdzie napomykam czasami o moich dawnych grzechach.
Być może stracę dzisiaj wielu sympatyków, ale pragnę oświadczyć, że w najbliższym czasie nie zamierzam się dobrowolnie zgłosić do Wydziału Lustracyjnego Sądu Apelacyjnego w Warszawie z prośbą o oczyszczenie. "Człowieku, nie szuraj i nie bądź bezczelny" - powiedzą niektórzy słusznie. Może więc powinienem już stać przed wejściem do sądu, w styczniowym mrozie, we włosiennicy założonej na gołe ciało, z łbem posypanym popiołem, budząc zainteresowanie kamer, przechodniów, sędziów i rzecznika Nizieńskiego? Może już trzeba zacząć spektakularną pokutę i pokornie schylić kark przed reprezentantami lustracyjnej sprawiedliwości? Niestety, w miarę jak lustracja staje się coraz bardziej mroczną i jednocześnie coraz bardziej groteskową operacją polityczną, rosną moje wątpliwości. Tylko kilka najnowszych spostrzeżeń. Niezależnie od wyroku sądu w sprawie Janusza Tomaszewskiego mam głębokie przekonanie, że akcja przeciwko byłemu wicepremierowi i ministrowi spraw wewnętrznych nie była prowadzona fair. Oto kilka dni przed terminem rozprawy wyciąga się przeciwko niemu jakąś skargę, która przez dłuższy czas leżakowała bezużytecznie w urzędzie premiera i czekała, aż będzie przydatna. Manipulacja widoczna gołym okiem nawet dla kompletnego laika. Posunięto się też do nacisku o wiele bardziej subtelnego i trudnego do rozpoznania przez ludzi nie będących prawnikami. Oto sędzia Nizieński w przeddzień rozprawy jako gość Krzysztofa Skowrońskiego w Radiu Zet opowiada szczegółowo o czynnościach, które podejmował w sprawie, że poświęcił jej dużo czasu i że bardzo się napracował. I wrażenie słuchaczy jest oczywiste - to musi być jakaś mocna sprawa. Dziwi trochę, że doświadczony sędzia karny pozwala sobie na coś, co bliskie jest przestępstwu "publicznego rozpowszechniania wiadomości z postępowania przygotowawczego", za co grozi grzywna, kara ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat dwóch. A rozkoszny redaktor Skowroński cały w skowronkach pyta na koniec sędziego, jaki będzie następny hit na jego liście. Sędzia odpowiada, że przygotowuje dziesięć utworów. Atmosfera komputerowej listy przebojów. Czy sędzia Nizieński zdobędzie wkrótce popularność Jurka Owsiaka?
Czuję, że zabrnąłem na grząski teren i być może niedługo utonę. A jeżeli tak się stanie, nie będę miał już okazji wywołać kwestii, która zaintrygowała mnie niezwykle dawno temu, na samym początku lustracyjnego festiwalu. Nie mogłem uwierzyć własnym oczom, gdy wyczytałem w prasie w dwóch miejscach (tytuły do znalezienia), że sędzia Krośnicki, sam szef wydziału od lustracji, po kłopotach z jakimś namolnym petentem miał jakoby rzec: "Facet poczuł linkę na szyi i zaczął się szarpać". Widać, że kierownik całego tego interesu jest człowiekiem zarówno kompetentnym, jak i dowcipnym. Życzę wszystkim ciężko harującym na niwie lustracji, odporności, pogody ducha i dobrego humoru. Tak trzymać!
Więcej możesz przeczytać w 5/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.