Watykan według kamerdynera

Watykan według kamerdynera

Dodano:   /  Zmieniono: 
Z papieskich apartamentów wyciekły dziesiątki poufnych informacji. Nie wiadomo jeszcze, czy sprawca przecieku chciał zaszkodzić Benedyktowi XVI, czy może go uratować.
Na początek pytanie: co zrobiłbyś, gdybyś wykradał z Watykanu tajne dokumenty i dowiedział się, że w sprawie przecieku ruszyło zakrojone na szeroką skalę śledztwo? Odpowiedź jest jasna: zacierałbyś ślady. Jeżeli jednak pętla dochodzenia zacisnęłaby się już zbyt mocno, pozostałaby alternatywa: zniknąć – albo wyprzedzić to, co nieuchronne. Czyli samemu zgłosić się do śledczych, licząc na łagodniejszą karę, może nawet na ułaskawienie przez Benedykta XVI. Ale chyba tylko szaleniec nadal trzymałby fotokopie sekretnych raportów czy listów do papieża i od niego we własnym mieszkaniu.

Kłopot w tym, że Paolo Gabriele, do niedawna kamerdyner Benedykta XVI, a dziś główny bohater skandalu ochrzczonego przez dziennikarzy mianem VatiLeaks – wariatem nie jest. Stateczny mąż i ojciec trojga dzieci uchodził w Watykanie za pobożnego czciciela Bożego Miłosierdzia i postać godną zaufania. Czyż nie takich cech wymaga się od człowieka, który należy do grona siedmiu najbliższych współpracowników papieża, do hermetycznego kręgu nazywanego papieską rodziną? Od człowieka, który ma nieograniczony dostęp do apartamentów na trzecim piętrze Pałacu Apostolskiego, każdego ranka pomaga Benedyktowi XVI się ubrać, asystuje przy posiłkach, uczestniczy w prywatnych mszach, pakuje papieskie walizki przed podróżami, a kiedy spadną pierwsze krople deszczu, natychmiast służy parasolem? 

Więcej możesz przeczytać w 23/2012 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.