Ruchome święto

Ruchome święto

Dodano:   /  Zmieniono: 
Kiedy Włosi gromili Niemców, miałem swoją klęskę, ogromną nawet przy tej narodowej, cóż ona znaczy przy osobistej. Ekran komputera nagle mi zgasł – tak pewnie kiedyś zgaśnie nasza galaktyka. I szlag trafił felieton, który kończyłem w wielkiej męce, poświęcając nawet oglądanie meczu. Jeśli zdążę coś napisać od nowa, tekst będzie w druku już po finale: Włosi czy Hiszpanie? A co mnie obchodzi wynik, w żałobie jestem po swoim tekście. I oczywiście zdaje mi się, że był najlepszy, jaki kiedykolwiek napisałem.
Jedno pewne, we Włoszech lub w Hiszpanii jest święto. A u nas cisza. Najwyższy był czas. Święto nie może trwać za długo, jego istotą jest wyjątkowość, więc też krótkotrwałość. Święto może być ruchome tylko we wspomnieniowej książce Hemingwaya. Ale zdajemy się być zgodni, że odczuliśmy wielką ulgę, gdy na ten święty czas igrzysk odłączono nas od polityki. Zatruwa nas codziennie, ale organizm się przyzwyczaił. Nagłe odstawienie może być groźne dla zdrowia, jak rezygnacja z alkoholu czy nikotyny. Raczej nam to nie grozi... A wielkie psuje, złowrogie marudy zaczynają już swoje czarne modlitwy, ich młyny mielą czarne słowa w pismach zbójeckich.

Kiedy jakiś jegomość w sklepie prosi o „Gazetę Polską Codziennie”, mam ochotę mu powiedzieć – a wstydu pan nie masz! Przypatruję mu się i zdaje mi się, że słyszę, jak kołacze się w nim potłuczone życie. To zapewne są te projekcje własnych niechęci. Ale jest faktem, że wielu ludzi w Polsce żyje w zamkniętych w kilku pismach i programach jak w innym świecie. Teraz będą czekać, aż zawalą się potiomkinowskie stadiony, autostrady zostaną zwinięte jak czerwone dywany po uroczystości. Zdecydowana większość z nas widzi jednak co innego. Wszelkie zmiany zwane kiedyś postępem, jeśli rozłożone w czasie, potrzebują swoich kamieni milowych jak pomników. Te mistrzostwa mogą tym być. Dworce kolejowe to miejsca powitań i pożegnań, a ich zaniedbanie miało do tej pory jakiś szczególny smutek. Tu też wiele się zmieniło. Ale moja linia Otwocka nadal w stanie takim półopłakanym. Stacja Falenica źle wygląda z daleka, ale im bliżej, tym jest lepiej. A w środku cudo! W poczekalni przedwojennego dworca od niedawna kino, obok kawiarnia i księgarnia. W kinie kilkanaście stolików, fotele, można nawet oglądać film, leżąc, kelnerki przemykają w ciemności między stolikami. Szarzyznę peronu rozognia kilka plakatów, jeden zbulwersował jakiegoś pasażera. Przemoc, chamstwo nie demoralizują, demoralizuje za to napis „Chwała dziwkom”. A sam film, który reklamuje, jest mocny. Kamera została ukryta w trzech enklawach prostytucji: w Tajlandii, w Bangladeszu i Meksyku. Film Michaela Glawoggera nie ocenia, nie moralizuje, mówi: patrzcie, taki też jest nasz świat, to jego piwnice. Bywacie tam czasami, a jeśli nie, to teraz jesteście, patrzcie...

Mała publiczność, ale znamienna: dwie dziewczyny, pewnie przyjaciółki, dwie pary – jedna młoda, druga doświadczona dramatami życia. Jakaś emerytka i ja, pewnie postrzegany jako starszy pan, tak się porobiło! Na puentę weszła sobie młoda kelnerka. Tak wspólnie oglądamy, jak prostytutka obsługuje klienta, co pokazano od A do Z. I co? Nic. Nie ma pikiet Radia Maryja ani posłów PiS na peronie. Kino już zdaje się dotarło gdzieś do kresu ujawniania wszystkiego, a filmowy dokument staje się nawet ciekawszy od fabuły, trochę podobnie dzieje się w literaturze...

Wychodząc po drugiej stronie drogi, widzę kamień rozłupany na pół. Czytam: deportowano stąd 6,5 tys. Żydów falenickich. Musiała być więc co najmniej setka dzieci w wieku Antosia i Frania. A ile poszło do pieca w Treblince? Dalej miejsce, gdzie w roku 1939 rozstrzelano 114 mieszkańców miasteczka, zemsta za śmierć dwóch żołnierzy. Pierwsza taka egzekucja okupanta w Polsce z udziałem karabinu maszynowego. Takie kary w ramach odpowiedzialności zbiorowej potem były czarnym chlebem powszednim Jak to się ma do plutonu niemieckich piłkarzy w roku 2012? Obok nich wówczas włoscy sprzymierzeńcy, teraz piłkarscy przeciwnicy. Ma się jakoś nijak. Co z tego, że są tam może prawnukowie oprawców? Nie ponosimy odpowiedzialności za swoich przodków, nawet za rodziców. PiS co prawda myśli inaczej, ach ten dziadek z Wehrmachtu tak mocno śpi, że strach go budzić. Co tu na tego Tuska innego wymyślić? A niemiecka społeczność dzisiaj wieloetniczna i tolerancyjna jak mało która. I w obu drużynach, naszej i niemieckiej, byli obywatele obu krajów, bodaj po dwóch, jakby symbolicznie. Respect.

Zdążyłem chyba napisać jakimś cudem – kładę się więc w naszym ogrodzie, celebruję chmury, układ nerwowy liścia, blaszki traw. Antoś przywieziony z przedszkola wpada do ogrodu i woła do mnie i do małego Frania – „Cześć, chłopaki!”. Myślę to jest właśnie szczęście, innego nie będzie...
Więcej możesz przeczytać w 27/2012 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.