Przemyt upiorów

Dodano:   /  Zmieniono: 
Litwini w Puńsku obawiają się, że nowy garnizonspolonizuje ich lokalną ojczyznę
Kiedy słucha się zwolenników zlokalizowania w Puńsku garnizonu Straży Granicznej, trudno nie przyznać racji ministrowi edukacji prof. Handkemu, który twierdzi, że nasza szkoła pilnie wymaga reformy, albowiem nie wyposaża absolwentów w wiedzę niezbędną do zrozumienia otaczającego świata, a w konsekwencji do podejmowania racjonalnych decyzji.
Wprowadzenie Straży Granicznej do Puńska tłumaczy się potrzebą skuteczniejszego kontrolowania tego odcinka granicy, szczególnie zagrożonego przemytem towarów i ludzi. I nikt rozsądny nie będzie przeciwko nowej strażnicy protestował, bo nasze granice muszą być dobrze strzeżone, czego między innymi wymaga rzeczywiste już członkostwo w NATO i przyszłe w Unii Europejskiej. Tylko ludzie nie posiadający wiedzy historycznej mogą jednak nie wiedzieć, że Puńsk jest ostatnią miejscowością, w której warto zlokalizować ów obiekt. Miasteczko od wieków zamieszkują polscy Litwini, słusznie obawiający się, że nowy garnizon oznaczać będzie spolonizowanie ich lokalnej ojczyzny.
Autorami szarży Straży Granicznej na Puńsk są osoby nie mające najmniejszego pojęcia o złowrogiej roli osadnictwa wojskowego w historii. Warto im więc uświadomić, że taki proceder od wieków uprawiały państwa rozwijające się na drodze militarnego podboju. Robili to już starożytni Rzymianie, a szczególnie okrutną postać praktyki te przybrały w wieku XIX - wraz z krzepnięciem nowoczesnych nacjonalizmów. Ich ofiarą stała się zniewolona przez zaborców Polska, infekowana liszajami rosyjskich i pruskich garnizonów. Do dziś pozostały po nich ślady dawnych cerkwi zlokalizowanych na obszarach, gdzie ze świecą szukać można choćby jednego prawosławnego. Kiedyś wypełnione były jednak rozmodlonym tłumem rosyjskich sołdatów, ściągniętych nad Narew, Wisłę i Prosnę przez carat świadomie dążący do etnicznego rozcieńczenia ziem zamieszkanych przez Polaków. Zresztą cała cesarska Rosja przypominała obwarzanek obramowany osadnictwem wojskowym, pilnującym granic oraz asymilującym podbitych innoplemieńców.
Czy się tego chce, czy nie, pomysł zlokalizowania strażnicy w Puńsku wpisuje się w tę złowrogą tradycję. Jego autorów uwiodła perspektywa skuteczniejszego zwalczania przemytu. Sami stali się jednak mimowolnymi szmuglerami kompromitującej, archaicznej praktyki osadnictwa wojskowego. Trzeba tego upiora jak najszybciej pogrzebać, bo z nim u boku Polska bardziej pasuje do dziewiętnastowiecznej Azji niż do nowoczesnej Europy.
Więcej możesz przeczytać w 10/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.