Kobiecy Nobel

Dodano:   /  Zmieniono: 
Niewielu kobietom udaje się zawodowo zajmować nauką

Wprawdzie w nauce liczą się tylko wyniki, ale kobiety nadal przegrywają w tej dziedzinie rywalizację z mężczyznami - wyłącznie ze względu na płeć. Między innymi zmianie mentalności mają służyć nagrody L?Oreal-Helena Rubinstein, nieformalnie nazywane kobiecym Noblem.


Świat nie może dłużej rezygnować z połowy swych talentów" - stwierdziła Rosalyn Yalow, laureatka Nagrody Nobla w dziedzinie medycyny i fizjologii w 1977 r., oceniając niewielki udział kobiet w nauce. - Dziś zaledwie jedną trzecią naukowców stanowią kobiety, ale tylko co dziesiątym profesorem jest przedstawicielka płci pięknej. Chcemy popierać każdą inicjatywę, która ma szansę wyrównać te dysproporcje. Przyczyniając się do tego, by kobiety mogły zdobywać wiedzę, miały dostęp do programów badawczych, wspieramy ideę rozwoju i upowszechnienia nauki, która dla całego społeczeństwa jest kluczem do przyszłości - powiedział Koichiro Matsuura, dyrektor generalny UNESCO, podczas wręczenia nagród L?Oreal-Helena Rubinstein (dyplomy oraz czeki na 20 tys. USD).
Przyznano je pięciu kobietom naukowcom (każda pochodzi z innego kontynentu). W tym roku uhonorowano cztery specjalistki w biologii molekularnej: prof. Joanne Chory ze Stanów Zjednoczonych, prof. Valerie Mizrahi z RPA, prof. Tuneko Okazaki z Japonii i prof. Margaritę Salas z Hiszpanii, oraz biolog prof. Eugenię Marię del Pino Veintimillia z Ekwadoru.
Przydzielono także dziesięć stypendiów (w wysokości 10 tys. USD) młodym badaczkom, co ma je zachęcić do kontynuowania podjętej pracy. Szczególne wyróżnienie otrzymała dr Thressa Stadtman, specjalistka w dziedzinie nauk biochemicznych, za wybitne osiągnięcia. Wszystkie te nagrody są częścią "Programu na rzecz kobiet w nauce", realizowanego wspólnie przez UNESCO (Organizację Narodów Zjednoczonych ds. Oświaty, Kultury i Nauki) oraz koncern kosmetyczny L?Oreal. "Z jednej strony program ma podkreślać obecność kobiet w nauce, informować o ich działaniach i ich wkładzie w postęp badań, z drugiej zaś - ma zachęcać młode kobiety do tego, by zawodowo zajęły się badaniami, i wspierać je w tym" - powiedział podczas podpisania pięcioletniej konwencji "Na rzecz kobiet i nauki" ówczesny dyrektor generalny UNESCO Federico Mayor.
- Program bierze pod uwagę jedno z ważniejszych pytań stawianych u progu nowego tysiąclecia: dotyczy ono nauki, postępu dla dobra ludzkości i tego, jaką rolę mogą w tym odegrać kobiety. Badania naukowe zawsze znajdowały się w centrum zainteresowań L?Oreala. Ich znaczenia nie sposób przecenić. Kobiety stanowią ponad 55 proc. kadry naukowej naszego koncernu. Łatwo zatem zrozumieć, dlaczego we współpracy z UNESCO utworzyliśmy program wspierający kobiety i zachęcający je do tego, by zajęły należne im miejsce w rozwoju nauki - stwierdził Lindsay Owen-Jones, prezydent L?Oreala. Ta firma należy jednak do wyjątków. Nauką nadal zajmuje się bowiem mniej kobiet niż mężczyzn. Rzadziej też zajmują one kierownicze stanowiska. We Francji kobiety stanowią 32 proc. personelu Krajowego Centrum Badań Naukowych (CNRS). W Stanach Zjednoczonych odsetek kobiet wśród kadry naukowej sięga średnio 30 proc., w zależności od dyscypliny wynosi 10-48 proc. W 1999 r. w Massachussets Institute of Technology kobiety stanowiły 13,1 proc. pracujących.
Niewielu kobietom udaje się uzyskać tytuł naukowy. Jeszcze mniejsze grono stanowią te, które nauką zajmują się zawodowo. Na amerykańskich wydziałach informatycznych kobiety stanowią 50 proc. studiujących, ale tylko 28 proc. uzyskuje dyplom, 16 proc. doktoryzuje się, a 6 proc. kontynuuje karierę naukową. - Niektóre wydziały są oblegane przez kobiety, na innych jest ich garstka. Niezależnie od dyscypliny na wszystkich wydziałach liczba kobiet profesorów jest podobna. Stanowią one kilka-kilkanaście procent wyższej kadry naukowej - powiedziała Mary Osborn z Instytutu Maxa Plancka w Niemczech podczas debaty "Kobiety w nauce". Ograniczony dostęp kobiet do nauki wynika przede wszystkim z uwarunkowań historycznych. Pierwsze badaczki, na przykład Maria Skłodowska-Curie, pracowały zwykle u boku męża naukowca. Wiele z nich jedynie wykonywało czynności pomocnicze. Mężczyźni, doceniając takie cechy kobiet, jak dokładność, pracowitość czy obowiązkowość, chętnie decydowali się (i nadal to czynią) na ich przyjęcie do swojego zespołu naukowego. Jednocześnie zdają sobie sprawę, że niewiele kobiet ma dość odwagi, by walczyć, dopominać się swych praw; w efekcie często są pomijane nawet jako współautorki publikacji badawczych. Instytucje naukowe, między innymi Francuska Akademia Nauk i londyńska Royal Society, długo nie przyjmowały kobiet, jeśli nawet miały one odpowiednie kwalifikacje. Dopiero w 1945 r. kobieta została członkiem Royal Society. Udało się to mikrobiolog Marjorie Stephenson. Na Uniwersytecie Cambridge kobiety nie mogły zdobywać stopni naukowych jeszcze po II wojnie światowej. W XX w. jedynie dwunastu kobietom przyznano Nagrody Nobla w dziedzinach naukowych (435 - mężczyznom). - Gdyby liczba kobiet naukowców rosła w takim tempie jak w ostatnich latach, "liczebną równowagę płci" na uczelniach osiągnęlibyśmy w połowie XXI w. - uważa Mary Osborn.
Prof. Anna Podhajska, jedna z nominowanych do kobiecego Nobla, zapytana, dlaczego mężczyźni częściej decydują się na karierę naukową, odpowiada: - Może są bardziej przebojowi, bardziej się popierają, a może po prostu mają mniej obowiązków i łatwiej im się skoncentrować na jednym, najważniejszym w danym momencie zadaniu? Bez wątpienia coś jednak tkwi w naszej - kobiecej mentalności. Wiele z nas ma obniżone poczucie wartości. Nie wierzymy w siebie, w swój talent i możliwości. Zamiast - tak jak mężczyźni - walczyć, uciekamy. Gdy dziewczyna otrzyma niezgodne z założeniem wyniki jakiegoś doświadczenia, zaczyna obwiniać siebie, uważa, że popełniła błąd. Mężczyzna w takiej sytuacji z zadowoleniem zaciera ręce, przekonany, że ta praca da mu Nagrodę Nobla. Ale dziś studentki coraz częściej wiedzą, czego chcą. Są pewne siebie, nie boją się wyzwań, bez kompleksów rywalizują z mężczyznami.
Wiele kobiet za swą samodzielność i odwagę musi zapłacić dość wysoką cenę: są samotne, rozwiedzione lub bezdzietne. - Jestem sama. Mężczyźni w moim kraju sądzą, że pracuję tylko dla pieniędzy i po ślubie przestanę zarabiać. Nie rozumieją, że praca może być pasją życia - opowiada Sonia Nasr, biolog z Libanu, tegoroczna stypendystka UNESCO- L?Oreala. Podobnie jest w innych krajach, także w Europie. - W Niemczech powszechna jest opinia (wprawdzie nie tak bardzo jak 20 lat temu), że kobieta zamężna nie powinna pracować zawodowo. Sprawy dodatkowo się komplikują, gdy na świat przychodzą dzieci. Obowiązujący w tym państwie system edukacyjny (każdego dnia zajęcia odbywają się w innych godzinach) utrudnia zorganizowanie czasu pracującej kobiecie - dodaje Mary Osborn. - Kobiety chcą mieć potomstwo, ale coraz częściej zbyt późno decydują się na macierzyństwo. Nie mogą zajść w ciążę lub rodzą tylko jedno dziecko. Malejący przyrost naturalny staje się poważnym problemem społeczeństw. Potrzeba więc systemowych rozwiązań, bo nie zablokuje się już kobietom dostępu do nauki. Tych zmian nikt nie zatrzyma - uważa prof. Margarita Salas, tegoroczna laureatka nagrody L?Oreal-Helena Rubinstein.

Więcej możesz przeczytać w 5/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.