Bunt farmerów

Dodano:   /  Zmieniono: 
Dla brukselczyków demonstracje pod budynkami unijnych instytucji to niemal codzienność
Przyzwyczaili się do widoku specjalnych oddziałów żandarmerii, armatek wodnych czy blokad ulicznych. Zdecydowanie większe wrażenie robi na nich zapowiedź "wizyty" rolników. Zresztą ostrzega przed nią zarząd miasta, który rozsyła wtedy do mieszkańców listy z prośbą o zaparkowanie samochodów w bezpiecznych miejscach i ściągnięcie flag europejskich, gdyż głównie na nich skupia się gniew francuskich czy niemieckich farmerów.
W ubiegłym tygodniu z okazji obrad unijnych ministrów rolnictwa w kierunku Brukseli wyruszyło niemal 40 tys. rolników ze wszystkich krajów Unii Europejskiej. Chcieli zamanifestować swoje niezadowolenie wobec planów nie notowanych dotychczas cięć w wydatkach na unijne rolnictwo. Władze Brukseli podliczyły już koszty ich kilkugodzinnej wizyty. Straty materialne oszacowano na 250 tys. euro. Policja zmobilizowała niemal 5 tys. ludzi do nadzorowania przebiegu demonstracji. Tylko koszty mobilizacji sięgnęły 750 tys. euro.
Po latach dyskusji, wahań i zażartych sporów unia zdecydowała się wreszcie naprawić swoje finanse. Tym razem chodzi o reformę całego niezwykle rozdętego systemu subsydiów, z których ok. 80 proc. przeznacza się na wspólną politykę rolną, fundusze strukturalne oraz na rozbudowę infrastruktury w uboższych regionach UE. Zmiany są konieczne nie tylko po to, by uniknąć powstania "gór mięsa i rzek mleka", jak to było w latach 80., a także po to, aby wywiązać się ze zobowiązań dotyczących liberalizacji handlu żywnością w ramach Światowej Organizacji Handlu (WTO). Unii potrzebne są pieniądze przede wszystkim na przyjęcie państw Europy Środkowej i Wschodniej. W lipcu 1997 r. Komisja Europejska przedstawiła Agendę 2000, czyli plan finansowy UE na lata 2000-2006. Przywódcy krajów członkowskich mają zadecydować o jej ostatecznym kształcie pod koniec marca na specjalnym szczycie piętnastki w Berlinie.
Rozszerzenie obecnego systemu dotacji na nowych członków byłoby zbyt kosztowne. Nawet najbogatsze państwa piętnastki domagają się zmniejszenia wpłat do wspólnej kasy. W październiku ubiegłego roku Bruksela wywołała prawdziwą burzę, gdy po raz pierwszy w historii ujawniła dokładne dane o tym, ile poszczególne państwa wpłacają do budżetu, a ile z niego otrzymują w postaci różnych subsydiów. Alarm podnieśli zwłaszcza Niemcy, których wkład wynosi dziś 10,8 mld euro, Holendrzy płacący netto rocznie 2,2 mld euro, Szwedzi (1,1 mld) i Austria (700 mln). Teraz domagają się, aby do roku 2006 zamrozić wydatki na rolnictwo do tegorocznego poziomu 40,5 mld euro. Jeżeli do tego czasu UE się rozszerzy, ten sam budżet będzie podzielony na więcej krajów. "Funduszy będziemy mieli tyle samo, co dotychczas, ale po poszerzeniu potrzebujących będzie więcej. Gdy ciasta nie przybywa, a gości jest więcej, to każdy dostaje mniejszy kawałek. Dlatego wszystkie państwa unii muszą się zgodzić na jakieś ustępstwa" - mówił szef niemieckiej dyplomacji Joschka Fischer, który w tym półroczu stoi na czele Rady Ministrów UE.
Jeszcze w latach 60. i 70. wspólną politykę rolną (CAP) uważano za jeden z największych sukcesów integracji. Bogacący się unijni farmerzy produkowali coraz wydajniej, a pochodząca od nich żywność była wysokiej jakości. Gdy w 1962 r. komisarz EWG ds. rolnictwa Sicco Mansholt przedstawiał plany CAP, świeże były jeszcze wspomnienia o niedostatkach żywności w powojennej Europie. Plan Mansholta opierał się na dwóch głównych założeniach: chodziło o zapewnienie Europie samowystarczalności żywnościowej i odpowiedniego standardu życia osobom zatrudnionym w rolnictwie.
- Wspólna polityka rolna jest przyjazna rolnikowi, gdyż charakteryzuje się stabilnością i przewidywalnością - mówi prof. Janusz Rowiński z Instytutu Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej. - Gdy zostanie zatwierdzony budżet na lata 2000-2006, rolnik będzie mógł dokładnie przewidzieć, co mu się będzie w najbliższych latach opłacało produkować. Z gwarancją, że sprzeda to, co wyprodukuje. Polityka ta ma jednak podstawową wadę - jest bardzo kosztowna. W latach 60. i 70. wydatki na rolnictwo stanowiły ponad 70 proc. budżetu unii. Od 1976 r. odsetek ten zmniejsza się, ale nadal oscyluje na poziomie 50 proc. Główny ciężar finansowania polityki rolnej poza podatnikami ponoszą konsumenci płacący za żywność ceny wyższe od światowych. W tym roku finansowanie CAP pochłonie ponad 40 mld euro.
Zmiany zapoczątkował w 1992 r. ówczesny komisarz ds. rolnictwa Ray McSharry. Obniżono regulowane ceny podstawowych produktów rolnych. Dopłaty do nich zastąpiono bezpośrednimi dotacjami dla rolników, aby zrekompensować straty w dochodach powstałe w wyniku obniżki cen. Ponadto wspólna polityka rolna doprowadziła do permanentnej nadprodukcji w rolnictwie zachodnioeuropejskim. Starając się nie dopuścić do zbytniej nadprodukcji, unia wprowadziła system kontyngentów na poszczególne produkty. Za ich przekroczenie grożą rolnikom wysokie kary.
Teraz na stole rokowań leżą właściwie dwa plany reformy unijnego rolnictwa. Komisja Europejska proponuje obniżyć ceny gwarantowane trzech produktów: mleka o 15 proc., zboża o 20 proc. i wołowiny o 30 proc. Pozwoli to zbliżyć się do cen światowych tych produktów. Tym razem najwięcej kontrowersji wzbudza jednak fakt, że po raz pierwszy w historii reform unijnego rolnictwa cięcia nie byłyby w pełni zrekompensowane bezpośrednimi dotacjami (obniżka cen wołowiny zostałaby zrekompensowana w 80 proc., a zboża - w 50 proc.). Bruksela zaproponowała także, by 25 proc. dopłat dla farmerów przerzucić bezpośrednio na budżety państw członkowskich unii. Ta druga część spodobała się zwłaszcza krajom, które są płatnikami netto do budżetu UE i szukają wszelkich sposobów na obniżenie swych wpłat. Władze w Bonn mają nadzieję, że poprzez ograniczenie wydatków na CAP uda im się zmniejszyć wkład do wspólnego budżetu o 700 mln euro rocznie.


Fiasko rozmów w sprawie reformy unijnego rolnictwa może znacznie opóźnić przyjęcie
Polski do Unii Europejskiej


Tym planom przeciwstawia się Francja, gdzie mieszka najwięcej rolników, którzy są największymi beneficjentami unijnych dotacji. Ich ograniczenie - zgodnie z propozycją Komisji Europejskiej - oznaczałoby utratę 500 mln euro rocznie i znacznie większe obciążenia dla narodowego budżetu Francji. Stanowisko Paryża popierają Hiszpanie, Grecy i Portugalczycy, którzy także otrzymują z Brukseli duże wsparcie na rolnictwo. Aby uniknąć rozkładu CAP, Francuzi w ostatnich tygodniach zgodzili się na obniżenie gwarantowanych cen wołowiny i ziarna, ale tylko o 10 proc. W ogóle nie godzą się natomiast na obniżenie cen mleka. Paryż nie chce zbyt drastycznych cięć w dopłatach kompensacyjnych i proponuje ich stopniowe obniżanie o 1-3 proc. rocznie. Francuski minister rolnictwa Jean Glavany odrzucił także pomysł przejęcia przez budżety narodowe części kosztów subwencji rolnych pokrywanych dotychczas w całości ze wspólnego budżetu UE.
Mimo częściowych rekompensat bezpośrednich reforma nieuchronnie doprowadzi do spadku dochodów rolników o 10 proc. (7 mld euro) rocznie. Według obliczeń Holenderskiego Instytutu Ekonomiki Rolnictwa, statystyczny producent zboża straci ok. 3,5 tys. euro rocznie, producent mleka - 7,5 tys., a producent wołowiny - 11 tys. Farmerzy demonstrujący w ubiegłym tygodniu w Brukseli dokładnie wyliczyli, ile stracą na reformie. Jacob Bartelds, który na 200 ha w północnej Holandii uprawia zboże, buraki cukrowe i ziemniaki, twierdzi, że przy zmniejszonych dopłatach jego roczne dochody obniżą się do granicy opłacalności. Jak wielu jego kolegów, szuka dla siebie alternatywy. Bartelds chce się przestawić na hodowlę kurczaków. Jeżeli mu się to nie powiedzie, zostanie tylko emigracja.
"Sprawiedliwość dla chłopów. Wysoka jakość dla konsumenta". "Europa to nie Stany Zjednoczone". Tymi hasłami demonstrujący farmerzy chcieli zwrócić uwagę na specyfikę europejskiego rolnictwa. W rozmowach podkreślają, że na reformie straci także konsument. W porównaniu z amerykańskim unijne rolnictwo oparte jest na mniejszych gospodarstwach, które produkują żywność najwyższej jakości. Demonstrujący rolnicy twierdzą, że europejskie standardy są znacznie ostrzejsze niż światowe. Prawodawstwo unii nie dopuszcza na przykład podawania zwierzętom hormonów powodujących szybszy wzrost, choć takie praktyki są całkowicie legalne poza naszym kontynentem.
W Berlinie musi też dojść do kompromisu w sprawie reformy funduszy strukturalnych. Stawka dla sześciu krajów negocjujących w sprawie członkostwa w unii jest tu szczególnie duża: tylko z tego tytułu w latach 2000-2006 mają one otrzymać od Brukseli 38 mld euro. Aby wygospodarować takie środki przy zachowaniu ogólnej wartości funduszy poniżej 0,46 proc. PKB unii, Komisja Europejska zaproponowała, żeby pomoc kierować tylko do tych regionów, gdzie poziom dochodów nie przekracza 75 proc. przeciętnego w UE i gdzie bezrobocie ze względu na restrukturyzację przemysłu jest szczególnie wysokie. Pomoc przysługiwałaby już nie 51 proc., ale tylko 35 proc. mieszkańców UE. W samej Wielkiej Brytanii utraciłyby ją Irlandia Północna i Szkocja, w pozostałych państwach członkowskich - trzydzieści kilka regionów (zależnie od wyliczeń). Bruksela chce także pozbawić tzw. funduszy kohezyjnych te kraje, które przystąpiły do unii walutowej. Na razie tego typu wsparcie przysługuje wszystkim państwom, w których poziom dochodów jest niższy niż 90 proc. od przeciętnego w UE. "Jeśli pozbawiono by nas tej pomocy, oznaczałoby to, że poszerzenie unii sfinansują kraje południa Europy, choć wiadomo przecież, iż to firmy niemieckie i austriackie, a nie greckie czy portugalskie, najbardziej na tym skorzystają. Nigdy się na to nie zgodzimy" - twierdzą dyplomaci hiszpańscy.
Dla Polski najważniejsze jest, aby w ogóle doszło do porozumienia. Wspólna polityka rolna i fundusze strukturalne są najważniejszymi elementami planu finansowego na lata 2000-2006. Jeśli w Berlinie nie dojdzie do konkretnych uzgodnień, może mieć to negatywny wpływ na kalendarz rozszerzenia Unii Europejskiej. Fiasko rozmów może oznaczać nawet odroczenie przyjęcia nowych państw członkowskich przynajmniej o rok. Reformę budżetu musi bowiem zaakceptować Parlament Europejski, który w obecnym składzie kończy pracę w lipcu. Również mandat Komisji Europejskiej, opracowującej szczegóły reform, wygasa z końcem tego roku. Ponadto w kwietniu negocjacje członkowskie z Polską i innymi kandydatami dotyczyć będą właśnie rolnictwa, a także wsparcia dla słabiej rozwiniętych regionów.
Odwlekanie decyzji finansowych sparaliżowałoby zresztą całe negocjacje. Komisja Europejska zaproponowała bowiem, aby UE w latach 2000-2006 przeznaczyła 75 mld euro dla kandydatów z Europy Środkowej i Wschodniej, z czego Polska mogłaby otrzymać 25 mld euro (100 mld zł). Bez reformy CAP i funduszy strukturalnych nie będzie to jednak możliwe. Zarówno Polska, jak i inni kandydaci, nie wiedząc, na jak duże wsparcie mogą liczyć, nie będą skłonni do daleko idących zobowiązań w negocjacjach akcesyjnych.


Brukselska kasa

Kiedy w latach 60. dyskutowano nad wspólnym budżetem, ustalono, że będzie on zasilany z ceł od importowanych towarów, opłat od importowanych produktów rolnych i części wpływów z podatku VAT. Tylko brakująca różnica między wydatkami budżetowymi a dochodami z tych trzech źródeł uzupełniana jest wpłatami z budżetów państw członkowskich. Najnowsze trendy w światowej gospodarce wprowadziły sporo zamieszania w dochodach unijnej kasy. Stopniowe obniżanie taryf celnych w ramach WTO spowodowało znaczne uszczuplenie wpływów z tego źródła. Coraz niższe są także wpływy z podatku VAT. Powstała w ten sposób "dziura budżetowa" uzupełniana jest ze składek państw członkowskich. Podczas gdy jeszcze w 1991 r. pochodziło stamtąd 13 proc. unijnego budżetu, to w 1997 r. - już ponad 20 proc. Obciąża to głównie najbogatsze państwa UE, takie jak Niemcy, Holandia, Szwecja i Austria. Trzy czwarte brukselskiej kasy to pieniądze na wsparcie dla rolników i rozwój infrastruktury w najbardziej zacofanych regionach piętnastki. Największymi beneficjentami tych pieniędzy są biedniejsze państwa południa Europy - Hiszpania, Portugalia i Grecja - oraz Francja, gdzie znaczny odsetek ludności pracuje w rolnictwie.
Więcej możesz przeczytać w 10/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.