Rozpylacz pieniędzy

Rozpylacz pieniędzy

Dodano:   /  Zmieniono: 
Każdego roku na francuski rynek trafia 150 nowych zapachów. Przy tak dużej konkurencji szanse na sukces mają tylko te marki, za którymi stoją gigantyczne budżety reklamowe
Dlatego wydatki w wysokości 30-40 mln USD nikogo dziś w perfumeryjnej branży nie dziwią. - Kto nie wytrzyma tego tempa, znajdzie się w dolinie śmierci - prognozuje Peter Harf, jeden z najwybitniejszych specjalistów z branży kosmetycznej na świecie. Na same poszukiwania nowych zapachów na świecie wydaje się 400 mln USD rocznie. Międzyna- rodowa kampania "Poison" Diora kosztowała 40 mln USD, "Fahrenheita" - 30 mln USD, a reklama "Edenu" Cacharela - prawie 25 mln USD. Film reklamowy jednego tylko produktu Niny Ricci kosztował 15 mln franków.
- Wprowadzenie nowego zapachu na rynek można uznać za sukces dopiero wtedy, gdy w ciągu dwóch, trzech lat jego sprzedaż hurtowa na świecie sięgnie 70-80 mln USD - ocenia Terry Godacre z Drogoco, firmy specjalizującej się w komponowaniu zapachów. Niewiele marek zbliża się do takiego wyniku i nawet potentaci muszą się liczyć z przegraną. W USA Benckiser kilka lat temu odniósł sukces, wprowadzając do perfumerii "Jovan Musk", natomiast w Polsce przeżył rozczarowanie - ten zapach nie został zaakceptowany. Podobnie było z perfumami "Goya", które okazały się niewypałem i zniknęły z rynku.
Z kilkuset nowych zapachów, jakie co roku pojawiają się w sprzedaży, na sukces może liczyć nie więcej niż dziesięć - szacują analitycy branży. Wygrywa ten, który trafi w gusta odbiorców w poszczególnych krajach. Amerykanki upodobały sobie zapachy kwiatowe i najchętniej kupują perfumy, które pachną podobnie do "Eternity" - wynika z badań niemieckiej Federacji Przemysłu Perfumeryjnego. Niemki wolą zapachy bardziej orientalne, ale też z nutą kwiatową ("Vanderbilt", "Gabriela Sabatini"), Francuzki - orientalne "Opium" i "Casmir", Angielki preferują chyprowe "Moments", zaś Hiszpanki - cytrusową "Chanson d?Eau".
Przed dwoma laty świat wydał na zapachy przeszło 15 mld USD. Według prognoz Euromonitora, do końca 2000 r. roczna sprzedaż pachnideł wzrośnie do 21,6 mld USD. Głównie dzięki mieszkańcom Azji, którzy coraz śmielej naśladują zachodni styl życia. Producenci mogą też liczyć na zwiększone zainteresowanie odbiorców w krajach arabskich i Afryce Południowej. Nie powinni natomiast liczyć na gigantyczny wzrost w Europie Zachodniej. Wyjątkowo silna konkurencja sprawia, że dostarczane na ten rynek kosmetyki są coraz wydajniejsze i coraz lepszej jakości - oceniają eksperci Euromonitora. Skutek? Konsumenci dłużej używają jednego zapachu i rzadziej kupują nowości. Początek szaleństwa w przemyśle perfumeryjnym to połowa lat 80., gdy rynek przeżywał nie spotykaną wcześniej ekspansję kosmetyków i środków higieny osobistej. - Pod wpływem specjalistów od marketingu przemysł perfumeryjny zaczął się rozpadać na segmenty. Zmienił się styl życia głównych odbiorców perfum - kobiet, z których większość pracuje zawodowo - opowiada Terry Godacre. Nie chcą używać tego samego zapachu w domu i biurze, chcą mieć pod ręką cztery, pięć rodzajów pachnideł.
Światowy rynek perfum podzielił się definitywnie między dwóch czołowych graczy - Amerykanów i Francuzów. Zdaniem specjalistów, Francję tradycyjnie kojarzy się z ojczyzną najbardziej wyrafinowanych, pomysłowych i odważnych zapachów. Amerykanie mają natomiast opinię ostrożnych i niechętnie eksperymentujących. W dwudziestce największych światowych marek "Le Figaro" wymienia osiem francuskich (m.in. Lancôme, Dior, Guerlain, Chanel, Givenchy) i siedem amerykańskich (m.in. Calvin Klein). "Jestem w tym biznesie od dawna. Przez wiele lat rządziła zasada, że po siedmiu latach tłustych przychodzi siedem chudych. Dziś wystarczy siedem minut, by rozwinąć biznes i siedem sekund, by wszystko stracić" - mówił Leonard Lauder, prezes koncernu Esteé Lauder, gdy odbierał w Nowym Jorku Fifi - perfumeryjnego Oscara.
"Od 1994 r. rynek perfumeryjny jest postawiony na głowie - oceniają eksperci Euromonitora. - Kreatorzy zapachów nie komponują perfum według własnego upodobania. Dziś liczy się strategia marketingowa. Najpierw precyzyjnie ustala się, do jakiej grupy klientek skierować zapach, potem określa się ich upodobania. Na końcu pozostaje zaprojektowanie opakowania i opracowanie receptury zapachowej". Specjaliści od reklamy i promocji wiedzą, że nowy zapach "sprzedają" flakon, nazwa i marka, a sygnatura twórcy automatycznie określa charakter i jakość produktu. Dlatego projektantom mody, którzy zajmują się też kreacją zapachów, tak bardzo zależy na powiązaniu ich nazwisk z nowym zapachem. Chcą w ten sposób wywołać w świadomości klienta skojarzenie zapachu z wizerunkiem znanego domu mody. Yves Saint Laurent sygnował swe pierwsze perfumy inicjałem Y. Autografy lub inicjały widnieją na flakonach Gucciego, Calvina Kleina, Paco Rabanne?a, Azzaro, Palomy Picasso, Hugo Bossa. Na opakowaniach perfum i w reklamie pojawiają się coraz częściej nazwiska gwiazd filmu, sportu, muzyki. Czy marka znana w świecie haute couture automatycznie gwarantuje sukces perfum? "Mamy raczej do czynienia z odwrotną tendencją" - zauważają autorzy "Kosmetik Rapport". Oto bowiem producenci ekskluzywnej odzieży lansują perfumy, by uczynić swą markę bardziej "demokratyczną". Perfumy trafiają do szerszego grona odbiorców, a stworzony przez nie wizerunek "napędza" zainteresowanie ubiorami. Promowaniem wizerunku nowych zapachów coraz częściej zajmują się sztaby zatrudniające znanych twórców. Dla Cacharela fotografowała Sarah Moon, dla Niny Ricci pracował David Hamilton, dla Chanel - Richard Avedon i Helmut Newton. Filmy reklamowe reżyserowały takie sławy, jak David Lynch ("Opium" Yves Saint Laurenta), Martin Scorsese (Armani), Jean-Jacques Beinex ("Clandestine" Laroche?a). Wśród artystów, którzy projektowali flakony i uczynili z nich dzieła sztuki, znaleźli się Salvador Dali, Alain de Mourgues ("Accenti" Gucciego), Serge Manson ("Sherrer 2", "L?Arte di Gucci"), Pierre Dinand ("Obsession").
Obok agresywnie promowanych w świecie nowości nieodmiennym powodzeniem cieszy się klasyka. "Chanel No 5" utrzymuje się w ścisłej czołówce od 1921 r., gdy Coco Chanel wybrała spośród stojących przed nią flakonów właśnie ten z numerem 5. Ich twórcą był Ernest Beaux, emigrant z Rosji. Pomysł na prostokątny flakon (umieszczony zresztą jako eksponat w Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Nowym Jorku) pochodzi od samej Coco Chanel. Kilka lat później Chanel wylansowała znane do dziś "Soir de Paris" - dużo tańsze, by mogły "trafić pod strzechy". Do historii zapachów przeszły też "Miss Dior" oraz "L?Interdit" (jedne z pierwszych perfum zawierających świeżą, zieloną nutę przechodzącą w ciepłą woń paczuli, które Huber de Givenchy stworzył specjalnie dla Audrey Hepburn), "L?Air du Temps" Niny Ricci, wykreowane prawie 70 lat temu "Joy" Jeana Patou, o połowę młodsze "Fidji" Guy Laroche?a, "Opium" Yves Saint Laurenta, "Poison" Diora czy zapachy Guerlaina.

Więcej możesz przeczytać w 8/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.