Sami Mistrzowie świata

Sami Mistrzowie świata

Dodano:   /  Zmieniono: 
Ależ to było polskie! Wielkie, podniosłe wydarzenie, misterium niemal. Analizy, składy,   technika, bilans, historia, Wembley… Kto ich zatrzyma? Czy nie nazbyt defensywny ten   prognozowany skład? Pooooolska!!! Biało-czerwoniii! Koniecznie z akcentem na ostatnią   sylabę. Wygramy, wygramy, wygramy!!! No i nadszedł dzień próby. Święto futbolu i   historyczny moment, kiedy im wreszcie dokopiemy. Niestety, nadszedł też deszcz. A po nim   Zdzisiek z Grześkiem. A być może Robert z Joaśką. A może jeszcze kto inny, choć dziś nie   ma to już żadnego znaczenia. Grunt, że nadszedł i zarządził. Nie to, co powinien, ale   przecież trudno wymagać kompetencji akurat tu, skoro nie ma ich nigdzie dookoła. Zarządził   albo nie zarządził – w każdym razie z właściwym nam perfekcjonizmem wszystko generalnie   szlag trafił. I święto, i emocje, i nastrój, i doping. Nagle się okazało, że jesteśmy   mistrzami świata w dokumentnej demolce wszystkiego i wszystkich. Jak żaden inny naród   potrafimy sami sobie zbudować nastrój wielkiego święta, a potem go zepsuć. Tak do spodu.  

Nie jest specjalnym intelektualnym wyzwaniem wyzłośliwianie się nad dachem, co go   rozkładają, jak słonce świeci, i murawą, co zamiast jak sito jest jak gąbka. Po pierwszej   fali komentarzy do akcji trzeba już było zaangażować wyłącznie satyryków, bo jakimkolwiek   próbom logiki cały ten deszczowy skandal narodowy już się skutecznie wymykał. Ale warto na   chwilę się zatrzymać nad tym, co mówili po wybuchu afery główni jej bohaterowie. To, że   żaden z nich nie znalazł w sobie cienia winy, jest tak typowe, że nawet od biedy można to   jeszcze zrozumieć. To, że przepraszali w formie tak karykaturalnej, że lepiej byłoby,   gdyby ust w ogóle nie otwierali – też. Ale to, że nic – ale to kompletnie, absolutnie i   jak mówi młodzież „centralnie” nic nie rozumieli z funkcji, jaką w normalnym kraju pełnić   powinni – to już jest dramat.  

Lato przerzucał odpowiedzialność na szefa NCS. Ów szef – Robert Wojtaś – cały środowy   ranek pracowicie spędził we wszystkich możliwych stacjach telewizyjnych, by wytłumaczyć,   że za tę grandę odpowiadają wszyscy, tylko nie on. Dzięki intelektualnym łamańcom pana   Wojtasia i spektakularnej polszczyźnie prezesa Laty oraz wielu, wielu innym bezimiennym i   imiennym bohaterom dowiedzieliśmy się wiele o kabrioletach, rozkładaniu parasola,   urządzaniu wesela i wreszcie ubieraniu się na mrozie. Nie dowiedzieliśmy się tylko,   dlaczego nikt nie ma w sobie grama przyzwoitości i nie potrafi powiedzieć: „Spaprałem   sprawę”. Jeszcze chwila i można by uwierzyć, że jedynym winnym tego, co przeżyli kibice,   jest deszcz. Ani przez moment u nikogo z ludzi wskazujących jak piegowaty Jaś palcem na   kolegę: „To nie ja, to on, pse pani”, nie można było dostrzec poczucia odpowiedzialności.   Wszyscy rzucili się do heroicznego ratowania własnych czterech liter. Nikt nie wpadł na   to, że może we wtorek po południu powinno zadziałać coś, co się nazywa wspólną   odpowiedzialnością za imprezę. I za ludzi, którzy przyjdą na stadion ją oglądać. Za ich   bezpieczeństwo, komfort, satysfakcję.  

Kiedy będziesz – Drogi Kibicu – czytał ten tekst, być może Wysoka Komisja Pana Premiera   zakończy już swoją doniosłą misję. Być może znajdą się winni, może nawet na wysokim   szczeblu. Kłopot w tym, że ci następni muszą zrozumieć, kto tu jest dla kogo. Że to   wtorkowe barachło to odwrócenie normalnego porządku. Panowie i panie! Zamiast udowadniać   jeden drugiemu, kto tu ważniejszy, czyj to obiekt i kto ma na nim więcej do powiedzenia –   następnym razem trzeba siąść i się razem zastanowić, czy wszystko gra. Oprócz kasy, rzecz   jasna, bo ta u was gra zawsze. Kłopot w tym, że trudno się oprzeć wrażeniu, że takie   poczucie, w którym to nie wy jesteście najważniejsi, tylko ci co na trybunach, jest wam   programowo obce. Tak się zniżyć nie potraficie. I choć już kiedyś wyznałem, że futbol to   gra doskonale mi obojętna – nie wychodzę ze zdumienia, jak to możliwe, że was we wtorek z   tego stadionu na taczkach nie wywieźli. Futbol to jednak bardzo dziwna gra…
Więcej możesz przeczytać w 43/2012 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.