Giertych w składzie porcelany

Giertych w składzie porcelany

Dodano:   /  Zmieniono: 
Mówiąc wprost, cała sprawa Giertych – Tusk (a właściwie Tuskowie) robi się coraz bardziej kuriozalna.
Gdyby w Warszawie wylądował przybysz z innej planety lub przynajmniej z bardziej cywilizowanej części Ziemi, uznałby może, że wszystko przebiega jak należy. Jest głośna sprawa, członek rodziny premierowskiej (czyli prawie królewskiej) czuje się zaszczuty przez media, więc zatrudnia renomowanego fightera, a ten pozywa gazety – żeby przeprosiły i delikatnie mówiąc, raczyły się odczepić. Ale to Polska właśnie, kraj, w którym prawie nic nie jest oczywiste, naturalne i logiczne. My, tubylcy, wiemy to najdobitniej.

Michał Tusk nie jest polskim księciem Harrym. Tamten wygłupił się raz, a królestwo zadrżało. Syn premiera popełnił zaś prawie nieskończoną liczbę błędów. Pogrążył się w sprawę, której być w ogóle nie musiało. I był przy tym zupełnie sam – ani stosowne służby, ani też służby PR premiera nie przyszły mu z pomocą w kłopotach. Kiedy już się zdawało, że problem cichnie, awantura powróciła – ale nie przez media i opozycję, lecz za sprawą wynajęcia Romana Giertycha. I tym razem wrzawa zrobiła się już bardzo głośna, czemu dziwić się nie sposób.

Mecenas Giertych jest człowiekiem o wielu twarzach, niektórych wzajemnie sprzecznych. Jako polityk nie był bohaterem mojej pieśni. Wielu liderów, którzy deklarują miłość do ojczyzny, balansuje na cienkiej linie między patriotyzmem a niezdrowym nacjonalizmem. On nie balansował. Twarzował formacji, która miała ciągotki do okazywania innym, jak bardzo nie są prawdziwymi Polakami. Czerpała pełnymi garściami z tradycji faszyzujących. Taką partię, z takimi zapędami lidera i czołowych działaczy Jarosław Kaczyński wziął do rządu. Dał jej ministerstwa, telewizję, uczynił jednym z rozgrywających polską politykę. O ile druga przystawka – Samoobrona – działała w sposób dość prymitywny, nuworyszowski, ale jakoś tam szczery, o tyle LPR nieustannie kombinowała, taktyczyła, rachowała.

Kiedy LPR zaniknęła, zaniknął też Roman Giertych – by po chwili objawić się jako wzięty adwokat, spec od trudnych, ale i głośnych przypadków. Już nie dzielił Polaków na lepszych i gorszych, no, chyba że pod względem majątku. Część sporów prawnych z jego udziałem została stosownie nagłośniona (była żona walcząca z Januszem Palikotem, Radosław Sikorski na wojnie z portalami), o innych krążą po Warszawie legendy wiążące mecenasa a to z sami-wiemy-jaką organizacją Kościoła, a to po prostu z Platformą.

Zawsze intrygowało mnie, że wykonując ten zawód zaufania publicznego, mecenas ma jeszcze czas i chęć, by biegać po mediach i komentować politykę. Media, nie wyłączając „Wprost”, Giertycha chętnie odpytywały, bo na generalnie bezrybiu intelektualnym polityki jego składne wywody robią wrażenie. Ale też każą się zastanawiać, czy nie jest to aby w czystej formie marketing mecenasa? Prawnicy mają generalnie zakaz reklamowania swoich usług. Albo się siedzi w drogich gabinetach i uspokaja majętne pary walczące o podział majątku, albo biega do telewizji suflować strategie politykom. Albo, albo.

Roman Giertych zwinnie łączył te role. Teraz jednak wyraźnie się zagalopował. Publicznie rozgłosił, że w imieniu Michała Tuska idzie na bój ze „szkalującymi go” gazetami, a dopiero potem zaczął się głowić, czy ma do tego podstawy. Redakcja „Wprost”, jedna ze współwinnych, dotąd nie poznała zarzutów pod swoim adresem. Czytamy, że inny tytuł atakowany przez mecenasa otrzymał od niego pismo brzmiące mało poważnie. Cała akcja robi więc, niestety, wrażenie prostej próby zastraszenia mediów. Nie piszcie, odczepcie się, zapomnijcie – w nagrodę damy wam spokój. Jeśli prawdą jest teoria, że to nie Michał, ale Donald Tusk wynajął Giertycha, to atmosfera robi się gęsta. Za gęsta jak na nasze rozumienie demokracji.

Szczerze mówiąc, mało nas interesują ewentualne polityczne ambicje mecenasa. Z pewnym zażenowaniem obserwuję, jak poważni dość ludzie dyskutują z zapałem o przyszłości Romana Giertycha w Platformie. Pan mecenas wykonuje zawód prawniczy. Oczekujemy, że jako profesjonalista przedstawi nam konkretne zarzuty. Albo że bez dalszej zwłoki przeprosi „Wprost” za bezpodstawne obrzucenie błotem.
Więcej możesz przeczytać w 37/2012 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.