Blokada

Dodano:   /  Zmieniono: 
Pokutuje jeszcze wizja przywódcy państwowego - bardziej pierwszego sekretarza, "mocnego człowieka" niż koalicyjnego premiera nastawionego na społeczny i polityczny dialog
Wydarzenia na polskich drogach podczas ostatnich dni stycznia 1999 r. natchnęły mnie smutną refleksją dotyczącą wciąż nie przezwyciężonego - jak widać gołym okiem - dziedzictwa minionego okresu. Widoczne jest ono zwłaszcza w życiu społecznym, a może przede wszystkim w relacjach państwo-obywatel, w sferze poszanowania obowiązującego prawa.

Każdy z nas pamięta dokładnie wypadki związane z powstaniem "Solidarności", później zaś z pierwszymi demokratycznymi wyborami. Przypomina sobie entuzjazm i zaangażowanie ludzi, ich bezinteresowność w służbie publicznej. Trudno było w tamtych, nieodległych przecież czasach, znaleźć osobę, która otwarcie zaryzykowałaby głoszenie poglądów dotykających przyzwyczajeń i fobii tkwiących głęboko w społeczeństwie, a wywodzących się wprost z komunistycznych czasów. Może poza Ojcem Świętym, który - o ile dobrze pamiętam - podczas pielgrzymki w 1991 r. napominał nas wszystkich o należyte, rozważne korzystanie z odzyskanej wolności, o wzięcie przez wszystkich obywateli pełnej odpowiedzialności za państwo. Niejeden z nas dziwił się, słuchając tych słów, okazuje się jednak, że niesłusznie. Łatwiej bowiem było przebudować polską gospodarkę, zmienić sojusze ekonomiczne i obronne niż się pozbyć ugruntowanych przez dziesięciolecia przyzwyczajeń, zwłaszcza złych. Traktowania własności publicznej jako tzw. własności niczyjej. Biernego przyzwolenia na powszechne akty wandalizmu na ulicach polskich miast, w pociągach, na stadionach piłkarskich czy też sławnych dziś z wielu powodów polskich drogach. Drogach zapełnionych coraz większą liczbą samochodów kierowanych przez stale rosnącą grupę kierowców nie przestrzegających jakichkolwiek przepisów ruchu. Zdarzenia te, których świadkami jesteśmy na co dzień, z trudem kojarzone są przez część społeczeństwa z rzeczywistą istotą problemu - poszanowaniem prawa czy też właśnie zwykłą odpowiedzialnością za państwo. Podobny charakter mają także incydentalne akcje protestacyjne organizowane co jakiś czas przez różne grupy społeczne bądź też przez rozmaite grupy interesów. Jak bowiem inaczej interpretować wystąpienia przedstawicieli protestujących rolników, którzy nawołują do obalenia konstytucyjnych władz, grożą samosądem przedstawicielom rządu, hierarchii kościelnej czy parlamentowi. To właśnie brak elementarnej odpowiedzialności za cały kraj. Myślenie kategoriami własnych partykularnych interesów, beztroskie narażenie współobywateli na poważne, realne niebezpieczeństwo, powodowanie trudnych do oszacowania strat gospodarczych. Chcę w tym miejscu jasno i wyraźnie zaznaczyć, że nie podaję w wątpliwość przynajmniej części postulatów zgłaszanych przez protestujących rolników i że los polskich chłopów leży właśnie temu rządowi głęboko na sercu. Forma przeprowadzania ostatnich protestów wykracza jednak daleko poza jakiekolwiek dopuszczalne normy przewidziane dla rozwiązywania podobnych konfliktów. Czy nie gorsze jeszcze świadectwo wystawiają sobie niektórzy politycy opozycji, sugerujący w swoich wypowiedziach konieczność rozwiązania rządu i rozpisania nowych, przedterminowych wyborów, dzięki którym - jak mają nadzieję - możliwy stanie się ich rychły powrót do władzy? Co poprzednia koalicja zrobiła dla poprawy życia na wsi? Gdzie jej odpowiedzialność za państwo? - wypadałoby zapytać. Czyż brak zgodnej reakcji ugrupowań parlamentarnych na czytelne przecież akty wandalizmu nie stanowi w praktyce ich cichego przyzwolenia na takie czyny? Pozostawiam te pytania bez odpowiedzi, mając nadzieję, że myślenie kategoriami interesu państwa okaże się dla niektórych polityków i działaczy sztuką możliwą do przyswojenia. Przyzwyczajenia, o których piszę, dotyczą jednak nie tylko protestujących i wspierających ich polityków, ale także części społeczeństwa zdecydowanie dystansującej się od wyżej wspomnianych wydarzeń lub nawet domagającej się stanowczych działań służb powszechnie nazywanych siłowymi. Z jednej strony, oczekuje się od nich pełnego, niekiedy nawet zachowawczego, przestrzegania prawa, mając z całą pewnością w pamięci rolę, jaką odgrywały one w minionym okresie. Z drugiej jednak strony, część społeczeństwa zwykła odczytywać niestosowanie przez nie siłowych rozwiązań jako dowód braku zdecydowania, inicjatywy, mówiąc wprost - jako przykład wewnętrznej słabości. Trudno czasami wytłumaczyć rozmówcom, że podstawowym zadaniem policji w obecnych, normalnych czasach jest dbanie o bezpieczeństwo obywateli, a nie o interes władzy. Dziedzictwem starego sposobu myślenia jest wreszcie, w moim przekonaniu, pokutująca jeszcze gdzieniegdzie wizja przywódcy państwowego - bardziej pierwszego sekretarza, dysponującego wszechwładnym aparatem władzy, "mocnego człowieka" niż koalicyjnego premiera nastawionego na społeczny i polityczny dialog. Ugruntowanie się w społeczeństwie polskim takiego właśnie obrazu polityka-przywódcy wykorzystywane było zresztą nagminnie przez polityków obecnej opozycji, gdy sprawowała ona władzę. Pozwalało to na stworzenie fałszywego wrażenia, łączącego - zupełnie bezpodstawnie - zdecydowanie ze skutecznością i profesjonalizmem. Wolność wyrażania różnych - nieraz kontrowersyjnych - poglądów to jeden z głównych postulatów ruchu "Solidarność" już podczas strajków w sierpniu 1980 r. Niektóre grupy i środowiska potraktowały jednak tę podstawową wolność obywatelską całkowicie na opak - jako możliwość stosowania w praktyce terroryzmu politycznego. Jako przedstawiciel rządu, a tym bardziej minister spraw wewnętrznych i administracji, zapewniam, że działania takie nie mogą być i nigdy nie będą przez demokratycznie wybrany rząd tolerowane.
Więcej możesz przeczytać w 6/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.