Tydzień w skrócie

Tydzień w skrócie

Dodano:   /  Zmieniono: 
Trenerów dwóch, nadzieje dwie

Gdy Andrea Anastasi zdobył złoty medal Ligi Światowej z genialnie grającymi polskimi siatkarzami, naród oszalał z radości. Jasne, że wybuch nastąpił na fali wciąż jeszcze nieukojonego cierpienia po występach naszych futbolistów na Euro. Cóż, że piłka nie ta, którą Polacy kochają najbardziej. Ważne, żeśmy także dzięki Anastasiemu wbili w parkiet Amerykanów i Brazylijczyków. Właściwie już poczuliśmy się zwycięzcami igrzysk olimpijskich w Londynie. A ojcem tego medalu będzie oczywiście włoski trener. Niekwestionowany profesjonalista, charyzmatyczny zawodowiec, który ten najcenniejszy medal już ma. Zdobył go w 2000 r. z reprezentacją Włoch. Teraz czekamy, by zdobył go dla nas.

Gdy fala siatkarskich emocji trochę opadła, na scenę wkroczył szef PZPN Grzegorz Lato i ogłosił nazwisko nowego selekcjonera kadry. Wybór Waldemara Fornalika nikogo specjalnie nie zaskoczył. Nikogo nie zdziwiło też, że sam bohater na konferencję zaproszony nie został. Kiedy w PZPN ogłaszano nazwisko selekcjonera, Fornalik przycinał żywopłot. Jak powiedział, na wtorek miał zaplanowaną godzinę prac ogrodowych i nie widział potrzeby zmiany harmonogramu dnia. Mówi się o nim, że jest szkoleniowcem cudotwórcą. Składał drużynę z przeciętnych zawodników, wygrywał, a potem biedny klub ich sprzedawał, a trener zaczynał od początku. Wszyscy specjaliści zgodnie twierdzą, że Waldek to również profesjonalista. Tyle że jego profesjonalizm jest bardzo lokalny. Czy świetny trener słabej ligi da sobie radę z reprezentacją? To się okaże. Anastasiego i Fornalika łączy zatem na razie tylko jedno: oczekiwania wobec nich są ogromne.

Marta Bratkowska

Jerzy Kulej nie żyje

Legendarny polski bokser zmarł w zeszły piątek. Miał 71 lat. W latach 60. ubiegłego wieku Kulej uchodził za jednego z najlepszych bokserów świata, a w swojej kategorii – wadze lekko półśredniej – nie miał sobie równych. Dwa razy wygrywał igrzyska olimpijskie (Tokio 1964 i Rzym 1968), również dwukrotnie zdobywał złoto na mistrzostwach Europy (Moskwa 1963, Berlin 1965). Stoczył 348 walk, z których 317 wygrał. Przez kilkanaście lat kariery na ringu ani razu nie padł na deski. Był najlepszym polskim pięściarzem w historii. 10 grudnia zeszłego roku podczas benefisu Daniela Olbrychskiego w Warszawie Jerzy Kulej doznał rozległego zawału serca. Przez ponad tydzień był utrzymywany w stanie śpiączki. Na początku stycznia rozpoczął żmudną rehabilitację. Po miesiącu opuścił szpital i zaczął pokazywać się publicznie.

MJ

Znów chłód między Tuskiem i Schetyną

Wiele wskazuje na to, że mamy do czynienia z końcem rozejmu między Donaldem Tuskiem a Grzegorzem Schetyną. Powodem jest rozgrywka, którą Schetyna i jego ludzie przeprowadzili w sprawie in vitro. Wbrew woli Tuska przypuścili oni zdecydowaną ofensywę na rzecz liberalnego projektu ustawy Małgorzaty Kidawy-Błońskiej i przeciwko konserwatywnemu projektowi Jarosława Gowina. Różnica między nimi polega głównie na podejściu do kwestii tworzenia zarodków. Gowin proponuje, by można było wytwarzać maksymalnie dwa, ale pod warunkiem że oba miałyby być implantowane. Kidawa- -Błońska nie wprowadza takiego limitu i umożliwia zamrażanie embrionów. Ponadto posłanka dopuszcza metodę in vitro także dla par, które nie są w związku małżeńskim. Gowin chce, by metodę tę mogły stosować tylko małżeństwa. Podczas wtorkowego wyjazdowego posiedzenia klubu PO w Jachrance Donald Tusk apelował, by szukać w tej sprawie porozumienia. Tymczasem w środę Grzegorz Schetyna w TVN 24 oświadczył, że klub PO powinien poprzeć jeden projekt i powinien to być projekt Małgorzaty Kidawy-Błońskiej. W czwartek wieczorem ludzie z nim kojarzeni: Rafał Grupiński, Andrzej Halicki, Iwona Śledzińska-Katarasińska, poparli ten postulat podczas posiedzenia klubu. Co więcej, niechętnie odnosili się do pomysłu powołania zespołu, który przygotowałby wspólny projekt, co zaproponował Gowin. Tego ostatniego niespodziewanie poparła jednak marszałek Sejmu Ewa Kopacz, po czym szybko pojechała do kancelarii premiera, by poinformować go o całej sytuacji. Jeszcze tego samego wieczoru Tusk wezwał do siebie prezydium klubu, wymuszając powołanie zespołu. Ma on opracować jeden wspólny projekt, do którego alternatywna wersja w najbardziej kontrowersyjnej kwestii – czy można, czy nie można zamrażać zarodków – ma być zgłoszona w formie poprawki. W sprawie jej głosowania ma nie obowiązywać dyscyplina. Wszystko wskazuje więc na to, że polityczny teatrzyk, jakim początkowo była wewnątrzpartyjna debata w PO w sprawie in vitro, może skończyć się przesileniem w partii. Bo rozgrywkę wyraźnie wygrali politycy związani z konserwatywną frakcją Jarosława Gowina. Nie tylko przeforsowali postulat powołania zespołu, ale udało im się przekonać Tuska, że Schetyna działał na rzecz rozbicia partii i pozbawienia rządu trwałej większości. Niezależnie od tego, czy naprawdę miał takie intencje. Bo mógł sądzić, że działa zgodnie z wolą Tuska – na niego powoływał się w TVN 24. Oczywiście in vitro posłużyło tu tylko jako pretekst. Bo jest niemal pewne, że podobnie jak w ubiegłej kadencji do ostatecznego głosowania w tej sprawie nie dojdzie. Byłoby to zbyt ryzykowne dla PO, bo zwycięstwo zarówno jednej, jak i drugiej frakcji oznaczałoby polityczne straty. Tym niemniej z samej wewnątrzpartyjnej debaty Platforma odniosła głównie korzyści. Ludzie nie dowiadywali się z mediów, jaki pogląd na in vitro ma PiS, Solidarna Polska czy Ruch Palikota, tylko słyszeli, że właściwie całe spektrum poglądów w tej sprawie można znaleźć w Platformie Obywatelskiej. Zadziałał mechanizm podobny do tego z prawyborów prezydenckich w PO w 2010 r., gdy media mówiły głównie o kandydatach tej partii. A że wszystko znów skończy się tylko na słowach? Tak po prostu wygląda polityka, a raczej postpolityka uprawiana przez Platformę. Jak dotąd, z powodzeniem.

Piotr Śmiłowicz
Więcej możesz przeczytać w 29/2012 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.