Polak, a jednak Latynos

Polak, a jednak Latynos

Dodano:   /  Zmieniono: 
Cud nad Wisłą! Budowniczy warszawskiego metra trafili w ziemi na wodę i zafundowali stolicy komunikacyjny kataklizm (bo wcześniej zamknęli już całe śródmieście). Rzecz jasna nie dało się tego przewidzieć. Bo kto normalny spodziewałby się wody w ziemi? Wiadomo, że w ziemi jest ziemia. Ale woda? Nie, no jasne, że wcześniej były robione badania. „Ale co? Co metr mieliśmy sprawdzać?”
Tutejsza pani prezydent, widząc, że miasto dostaje zapaści, wydała choremu komendę „baczność” i nakazała przestać dramatyzować, bo przecież jak jest zawał, to musi boleć, a kiedyś to metro trzeba zbudować. Jej zastępca doprecyzował, że w Warszawie jest przecież trzy tysiące kilometrów dróg, a ludzie się pieklą o zamknięte siedem, czyli – co z tego, że serce nie działa, skoro mamy przecież całkiem żywe jelito cienkie i paznokieć. Weź zrozum niewdzięczność mieszkańca: marudzi, że stoi w Śródmieściu,gdy może śmigać, ile chce, po Bródnie.

Stołeczny kazus warto nagłaśniać w skali kraju, bo ilustruje powszechny mechanizm. Mam na myśli zarządzanie rzeczywistością w stylu, który nazwałbym najeźdźczym. Rodak rzadko kiedy wymieni poglądy z myślącym inaczej, on go musi podbić. Gdy sprawi sobie auto – z automatu przypomina sobie, co słyszał o husarii. Gdy dostanie kasę z Unii – natychmiast rozkopuje wszystko, walczy na stu pięciu inwestycyjnych frontach, hurra, budowlane powstanie, insurekcja, narodowy zryw, wezwanie do poświęceń dla większej sprawy itd.

Ja wiem, że jak ktoś całe życie czegoś nie miał (wolności słowa, koni mechanicznych, pieniędzy), gdy wreszcie to dostanie, chce najeść się na zapas, w pięć dni odrobić wszystkie chude lata. Kłopot w tym, że krucjaty to kosztowna zabawa. Zamiast paru milionów na badania ekstra w tak ryzykownym zakątku i zachowanie szczególnej ostrożności przy kopaniu, trzeba będzie wydać ich pewnie z kilkadziesiąt na ogarnięcie zaistniałego bajzlu.

Ile milionów roztrwoni za chwilę Inspekcja Transportu Drogowego, aż strach myśleć. Puchnie ona teraz z dumy, zapowiadając, że obuduje drogi nowymi radarami, zmierzy prędkość na odcinkach, wypuści tajniackie radiowozy. Gdyby mogła, dokupiłaby jeszcze pewnie batyskaf, baterię haubic oraz prom kosmiczny. Cały ten wyścig zbrojeń, by nauczyć Polaków zgodnej z przepisami jazdy. Przy okazji wyciągane są budzące zgrozę statystyki wypadków i chwalebne przykłady ze Skandynawii, gdzie gdy ktoś jedzie szybciej niż 90 km/h, wszyscy od razu dzwonią na policję, żeby wiozła kaftan.

Inspektorzy przejęci bohaterskim bojem z czubkiem góry lodowej, źródło problemu znów pozostawią nietknięte. Bo czy ktoś zastanowił się w ogóle nad tym, dlaczego kilometr do sklepu to dla polskiego kierowcy bitwa o wszystko, w czasie której musi koniecznie udowodnić światu swoją dominację? Samotne szarże na drogach to przecież konsekwencja tego, że lata rozwoju automoblizmu przypadły u nas na czasy, gdy wmawiano nam, że naród to partia, a tzw. kombinowanie było podstawową formułą kreowania stosunków społecznych. To skutek dramatycznych deficytów wspólnotowego życia, na których wspomniana zdobywcza mentalność rośnie lepiej niż na drożdżach. Znajdując swoje przedłużenie w działalności Inspekcji, która wystąpi teraz w roli kolonizatorów, w kierowcach automatycznie budząc ducha walczących z najeźdźcami Indian.

Włączyć fotoradar żadna sztuka. Czy jednak ktoś tam ma pomysł na przekonanie Polaków, że jazda zgodnie z przepisami to powód do dumy? Czy ktoś uczy młodych ludzi, co znaczy postawa obywatelska na drodze? Wdrukowuje od małego, że jazda pięćdziesiątką przez obszar zabudowany to nie obciach, przeciwnie – burakiem jest ten, kto jedzie przezeń dziewięćdziesiąt?

Samorządy niepostępujące jak marszałek Żukow, który twierdził, że najlepszą metodą rozminowania pola jest atak piechoty. Państwo wychowujące pokolenia, a nie mechanicznie tresujące jednostki turboradiowozem z megapolewaczką. Marzenie, które spełni się dopiero, gdy nasz wewnętrzny konkwistador pójdzie spać. Ale on jest nie do zdarcia. Bo kłopot w tym, że choć Słowianie od zawsze chcieli być Skandynawami, duszę w istocie mają latynoską.

Więcej możesz przeczytać w 38/2012 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.