Zjednoczone stany Polski

Zjednoczone stany Polski

Dodano:   /  Zmieniono: 
Tak jak Smoleńsk nas podzielił, tak prezydent Obama zjednoczył. Nie żeby na zawsze, to nawet jemu się nie uda. Jak znam wszystkich tu żyjących, udzielających się w polityce, ten rozejm skończy się między Dniem Dziecka a 10 czerwca, bo każdego 10. mamy w Polsce kwiecień. Znów się podzielimy na tych, co stoją przy grillu, i tych, co tam gdzie ZOMO, tym bardziej że Lenin nawet schowany za logo „Solidarności" się nie daje i straszy tak, jak straszył. I gdyby reprezentacja Rosji w piłce nożnej grała w Gdańsku, to czułaby się jak u siebie w domu. Niestety zagra w Warszawie, a tu już nie ma zmiłuj – ani wychodzić z hotelu, ani maszerować. Ale ponieważ o prezydencie USA będą pisać prawie wszyscy, skończę ten fragment apelem do Obamy, by takie gafy na nasz temat strzelał przynajmniej raz w miesiącu, wtedy Amerykanie będą podzieleni, a Polska zjednoczona.

Ja od dziś szykuję się do Euro 2012, dekoder wymieniłem na taki, że mogę nagrać wszystkie mecze, nawet te, które przegramy, w garażu zainstalowałem centrum logistyczne, w którym znajdują się rzeczy niezbędne do kibicowania, a których nie wniesiesz na stadion, czyli wuwuzele sztuk dwie, flagi z za grubym drzewcem, m.in. grecka, którą jakiś czas temu kupiłem za euro, a odsprzedam prawdopodobnie za drachmy. Samogon, bym się zapił, gdyby wygrali Rosjanie, piwo na kaca, gdybyśmy przegrali z Czechami, i dwie butelki wina na każdy mecz naszej reprezentacji. Jedno jest białe, drugie czerwone, żeby nawet pić w barwach narodowych.

Do tego kupiłem drugą lodówkę, bo wyczytałem, że ceny żywności w czasie mistrzostw mogą pójść do góry nawet o 20 proc. W związku z tym do 8 czerwca zapełnię ją, czym się da, bo wynika z mojej kalkulacji, że po miesiącu będę miał ją za darmo i kiedy pozbędę się jej po meczu finałowym za pół ceny, to i tak będę miał drugie tyle za friko. Wyciągnąłem namiot, policzyłem śledzie do jego zamocowania i nadmuchałem materac, by sprawdzić, czy mnie jeszcze utrzyma, a to na wypadek, gdyby w tym czasie zachciało mi się pojechać do Gdańska, bo tam ceny za hotele na czas kopanego szaleństwa skoczyły nawet o 1000 proc., co może później odstraszać prawdziwych turystów. A ja, proszę, rozkładam namiocik, schowam się za wydmę, wyjmę z plecaka konserwy, które kupiłem jak na wojnę i co mi kto zrobi?

Pojadę z konserwami, bo do gastronomii też dorwała się polityka i w jednej z restauracji można zamówić następujące dania: PO – pierogi oszczędnościowe, PiS – pierogi i skwarki, SLD – smakowo licho doprawione. Nie wiem, czy są inne dania w tym stylu, jeżeli nie, to podrzucam właścicielom tej knajpeczki kilka pomysłów na dania: Ruch Palikota, czyli RP – rumsztyk popieprzony, zupa dnia PJN – krupnik, w którym pęczaku jest najmniej, i PSL – przyszłem, spróbowałem, leniwe.

Jeżeli chodzi o tę partię, to danie musi być nadzwyczajnie skromne. Musi, bo pan minister rolnictwa wystosował apel do jedzących, żeby przestawić się na polskie ziemniaki, które są tanie, a mięso dodawać jako ekskluzywny ozdobnik. To mi przypomniało stary dowcip, jak gdzieś daleko w Rosji na Zabajkalu, siedzą sobie pod traktorem Sasza i Wania. I Sasza, który między jednym a drugim czyta gazetę, nagle mówi:

– Zobacz, Wania, tu na drugiej stronie „Prawdy" napisali, że przeciętny Amerykanin zjada dziennie prawie 3000 kalorii.

– To niemożliwe. „Prawda" kłamie.

– A dlaczego niemożliwe?

– Bo człowiek nie da rady jednego dnia zjeść wiadra kartofli i trzech wiader kapusty.

Pan minister sugeruje, że można.

Więcej możesz przeczytać w 23/2012 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.