Włosy stają dęba

Włosy stają dęba

Dodano:   /  Zmieniono: 
Jadąc samochodem, znowu wpadam na Radio Maryja.
Jak zwykle zastygam i słucham jak zahipnotyzowany. Głos toruńskiego kaznodziei niesiony na fali natchnienia: polska edukacja likwidowana, gospodarka likwidowana, chcą, byśmy pracowali do śmierci, wkrótce będzie nas tylko 17 tylko milionów. Konieczne masowe protesty. Na koniec pieśń bojowa, aż serce rośnie i nawet wątroba udaje, że jest sercem. Ale Prezes w międzyczasie tak się zespolił duchowo z ojcem dyrektorem, że w słynną rocznicę pogalopował dalej, tworząc niezwykłą litanię – to jest atak rządu na... wylicza, wylicza... na krzyż, na religię, na historię... w puencie: atak na chorych. Włosy stają dęba – woła Prezes. A stają, jeśli jeszcze ktoś je ma. I nie chcą potem kłaść się spać. Trwa historyczna maskarada. Żywa karykatura i kpina z tego, co było w naszej historii piękne i ważne. A może nigdy nie było? Dałem się nabrać? Nieprawda. A prawda, że pisowska wizja zatruwa Polskę i jest przekleństwem prawicy. Dopóki uprawiają czary, nie mają szansy na uprawienie polityki. W mrokach tej czarnej magii widać upiory XX w. I jakieś pokraczne zawieszenie między religią a ideologią, nic, tylko badać, jak powstawało w historii ludzkości jedno i drugie. Wszystko z nadmiaru nieszczęść.

Potwierdza się przeczucie, że coś z nami nie tak. Przetrącony przez historię kręgosłup nadal chory, wiele nerwów uszkodzonych. Znamienne, jaki typ osobowości, ludzie po jakich przejściach podatni są na „smoleńską sektę". Jak prości od tego się komplikują, a skomplikowani upraszczają. Francja podzieliła się w sprawie Dreyfusa na dwa wrogie, zjeżone nienawiścią obozy. Wszystko po upokorzeniu klęską. Upokorzenie jako to samo źródło dzisiaj. Prezes przecież ulepiony z upokorzenia i taki jego elektorat. Ale sprawa Dreyfusa była ponad 140 lat temu. Aż takie mamy opóźnienie? Gruba przesada, zdecydowana większość Polaków zachowuje zdrowy rozsadek. Na tym się skupić, ale media nasze błogosławione i przeklęte, polują na kurioza. Równolegle przecież obok smoleńskiego dramatu rozwojowa jest sprawa małej Madzi. Jej mama już wygadała książkę. To będzie dopiero hit, przebije pośmiertny tom Szymborskiej. Pomnik małej Madzi musi powstać!

*

Czasami wracają wspomnienia z niedawnego Berlina. Tak w historii, jak i w pamięci zostaje często nie to, co było mocne na początku. Widziałem fragment ceglanego muru ze Stoczni Gdańskiej, wmontowany symbolicznie w plecy Reichstagu, z objaśnieniem, że tak zaczął się demontaż muru berlińskiego. Z rzeczy pozornie małych, a wiele mówiących zdziwiły mnie imiona i nazwiska lokatorów obok wejściowych drzwi. U nas, gdy zaświecił wielki refl ektor wolności, znikać zaczęły nazwiska mieszkańców, aż znikły na amen. Z wielkiego strachu, z grozy jakiejś niepojętej. A kraty przy okazji wczepiły się w cały parter, jak chyba nigdzie. Ochrona danych osobowych zaszła nam tak daleko, jakby każdy tu był szczególnie chronioną osobą. Dziwne, że ocalały nazwy miast, a Polska jednak widnieje na mapach Europy. Powinien być w jej miejscu napis:„Dane osobowe kraju zastrzeżone".

*

Coraz więcej ludzi mówi, że nie ma sił na czytanie o polityce. Z moich felietonów wyjadają kawałki o dziecku. Rozumiem, ale proszę o zrozumienie, nie mogę tylko o dziecku. Tego też by nikt nie zniósł. W puencie coś jednak będzie. Znowu święta i po świętach. Obżeranie się nie mniej ważne niż zmartwychwstanie. To przy spojrzeniu łaskawym. Moja próba uświadomienia religijnie Antosia. Mówię: niektórzy wierzą w Boga (jak tata był mały, to wierzył), inni twierdzą, że to tylko baśń. Kiedy próbuję przybliżyć postać chrześcijańskiego Boga – z tym zawsze kłopot, jak z patrzeniem w oko słońca – Antoś pyta: „A czy on nosi okulary?". Jeśli w ogóle, to przeciwsłoneczne, mówię i zabieram się do ukrzyżowania Chrystusa.

Czuję, że to misja trudna, ta opowieść powinna być od 18 lat. Antoś widzi, że się męczę, chce pomóc, mówi: „Wiem, dzieci opowiadały w przedszkolu o takim, co umarł na krzyżu". Na razie załatwione. Już pisałem, że w lesie na widok krzyża zapytał, czy to jest plus? Co za wstyd. Ale wstyd większy, że w pobliżu krzyża na rozstaju dróg leżą bezwstydnie nagie butelki. Widać je, od kiedy spłynęły śniegi. Ludzie przechodzą, też lud smoleński, żywioł narodowy, a nawet religijni. I nic. Dopiero ja, bezbożnik, nędzny patriota, zbieram wszystko do worka. Na chwałę boskiego lasu, by obcy nam nie pluł w twarz, żeśmy brudasy. Antoś liczy, jest 14 butelek. Piwo dominuje, ale gorzka żołądkowa trzyma się krzepko.

Więcej możesz przeczytać w 16/2012 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.