Jak się to lobbi

Dodano:   /  Zmieniono: 
Co trzecia uchwalona w Sejmie ustawa powstała pod dyktando jakiejś grupy interesu. Osłania niekompetentnych urzędników, chroni interesy pazernych aptekarzy, lekarzy i przedstawicieli korporacji zawodowych albo zabezpiecza biznes prywatnych przedsiębiorców. Kto za to płaci? Pan, pani, my wszyscy – i to grube miliardy.
Witold Michałek, założyciel Stowarzyszenia Profesjonalnych Lobbystów w  Polsce, to zawodowiec. Markowy garnitur, teczka wypchana dokumentami, pewnie porusza się po sejmowych korytarzach. Kiedy w 2006 r. weszła w  życie ustawa o lobbingu, musi nosić w Sejmie rzucający się w oczy czerwony identyfikator z napisem „lobbysta". Od tamtej pory jego praca bardzo się zmieniła.

– Kiedyś nie trzeba było kryć się po kątach, rejestrować na specjalnych listach. Jeżeli miało się konkretny interes, wchodziło się do poselskiego biura i wykładało kawę na ławę. Była szansa na normalną rozmowę, czy to na korytarzu, czy przy dobrym półkrwistym steku – wspomina Michałek. Z czerwonym identyfikatorem w klapie stał się trędowaty. Znajomi parlamentarzyści omijają go szerokim łukiem lub  uciekają w popłochu. – O nie, lobbing wcale się nie skończył – dodaje z  ironią Michałek. – Tylko zamiast oficjalnych działań mamy maskaradę, w  której główne role grają „parlamentarni załatwiacze". 

Więcej możesz przeczytać w 13/2012 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.