Parlament świata

Dodano:   /  Zmieniono: 
Rozmowa z KOFI ANNANEM, sekretarzem generalnym Organizacji Narodów Zjednoczonych
Jerzy Surdykowski: - Jak pan ocenia 55 lat istnienia Organizacji Narodów Zjednoczonych? Czy piękne nadzieje i oczekiwania, jakie zaraz po najstraszniejszej z wojen żywili jej założyciele, udało się choć częściowo wcielić w życie? Czy ONZ rzeczywiście przyczynia się do umocnienia bezpieczeństwa, pokoju, praw człowieka i demokracji?
Kofi Annan: - Organizacja Narodów Zjednoczonych od chwili swego utworzenia wykonała wielką pracę na rzecz bezpieczeństwa, pokoju, praw człowieka i demokracji na całym świecie. Pracę może niedocenioną, bo realia naszego świata są czasem frustrujące i odbiegają od ideałów, w które wierzymy. Wiele idei pamiętnej konferencji w San Francisco sprzed prawie 55 lat - kiedy została podpisana Karta ONZ - zostało już w pełni zrealizowanych. Dość przypomnieć Radę Powierniczą, powołaną w celu administrowania tymi z dawnych kolonii, nad którymi pieczę przejęła społeczność międzynarodowa. Rada pracowała tak dobrze, że te dawne "terytoria powiernicze" nie tylko stały się niepodległymi państwami, ale uzyskały członkostwo ONZ. Dziś szukamy dla rady zupełnie innych, nowych zadań.


Kofi Annan urodził się w 1938 r. w dzisiejszej Ghanie. Z wykształcenia jest ekonomistą. Studia rozpoczął w Ghanie, kontynuował w Szwajcarii (pracując jednocześnie w biurze ONZ w Genewie) i w USA, dyplom magisterski otrzymał w 1973 r. w słynnym Massachusetts Institute of Technology. Po dwóch latach pracy w administracji ONZ w Nowym Jorku wrócił do Ghany, gdzie zajmował się rozwojem turystyki. Od 1980 r. piastował stanowiska kierownicze w ONZ. Z jej ramienia pełnił misje dyplomatyczne i pokojowe. Przed powierzeniem mu przez Zgromadzenie Ogólne ONZ obecnej funkcji był zastępcą sekretarza generalnego ds. operacji pokojowych. Jego kadencja jako siódmego z kolei sekretarza generalnego ONZ rozpoczęła się 1 stycznia 1997 r. i potrwa do końca 2001 r.


- Powiększa się jednak przepaść między biedą a bogactwem.
- Napawa mnie to głęboką troską. Często mówimy o korzyściach płynących z procesu globalizacji, ale musimy pojąć, że ogromna grupa naszych bliźnich przegrywa w tym procesie, jest wykluczona z tych korzyści. Rozwiązanie tego problemu nie będzie proste i nie będzie przebiegać bez konfliktów, ale właśnie dlatego ludzkości potrzebna jest ONZ; chociażby z tej jednej przyczyny, że jest to wyjątkowe miejsce, gdzie wszyscy - bez względu na dzielące ich różnice ideologii czy interesów - mogą się spotkać przy stole obrad i dyskutować nad dającym się zaakceptować rozwiązaniem. I to nie tylko w strukturach ONZ. Nie tak dawno w Davos na Światowym Forum Ekonomicznym proponowałem liderom biznesu i rządów porozumienie dotyczące jednocześnie praw człowieka, pracy i ochrony środowiska. Trudno przypuszczać, by porozumienie takie zostało szybko i bez konfliktów zawarte. Ale tak tworzy się atmosfera i kiełkują idee, które czynią świat choć trochę lepszym i na pewno znajdą dla siebie miejsce w przyszłości. ONZ jest nam wszystkim potrzebna, choć dobroczynne i łagodzące skutki działania tej organizacji nie są spektakularne. Świat bez ONZ byłby światem jeszcze gorszym.
- Od zakończenia II wojny światowej ludzkość przeżywa pomyślny okres wzrostu gospodarczego i pokoju między wielkimi mocarstwami. Ale w tym samym czasie wybuchają krwawe wojny lokalne, pleni się terroryzm i nie nikną prześladowania polityczne. Mimo że globalny pokój nie został naruszony, lokalne konflikty spowodowały więcej ofiar niż cała wojna światowa. Gospodarka rozwija się, ale nienawiści, przesądy i nacjonalizmy kwitną. Czy ten obraz - aż nadto dobrze widoczny z pańskiego gabinetu w Nowym Jorku - nie napawa pana goryczą?
- Nie mówiłbym o goryczy. Chociaż czasem jako człowiek pragnąłbym dać wyraz swemu oburzeniu, a nawet frustracji, to jednak - czy to w moim gabinecie, czy gdziekolwiek, gdzie występuję jako sekretarz generalny ONZ - muszę bezustannie kierować się tym wielkim zobowiązaniem, jakie wziąłem na siebie, przyjmując tę funkcję: zobowiązaniem do przeciwdziałania agresji i zachowania pokoju. To jest najważniejsze. Dlatego - choć bieg spraw tego świata nie zawsze bywa satysfakcjonujący - nie mogę sobie pozwalać na luksus kierowania się uczuciami.
- Ale nawet w tym gmachu nad East River sporo jest powodów do frustracji. Centrala ONZ została powołana po to, by mu służyć, lecz stała się symbolem rozbudowanej, mało efektywnej, ale dobrze opłacanej biurokracji.
- Dziękuję za to pytanie. To jest problem całego świata, nie tylko ONZ. Potrafię nawet powiedzieć po polsku "biurokracja nas zżera", podobnie jak w wielu innych językach. To jest zrozumiałe dla wszystkich i wszyscy się z tym borykają. ONZ zaczęła ograniczać swoją biurokrację dużo wcześniej, nim zostałem sekretarzem generalnym. Dziesięć lat temu nasz personel liczył 12 500 osób, dziś - tylko 8 800. Ale reforma nie jest jedynie sumą cięć. Redukując zatrudnienie i ograniczając wydatki, tworzymy nowe struktury, takie jak wydział rozbrojeniowy, którego przydatność wykazał ubiegły rok, kiedy w próbach nuklearnych zaczęły się licytować Indie i Pakistan. Stworzyliśmy Biuro Kontroli Narkotyków i Zapobiegania Przestępczości, którego użyteczność jest oczywista. Racjonalizacji i unowocześnieniu podlegać będą również inne dziedziny działalności ONZ, m.in. pomoc humanitarna, prawa człowieka, sprawy społeczne i ekonomiczne. 13 mln dolarów zaoszczędzonych już w wyniku cięć budżetowych i administracyjnych przekazano na rzecz wspierania rozwoju społecznego i ekonomicznego najbardziej potrzebujących krajów. Jest wiele różnych sposobów usprawniania pracy ONZ i ograniczania biurokracji, która zawsze wkradać się będzie do tak wielkiej struktury. Na przykład do ubiegłego roku nie było stałego forum, gdzie spotkaliby się, wymieniali informacje i ustalali wspólną strategię szefowie najważniejszych działów aparatu ONZ; teraz moi najważniejsi współpracownicy wraz z ich sztabami w każdą środę dyskutują podczas telekonferencji z udziałem centrali w Nowym Jorku, a także biur ONZ w Genewie, Wiedniu, Rzymie i Nairobi. Problem biurokracji jest bowiem nie tylko sprawą struktur, ale ludzi i komunikacji pomiędzy nimi. Staramy się pozyskać do pracy w aparacie ONZ ludzi z właściwymi kwalifikacjami i na właściwe stanowiska. To jest najważniejsze. Podobnie jak zdecydowana wola przeprowadzenia reform i usprawnienia pracy, jaką musi demonstrować kierownictwo naszej organizacji. W ciągu ostatniego półtora roku dokonano w ONZ więcej zmian niż kiedykolwiek przedtem. Ale żadne pozytywne zmiany nie będą skuteczne, jeśli państwa członkowskie nie wniosą do budżetu ONZ tych składek, do których dobrowolnie się zobowiązały. Największym naszym dłużnikiem są, niestety, Stany Zjednoczone. Byłem zadowolony, kiedy prezydent Clinton w przemówieniu wygłoszonym na niedawnej sesji ONZ ponowił przyrzeczenie pracy nad tym, aby Kongres USA zgodził się na uregulowanie zarówno amerykańskiego długu wobec ONZ, jak i bieżących składek.
- Reformy to nie tylko odbiurokratyzowanie aparatu ONZ. Od lat mówi się o reformie Rady Bezpieczeństwa, o zwiększeniu liczby jej członków, o wprowadzeniu głosowania większościowego bez możliwości wetowania uchwał przez mocarstwa.
- Trudno mi - jako sekretarzowi generalnemu - wygłaszać osobisty pogląd na sprawę reformy Rady Bezpieczeństwa. Ta sprawa znajduje się w gestii państw członkowskich i one muszą wypracować stanowisko. Zgadzam się, że potrzebna jest reforma Rady Bezpieczeństwa, która uczyni ją bardziej skuteczną, a jednocześnie bardziej reprezentatywną. To nastąpi wcześniej czy później, ale dziś jeszcze państwa członkowskie mają wielkie trudności z ustaleniem, które kraje powinny zajmować stałe miejsca w radzie, jaka powinna być reprezentacja poszczególnych regionów świata wśród członków niestałych. W niektórych regionach może być to bardzo trudne.
- Sekretarz generalny ONZ to najwyższa funkcja na świecie, jaką można w drodze wyborów objąć. Z woli państw członkowskich pan je reprezentuje i stoi ponad nimi. W praktyce jest pan prezydentem świata, choć możliwości decyzyjne i potęga tej prezydentury są dosyć ograniczone. Czy można być optymistą u progu roku 2000?
- Nie mogę zaakceptować określenia "prezydent świata", ponieważ implikuje ono istnienie czy też chęć wprowadzenia rządu światowego. Zdaję sobie sprawę, że ONZ jest czasami oskarżana o takie zamiary, ale mogę zapewnić, że to nieporozumienie. Naszą wolą jest ustanowienie norm i zasad postępowania między państwami, a nie ustanowienie rządu ponad nami. Dla takich globalnych norm i zasad musi istnieć globalna legitymizacja i wynikający z niej globalny szacunek. Organizacja Narodów Zjednoczonych - muszę to powtórzyć - jest najlepszym forum do wypracowywania porozumień i ustanawiania takich powszechnie akceptowanych norm. Jest wiele przykładów wykonanej już pracy, na przykład prawa człowieka, ochrona środowiska naturalnego, sprawy demografii i zaludnienia czy równouprawnienie kobiet. We wszystkich tych dziedzinach w ostatnim dziesięcioleciu doszło do serii reprezentatywnych konferencji międzynarodowych, które takie normy ustanowiły i świat je respektuje, a przynajmniej stara się respektować. Ostatnim przykładem jest zorganizowana pod auspicjami ONZ konferencja w Rzymie, otwierająca drogę do ustanowienia Międzynarodowego Sądu Kryminalnego, który będzie orzekał w sprawach o ludobójstwo, zbrodnie wojenne i zbrodnie przeciw ludzkości. Nasza działalność nigdy nie była tak różnorodna, kompleksowa i jednak skuteczna. Nigdy nie angażowała ona tak bardzo tak wielu państw członkowskich i nigdy nie wymagała od nich tak głębokiego zaangażowania, dobrej woli i dalekowzroczności. Dzisiaj bezpieczeństwo to nie tylko problem militarny. Dzisiaj rozumiemy, że to o wiele więcej niż tylko brak konfliktów zbrojnych, że to także rozwój ekonomiczny, rozbrojenie, sprawiedliwość społeczna, ochrona środowiska, demokracja i prawa człowieka. Te wszystkie cele są filarami globalnego pokoju, ale są ściśle z sobą splecione; brak postępu w jednej dziedzinie hamuje inną. Postęp całości jest zbyt wolny i czasem rozczarowuje, ale istnieje. I to jest sukcesem wszystkich krajów członkowskich ONZ, które rozumieją czekające świat wyzwania i starają się im sprostać. Stoimy u progu nowego stulecia i tysiąclecia. Wszystko, co wiemy o najbliższych 25 latach - o trendach demograficznych, o wzroście gospodarczym, o degradacji środowiska - wskazuje, że najgroźniejsze wyzwania, ale i najwspanialsze szanse wciąż są przed nami. Patrząc w tę przyszłość i zdając sobie sprawę z rosnącego zaangażowania i dobrej woli zjednoczonych narodów, jestem rozsądnym optymistą.
Więcej możesz przeczytać w 10/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.

Rozmawiał: