Laboratorium POLITYCZNE

Laboratorium POLITYCZNE

Dodano:   /  Zmieniono: 
Czy najnowsze wyniki gospodarcze Niemiec zwiastują poważne kłopoty gabinetu kanclerza Schrödera?
"Bez pojęcia, bez koncepcji, bez sensu", "nieudacznictwo, niedoróbki i wpadki" - tak przedstawiciele niemieckiej opozycji oceniają dotychczasową działalność gabinetu SPD-Sojuszu?90/Zielonych. Po stu dniach rządów różowo-zielonej koalicji euforia wygasa. Chaotyczną pracę nowych władz dziennik "Bild- zeitung" podsumował informacją: następne wybory do Bundestagu już za 1360 dni...

Stary rok minął "firmie" Gerhard Schröder & Co. na oddawaniu społeczeństwu przywilejów ograniczonych przez Helmuta Kohla: podwyżki zasiłków chorobowych, emerytur, dodatków do lekarstw, wypłat za przestoje w pracy dla budowlanych itp. Ale pozostałych przedwyborczych zapowiedzi - redukcji bezrobocia, reformy podatków, systemu opieki społecznej, służby zdrowia, szkolnictwa, energetyki itd. - nie da się zrealizować przez unieważnienie kilku ustaw. Po rozdaniu prezentów nastał czas mniej popularnych inicjatyw. O potrzebie dokonania głębokich przekształceń strukturalnych świadczy zadłużenie wewnętrzne Niemiec, które osiągnęło astronomiczną sumę: 2 308 119 328 000 marek. Niestety, opracowane przez koalicję SPD/Zieloni projekty reform nie zdobyły uznania. Już na początku stycznia Niemiecki Instytut Badań Gospodarki (DIW) postawił prognozę, że tegoroczny wzrost gospodarczy nie wyniesie - jak oczekiwano - 2,5 proc. PKB, lecz spadnie do 1,4 proc. Dla hojnych "socis" kierujących resortami finansowo-gospodarczymi był to pierwszy sygnał do zmiany kursu, czego SPD wolałaby uniknąć, gdyż w kampanii wyborczej obiecywała dawanie, a nie zabieranie.
Drugim uderzeniem była styczniowa informacja Bernharda Jagody, szefa Federalnego Urzędu Pracy, o wzroście liczby bezrobotnych do 4,2 mln. Tylko w grudniu ubiegłego roku pracę straciło ćwierć miliona osób. W tym samym miesiącu w USA liczba miejsc pracy wzrosła o ćwierć miliona, ale "socis" zapewnili, że w RFN "nie będzie amerykanizacji stosunków społecznych". Tymczasem do lutego liczba bezrobotnych znów zwiększyła się o 200 tys. Zimowy spadek zatrudnienia traktowany jest jako zjawisko przejściowe. Tym razem jednak towarzyszą mu dodatkowe okoliczności: w chwili przejęcia władzy przez SPD/Zielonych na rynku pracy istniała pozytywna tendencja, a liczba bezrobotnych została ograniczona z 5 mln do 3,9 mln.
Według zdetronizowanych chadeków, dane te zwiastują początek końca gabinetu Gerharda Schrödera. Na poparcie tej tezy Hansjürgen Doss, boński rzecznik frakcji CDU/CSU, przytoczył opinię amerykańskiego ekonomisty Rüdgera Dornbuscha z Massachusetts Institute of Technology, którego zdaniem "niemieccy socjaldemokraci kroczą pewną drogą do spadku zatrudnienia", gdyż ich "polityka podatkowa skierowana jest przeciw inwestorom, polityka socjalna przeciw płacącym składki, polityka emerytalna przeciw sprawiedliwości pokoleniowej, polityka zatrudnienia przeciw stanowi średniemu, a polityka energetyczna przeciw rozsądkowi". Bernhard Jagoda widzi możliwość stworzenia 400 tys. nowych miejsc pracy "pod warunkiem, że pracodawcy nie będą zatrudniać załóg w nadgodzinach". W ubiegłym roku Niemcy wypracowali aż 1,8 mld nadgodzin, jednak zjawisko to występuje od lat i nikt nie zdołał zmusić przedsiębiorców do zmiany postępowania.
Głośny przed wyborami Oskar Lafontaine, szef SPD, którego wcześniej uznawano za głównego dyrygenta bońskiej orkiestry, po objęciu resortu finansów spuścił z tonu i schował się w cień. Przed wyborami Lafontaine obiecał społeczeństwu zmniejszenie podatków od dochodów o 15 mld marek. Dziś twierdzi, że nastąpi to etapowo, do 2003 r., równocześnie jednak nie wyklucza podwyżek innych podatków, w tym VAT. Pierwszą podwyżkę, tzw. ekopodatek od paliw, koalicjanci już uzgodnili. Po orzeczeniu Trybunału Konstytucyjnego w sprawie polityki prorodzinnej w kasie Lafontaine?a zabraknie 20 mld marek. Proponowana przez SPD reforma fiskalna "na korzyść najmniej zarabiających" spotkała się z masową krytyką kół ekonomicznych i gospodarczych. Recepta "socis" na różową rzeczywistość brzmi: zwiększyć siłę nabywczą obywateli, co "podkręci koniunkturę", a więc spowoduje wzrost produkcji i - co za tym idzie - zatrudnienia. Federacja pracodawców oceniła te zamiary jako "dławiące rozwój gospodarczy i rynek pracy", gdyż reforma podatkowa obciąży przedsiębiorstwa 35 mld marek.
Równie ostro potępiono projekt natychmiastowej rezygnacji z energii atomowej. Minister ochrony środowiska Jürgen Trittin, główny ideolog Zielonych, ustalił harmonogram wyłączania reaktorów, lecz nie opracował rozwiązania alternatywnego. Za każdą z dziewiętnastu elektrowni podatnicy zapłacili 5-7 mld marek. Poniesione koszty zamortyzują się dopiero po dwudziestu latach eksploatacji. Trittin nie odpowiedział na pytanie, kto zrekompensuje straty. Ponadto wielomiliardowych odszkodowań zażądali Francuzi i Anglicy, którzy zawarli z Niemcami długoterminowe umowy na zabezpieczanie atomowych śmieci i rozbudowali przetwórnie w La Hague oraz Sellafield. W efekcie kanclerz Schröder wyhamował zapędy koalicyjnych partnerów z "partii ekologów". Elektrownie będą wyłączane, ale przez następne półwiecze, pod warunkiem, że powstaną nowe źródła energii. W praktyce oznacza to, że różowo-zielony rząd zmuszony będzie wysyłać 30 tys. policjantów do walk z protestującymi przeciw tzw. transportom Castora (pojemników z odpadami promieniotwórczymi). Nawiasem mówiąc, każdy taki konwój kosztuje ok. 100 mln marek, nie licząc strat z powodu ulicznych zamieszek.
Za tę "zdradę" Zieloni zapłacili w wyborach w Hesji, rodzinnym landzie Joschki Fischera, utratą 40 proc. głosów. Po zgłoszeniu gotowości Niemiec do akcji NATO w Kosowie partyjni dogmatycy zarzucili "zielonemu" wicekanclerzowi i szefowi niemieckiej dyplomacji, że po stu dniach rządzenia zmienił ich pacyfistyczną partię w rzecznika interwencji zbrojnych. Z kolei w oczach opinii publicznej Zieloni stracili przede wszystkim z powodu forsowanego przez nich projektu przyznawania podwójnego obywatelstwa obcokrajowcom. Przed miesiącem rządząca w Hesji koalicja SPD/Zieloni miała kilkunastoprocentową przewagę nad CDU. W ubiegłym tygodniu chadecy pod wodzą Rolanda Kocha pokonali SPD i zmiażdżyli Zielonych. Dla bońskiego gabinetu zwycięstwo CDU w Hesji ma efekt paraliżujący; "socis" stracili przewagę w Bundesracie na korzyść chadeków. Innymi słowy, CDU może zablokować każdą inicjatywę SPD. Wcześniej ekipa Schrödera unikała dialogu z unitami, dziś jest do niego zmuszona.
Przy okazji zbierania podpisów przeciw przyznawaniu podwójnego obywatelstwa, co przesądziło o zwycięstwie CDU w Hesji, dokonał się podział sił w szeregach chadeków. Kampanię tę zainicjował Edmund Stoiber, premier Bawarii i szef CSU. Szybki wzrost jego popularności przyćmił postać następcy Kohla z siostrzanej CDU - Wolfganga Schäublego. Obaj politycy mają ochotę na stanowisko kanclerza. Ich plany może pokrzyżować Volker Rühe, były minister obrony, który zdecydował się wystartować w wyborach w Szlezwiku-Holsztynie przeciw Heide Simonis z SPD, pełniącej funkcję premiera tego landu. Jeśli wygra, to on będzie liderem unii w walce przeciw Schröderowi, a Schäuble pozostanie wiecznym "drugim".
Gerhard Schröder, który dostrzegł rosnącą krytykę i zagrożenia, uderzył się w piersi: "Chcieliśmy za dużo i za szybko". Obiecał, że w następnych inicjatywach jego gabinetu nad pośpiechem będzie przeważać dokładność. Swe nadzieje Schröder pokłada w Sojuszu Pracy - okrągłym stole pracodawców, pracobiorców i rządu na rzecz zwiększenia zatrudnienia. Sojusz jest powieleniem modelu holenderskiego, jednak samo powołanie tego gremium miejsc pracy nie daje. Już dziś strony stawiają sobie warunki nie do przyjęcia. Strajkujący właśnie metalowcy żądają zagwarantowania im w układach zbiorowych podwyżki płac o 6,5 proc. Dochody tej branży wzrosły o 200 proc., a płace realne spadły o 7 proc. Pracodawcy argumentują, że zwiększone zyski dotyczą tylko niektórych koncernów i oferują podwyżkę o 2,5 proc. Konflikt nabrzmiewa. Z kolei centrala związkowa DGB chce obniżenia wieku dla odchodzących na emeryturę do 60 lat. Związkowcy sądzą, że w ten sposób zwolnią się miejsca pracy. Dla ekspertów gospodarki jest to oczywisty absurd, gdyż nie udźwignie tego żaden budżet - nastąpi podwyżka składek ubezpieczeniowych, przez co znów zwiększą się koszty pracy, a zatem bezrobocie nie zmaleje, lecz wzrośnie.
Gerhard Schröder spodziewał się, że pieniądze na krajowe potrzeby uda mu się zdobyć m.in. dzięki zmniejszeniu wpłat Niemiec do kasy Unii Europejskiej. Dotychczas RFN płaci 22 mld marek rocznie, a więc pokrywa ponad połowę jej budżetu. Partnerzy RFN popierają ten postulat, nie spieszą się jednak z jego spełnieniem i z góry zapowiadają, że Niemcy pozostaną największym płatnikiem, gdyż mają największy potencjał gospodarczy w unii. Uzależnianie przez Schrödera rozszerzenia UE od zamknięcia dostępu do rynku pracy w RFN oraz realizacji - notabene niezbędnych - reform wspólnoty wywołało w krajach kandydackich i w Brukseli wątpliwości co do jego postawy wobec integracji Europy. Akcentowanie "interesów Niemiec" przez nowego kanclerza i pomijanie korzyści, jakie z otwarcia unii już odnosi RFN, wzmacnia nieprzychylny stosunek Niemców do państw kandydackich. Według instytutu Infratest, tylko 7 proc. obywateli RFN uznaje szybkie przyjęcie Polski, Czech i Węgier do UE za "ważne zadanie".
Na razie upadek kolejnych projektów SPD/Zielonych nie wywołuje spadku popularności kanclerza. Umiejętne obchodzenie się Schrödera z mediami spowodowało, że okrzyknięto go "Jamesem Deanem niemieckiej sceny politycznej". Do społeczeństwa nie dotarła jeszcze świadomość, że występuje on równocześnie w roli podpalacza i strażaka, gdyż reformatorskie niewypały, które rozbraja na forum publicznym, wychodzą przecież spod piór członków jego gabinetu. Jeśli tak będzie dalej, porównanie ze słynnym aktorem może się spełnić do końca; amerykański idol personifikujący społeczne problemy skończył na drzewie. Gerhard Schröder może się rozbić na murze indolencji własnej partii.
Więcej możesz przeczytać w 8/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.