Tak zwana pomoc domowa

Tak zwana pomoc domowa

Dodano:   /  Zmieniono: 
Nie dla przyjemności, lecz z konieczności niejedna pani z towarzystwa i niejedna artystka niespodziewanie zostawała tak zwaną pomocą domową. A kogo to obchodziło, że lepiej potrafiła malować, niż froterować?
Prawdziwy mężczyzna nie je quiche - głosił na początku lat osiemdziesiątych jeden z amerykańskich sloganów, zwiastujący nadejście nowego typu macho. Dlaczego nie je? Bo nie je i już. Do niedawna obowiązywało internacjonalistyczne przeświadczenie, że prawdziwy mężczyzna nigdy nie przejdzie obojętnie na widok ciastka z kremem. Wiedziały o tym już nasze babki. Dlatego i one, i ich poprzedniczki gotowały, dusiły, przecierały, smażyły i dlatego ich następczynie gotują, duszą, przecierają, smażą. Nie od święta, lecz każdego dnia. A ponieważ ćwiczenie czyni mistrza, wydawałoby się, że w tym względzie kobiety, chcąc nie chcąc, musiały wznieść się na kulinarny olimp. Okazuje się, że nic bardziej mylnego. Oto francuski kucharz Alain Ducasse w moim rodzimym tygodniku stwierdził kategorycznie, że "wbrew powszechnym opiniom w tym zawodzie nie trzeba mieć szczególnie wyostrzonego smaku. Istotna jest raczej dusza dobrego rzemieślnika. Ważna jest dyscyplina w dążeniu do wytyczonego celu, ale też szczypta smaku, talentu i pasji. Dlatego wśród wielkich szefów nie ma kobiet. Ustępują one mężczyznom w uporze i zawziętości w dążeniu do celu. A bycie szefem to nieustanna walka o przetrwanie". Jakby kobiety o tym nie wiedziały, panie Ducasse...
Chociaż rzeczywiście można by się zastanowić , ile talentu i pasji potrzeba, aby gotować ogórkową z tym samym zacięciem przez większą część życia? Powie tu ktoś: nie o ogórkową kucharzowi idzie, lecz o zupkę á la gourmet. Nie o to, żeby cebulę kroić w kostkę, ale w cieniutkie piórka. Nie o kopę ziemniaków, lecz o dwa przezroczyste plasterki cukinii. I do tego ma rację Francuz, gdy dowodzi, "że gotowanie to nie tylko kwestia smaku, ale i psychologii. Trzeba wiedzieć, co komu i gdzie zaserwować". Tak się składa, iż kobiety, poznając latami wyrafinowane gusty kulinarne swoich mężów, najczęściej dochodzą do wniosku, że ogórkowa zamiast muszli św. Jakuba na puchu ze szpinaku będzie bardziej odpowiednia. Zwłaszcza że jakoś lepiej wypada na tle gazety trzymanej w mężowskiej ręce i wzroku wlepionego nawet nie w ogórkową, lecz ekran telewizora. Ale i przy tej mężowskiej dekoncentracji w niejednym domu, dokładniej w co czwartym, żona powinna uważać, żeby przypadkiem zupa nie była za słona. Bo inaczej...
Nawet jeśli ma się męża takiego jak Ted Turner , wycenionego na dwadzieścia miliardów dolarów, to i tak trzeba zachować kulinarną ostrożność. Czterdziestu adwokatów pracowało nad ponadstustronicowym kontraktem małżeńskim, w którym pani Fonda oprócz otrzymania gwarancji, że już jako żona będzie mogła nosić krótkie spódnice z wysokim rozcięciem na udzie, zobowiązała się, że dwa razy w tygodniu ugotuje mężowi jego ulubione danie: wiener Schnitzel z sałatą. Czy się w końcu zbuntowała, czy zabrakło jej kulinarnej pasji lub talentu i sznycelek się mężowi znudził? Fakt faktem, separację ogłoszono.
"Nie ma nic bardziej deklasującego intelektualnie, jak prace domowe" - ogłosiła jedna z artystek. Ogłosiła też na piśmie, że za swoje literackie apanaże opłaca tzw. pomoc domową, która sprząta lepiej niż ona. Za to gorzej z pewnością pisze i maluje. "Niech więc każdy robi, co potrafi" - konkluduje cytowana.
Oj, oj, zdziwiłaby się niejedna pani, gdyby tzw. pomocy domowej dała do ręki kawałek papieru i kredki. Wiedzą o tym na przykład Amerykanie, którzy między innymi na tzw. pomocach domowych zbudowali amerykański sen o kopciuszku. A dokładniej - na ich nie od razu odkrytych talentach. Ileż to talerzy musiała umyć niejedna artystka, aby wreszcie powtarzać aktorskie kwestie nie nad zlewem, lecz przed kamerą. To tak pół żartem, pół serio, chociaż raczej serio. Serio, bo ten kategoryczny podział na kobiety, co to się nadają do jednego, a do drugiego to już nie, brzydko się kojarzy. Brzydko, nieskromnie i nieprawdziwie. Tak jak prawdziwemu mężczyźnie zdarzy się sięgnąć po quiche, a talerzyk z ciastkiem odsunąć, tak rzadko której kobiecie wycieranie kurzów odbiera intelekt. Nie znam kobiety, która będąc tzw. pomocą domową, z lubością szoruje podłogę, bo taki sobie wymyśliła sposób na życie. Nierzadko natomiast niejedna pani z towarzystwa i niejedna artystka, czego dowodzi nie tylko życie, ale i historia, niespodziewanie zostawała tzw. pomocą domową. Nie dla przyjemności, ma się rozumieć, lecz z konieczności. A że lepiej potrafiła malować, niż froterować? A kogo to wówczas obchodziło?
"Kobiety, które zrobiły karierę, są psychicznie znacznie bliższe mężczyznom" - stawia diagnozę znana psychoterapeutka. Czy jedzą quiche, jak nieprawdziwi mężczyźni i czy deklasują się intelektualnie, myjąc po sobie pusty kieliszek od szampana - nie wiadomo. Oto kolejny publicznie wypowiedziany pewnik co do tego, jakie jesteśmy. Ma rację Kinga Dunin, gdy nie godzi się na takie uproszczenia i na to, że w typologii zastosowanej przez psychoterapeutkę, kobiety dzielą się na fundamentalistyczne dziewice, wojownicze amazonki dzierżące męski oręż i całą resztę, czyli te "normalne". Ma również rację, gdy nie życzy sobie, aby ktoś za pomocą suwmiarki wyznaczał, w jakim zakresie kobieta - będąc tym, kim jest - pozostaje jeszcze kobietą, a w jakim jej psychika staje się męska. Bez względu na to, czy suwmiarka znajduje się akurat w zgrabnej rączce psychoterapeutki, malarki czy jeszcze innej pani.
Więcej możesz przeczytać w 5/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.