Śnieżna fala

Dodano:   /  Zmieniono: 
Co piąty turysta zaskoczony lawiną ginie na miejscu
Zdarza się wprawdzie - jak przed laty w Szwecji - że człowiek wytrzymuje pod śniegiem nawet kilka dni, jednak większość poszkodowanych może ujść z życiem jedynie wówczas, gdy skuteczna akcja ratunkowa nie trwa dłużej niż 15 minut od chwili wypadku. Po 45 minutach może przeżyć niespełna 25 proc. przysypanych, po godzinie - co dwudziesty. - Zafascynowani widokiem schodzącej lawiny japońscy alpiniści wyciągnęli z plecaków aparaty fotograficzne. Mimo że śnieg schodzący przed rokiem ze stoków gór Karakorum wydawał się dość odległy, wytworzył tak silny podmuch, że trzech z nich zginęło, uderzając w pobliską skałę - opowiada Andrzej Zawada, kierownik największych polskich wypraw w wysokie góry Azji.
Co roku w górach ginie pod śniegiem od stu do dwustu ludzi (o 30 proc. więcej niż w latach 70.) - wynika z danych instytutu badawczego w Davos, który od 60 lat zajmuje się śnieżnymi lawinami. Tej zimy zanotowano już 42 wypadki (najwięcej w Ameryce Północnej), a ostatnia tragedia w okolicach francuskiego kurortu Chamonix wcale nie była największa. W połowie października w Himalajach po stronie indyjskiej życie straciły 23 osoby, w Nepalu śmierć poniosło sześcioro dzieci, w Szkocji - czterech wspinaczy, w Kanadzie - dziewięciu mieszkańców pewnego miasteczka.
Lawiny powstają podczas silnego wiatru, który tworzy duże śnieżne nawisy. Często wywołują je narciarze i snowboardziści zbaczający z utartych tras w poszukiwaniu puszystego śniegu (obliczono, że powodują oni 90 proc. wypadków lawinowych). Do wzrostu zagrożenia przyczynia się też proces umierania lasów, szczególnie widoczny w górach Europy. Roślinność porastająca strome zbocza stanowiła dotychczas naturalną ochronę przed lawinami. Dziś, zwłaszcza w mocno zurbanizowanych rejonach turystycznych, stawia się rzędy stalowych płotów, które mają działać jak falochrony.
Najwięcej ludzi ginie wówczas, gdy śnieg osuwa się w wyniku trzęsień ziemi lub wielkich opadów. Polacy zdobywający minionej zimy ośmiotysięczny szczyt Nanga Parbat przeżyli lawiny wywołane wstrząsami ziemi z epicentrum w sąsiednim Afganistanie. Wysoko w górach obyło się bez ofiar, ale w sąsiedniej dolinie zginęło 22 mieszkańców himalajskiej wioski Astor.


Co roku w górach ginie pod zwałami śniegu od stu do dwustu osób

- Zaskoczony lawiną turysta powinien uciec pod najbliższą ścianę lub blok skalny. Trzeba wyrzucić plecak, gdyż targany śniegiem może udusić wspinacza. Osoba porwana przez śnieg musi za wszelką cenę utrzymać się jak najbliżej powierzchni urwiska, należy też wstrzymać oddech, by nie wciągać do płuc śnieżnego pyłu - radzi Andrzej Zawada. - Lawiny wywołują silny podmuch, który może unieść człowieka i rzucić na odległość stu metrów. Tak zginął Czesław Jakiel, lekarz wyprawy na południową ścianę Lothse w 1987 r. - mówi Krzysztof Wielicki, zdobywca wszystkich ośmiotysięcznych szczytów Ziemi. - Sam najwięcej szczęścia miałem na północno-zachodniej grani K2, gdzie tzw. deska zbitego śniegu oderwała się od podłoża i z dużą prędkością zmierzała w kierunku sześćsetmetrowej przepaści. Cudem w ostatniej chwili zmieniła kierunek i wylądowaliśmy z Leszkiem Cichym na łagodniejszym zboczu.
Pierwsze zagrożenie powstania lawiny pojawia się w niektórych miejscach już po opadzie 30 cm śniegu. Najwięcej nieszczęść zdarza się na stosunkowo łagodnych zboczach, na pozór bezpiecznych zarówno dla wędrowców, jak i narciarzy. Ostatni tragiczny wypadek we francuskich Alpach, który sparaliżował życie wokół jednego z najsłynniejszych w świecie górskich kurortów, nie wydarzył się na uczęszczanym szlaku prowadzącym na Mont Blanc, na obleganych o tej porze roku nartostradach ani w pobliżu górskich schronisk. Lawina zasypała małe osady na północ od centrum Chamonix (wioski Le Tour i Montroc). Powstała na niezbyt stromym stoku, w miejscu, o którym od kilkudziesięciu lat nikt nie pomyślał, że może być niebezpieczne podczas dużych opadów. Być może dlatego zginęło aż dziesięcioro ludzi, a ratownicy wydobyli spod śniegu 27 zaskoczonych mieszkańców (stan dwóch określano jako ciężki). Spadająca lawina, która wcześniej zawsze zatrzymywała się na górskiej rzece, tym razem całkowicie zniszczyła 17 budynków. Jej czoło miało 200 m szerokości i 6 m grubości.
Koszty, jakie trzeba ponieść podczas akcji poszukiwawczej w krajach alpejskich, szacuje się na mniej więcej 20 tys. marek za godzinę. W Polsce Tatrzańskie Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe, które co roku pomaga ok. 500 turystom, dysponuje rocznym budżetem 995 tys. zł i - jak twierdzi naczelnik TOPR Jan Krzysztof - jest to kwota za mała o 40 proc. W Tatrach nie ma jednak takich kłopotów z lawinami jak ostatnio w Alpach. Jedna z największych tragedii wydarzyła się w 1938 r. Zwały śniegu pędzące w kierunku Morskiego Oka rozbiły lód, jednego z pracujących na nim robotników podmuch odrzucił na kilkadziesiąt metrów, drugiego wepchnął pod wodę. W schronisku szyby pękały jak wydmuszki. Kilkanaście lat później lawina zniszczyła schronisko na Hali Goryczkowej, zginęło wówczas pięć osób. Trzy lata temu w Tatrach życie straciło kilkunastu turystów, prawie połowa z nich pod lawinami.
Na rynek sprzętu turystycznego trafiły już przyrządy mające uchronić tych, którzy świadomie wybierają się w miejsca zagrożone powstaniem lawin. Narciarzom proponuje się specjalne, kolorowe wstążki, które można wyrzucić z kieszeni przed nadejściem zwałów śniegu i wskazać w ten sposób drogę ratownikom. Można też kupić lub wypożyczyć w niektórych stacjach alpejskich nadajniki wysyłające sygnały spod śniegu. Jednym z bardziej wymyślnych nowinek jest czerwona poduszka (kosztująca ok. 2 tys. marek), która ma działać jak samochodowy airback. W chwili zejścia lawiny poduszka natychmiast wypełnia się powietrzem i pomaga ofierze utrzymać się na powierzchni.
Więcej możesz przeczytać w 8/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.