Ześwirował mi dekoder do odbioru telewizji.
Włączyłem go kilka dni temu z rana, żeby zobaczyć, co się dzieje w moim kraju, a tu zamiast TVP 1 pojawił się napis „TAKIEGO KANAŁU NIE MA W TWOIM ABONAMENCIE”. Przełączyłem na Dwójkę, to samo, Polsat również, TVN solidarnie z resztą, ale ponieważ tych programów jest 300, zacząłem bawić się pilotem i nagle pojawiły się TV Polonia i TVP Kultura. Wracam do cywilizacji.
Okazało się, że jest to cywilizacja całkowicie inna niż ta, w której uczestniczyłem dotychczas, bez gadających politycznych głów pieprzących bez sensu, bez natłoku seriali „o życiu”, bez reklam ciągnących się tyle samo co filmy, najczęściej z serii „zabili go i uciekł”. Odwrotnie, w czasie największej oglądalności po 19 obejrzałem „Polska w dokumencie: Roznosiciele radości”, świetną czeską komedię „Obsługiwałem angielskiego króla”, a wieczorem koncert zespołu Cree.
A jaki magazyn informacyjny „Polonia 24”! Obecność naszych polityków śladowa, żadnych Czarneckich ani Niesiołowskich. W większości sprawy społeczne związane m.in. z eurosierotami, których gwałtownie przybywa – i to w sposób koszmarny, bo zdarza się coraz więcej przypadków podrzucania kilkuletnich maluchów do domów dziecka tylko po to, żeby wyjechać za chlebem. Że bodajże w Szwecji wykryto wirusa, który jest w stanie zniszczyć komórki rakowe, i nie ma pieniędzy na dalsze badania. A jedynym przywódcą, który się w tych wiadomościach pojawił, był Władimir Putin, który lecąc motolotnią, odprowadzał żurawie do ciepłych krajów, których to żurawi najwyraźniej nie jest prezydentem, bo leciało za nim tylko kilka, a nie wszystkie z całej Rosji, potem głaskał pieska, jakby chciał udowodnić, że woli zwierzęta od grup punkowych.
Następnego dnia dowiedziałem się, już z „normalnej” telewizji, że w tym samym czasie trwała między PiS i PO bitwa na kalkulatorki i cyferki, w której minister Rostowski udowadniał, że pomysły prezesa Kaczyńskiego dotyczące uzdrowienia gospodarki będą kosztować państwo blisko 70 mld zł i że to, co proponuje prezes PiS, przypomina kolejną piramidę finansową. Z kolei politycy z otoczenia Jarosława Kaczyńskiego, że wręcz odwrotnie, że da to Polakom wyłącznie zysk. A ja w swojej naiwności myślałem, że matematyka i ekonomia to nauki ścisłe i nie da się policzyć tego samego w dwie różne strony, ale i tu wygląda na to, że wszystko zależy od tego, kto trzyma liczydła w rękach. I doszedłem do wniosku, że dekoder pozostawię w takim stanie, w jakim jest.
Okazało się, że jest to cywilizacja całkowicie inna niż ta, w której uczestniczyłem dotychczas, bez gadających politycznych głów pieprzących bez sensu, bez natłoku seriali „o życiu”, bez reklam ciągnących się tyle samo co filmy, najczęściej z serii „zabili go i uciekł”. Odwrotnie, w czasie największej oglądalności po 19 obejrzałem „Polska w dokumencie: Roznosiciele radości”, świetną czeską komedię „Obsługiwałem angielskiego króla”, a wieczorem koncert zespołu Cree.
A jaki magazyn informacyjny „Polonia 24”! Obecność naszych polityków śladowa, żadnych Czarneckich ani Niesiołowskich. W większości sprawy społeczne związane m.in. z eurosierotami, których gwałtownie przybywa – i to w sposób koszmarny, bo zdarza się coraz więcej przypadków podrzucania kilkuletnich maluchów do domów dziecka tylko po to, żeby wyjechać za chlebem. Że bodajże w Szwecji wykryto wirusa, który jest w stanie zniszczyć komórki rakowe, i nie ma pieniędzy na dalsze badania. A jedynym przywódcą, który się w tych wiadomościach pojawił, był Władimir Putin, który lecąc motolotnią, odprowadzał żurawie do ciepłych krajów, których to żurawi najwyraźniej nie jest prezydentem, bo leciało za nim tylko kilka, a nie wszystkie z całej Rosji, potem głaskał pieska, jakby chciał udowodnić, że woli zwierzęta od grup punkowych.
Następnego dnia dowiedziałem się, już z „normalnej” telewizji, że w tym samym czasie trwała między PiS i PO bitwa na kalkulatorki i cyferki, w której minister Rostowski udowadniał, że pomysły prezesa Kaczyńskiego dotyczące uzdrowienia gospodarki będą kosztować państwo blisko 70 mld zł i że to, co proponuje prezes PiS, przypomina kolejną piramidę finansową. Z kolei politycy z otoczenia Jarosława Kaczyńskiego, że wręcz odwrotnie, że da to Polakom wyłącznie zysk. A ja w swojej naiwności myślałem, że matematyka i ekonomia to nauki ścisłe i nie da się policzyć tego samego w dwie różne strony, ale i tu wygląda na to, że wszystko zależy od tego, kto trzyma liczydła w rękach. I doszedłem do wniosku, że dekoder pozostawię w takim stanie, w jakim jest.
Więcej możesz przeczytać w 37/2012 wydaniu tygodnika e-Wprost .
Archiwalne wydania Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Komentarze
W 89 roku skonczyłam szkołę i rozpoczełam prace. Praca była bardzo ciężka a zarobki bardzo małe i dalej jest tak samo.
To co sie zmieniło? Nie jeżdżę po Polsce , bo mnie na to nie stać , moja córka też nie , ale słyszę od ludzi , że w Warszawie jest najlepiej. Ja wiem , że w Warszawie jest bardzo zle , wynika z tego , że gdzie indziej jest jeszcze gorzej. Powiedzial pan kiedyś , że denerwują pana ludzie , którzy myślą , ze w Polsce nic się nie zmienilo. to co sie zmieniło?