Kup pan pejzaż

Dodano:   /  Zmieniono: 
Wieża Eiffla stanowi własność publiczną. Wszyscy mogą ją fotografować do woli, lecz jedynie za dnia. Kiedy tylko zapada zmrok, trzeba sięgać do portfela - ochronę prawną zapewnił sobie projektant jej oświetlenia
Do jakiego stopnia przestrzeń publiczna powinna być prywatna? Jest to jedno z pytań nasuwających się w związku z gwałtownym wzrostem liczby skarg składanych w sądach francuskich przeciwko fotografom, agencjom fotograficznym i wydawcom, którzy publikują zdjęcia ulic, placów, budynków, pomników czy portów.

Do procesów dochodzi na razie stosunkowo rzadko, ale - według wyliczeń jednego z adwokatów cytowanych przez dziennik "Le Monde" - 20 lat temu poważni wydawcy widokówek mogli się spodziewać w ciągu roku średnio dziesięciu żądań opłat z tytułu prawa własności lub praw autorskich za umieszczenie na fotografiach obiektów, objętych takimi prawami. Teraz przeciętna wynosi jedno żądanie dziennie. 36 razy więcej. Do tak oszałamiającego wzrostu liczby roszczeń i skarg przyczyniają się głównie architekci. W ich wypadku jest to o tyle zrozumiałe, że środowisku temu doskwiera w ostatnich latach znaczny spadek zamówień i zarobków. Kto zatem tylko może, ten stara się zrekompensować straty dzięki źródłom, do których wcześniej nie przywiązywał specjalnej wagi, a które czasami tryskają niespodziewanie mlekiem z miodem. Architekci powołują się w takich wypadkach na prawa autorskie i prawo do własności wizerunku swoich dzieł. Sprawa jest oczywista, kiedy na pocztówce czy w książce widnieje pięknie wykadrowany pałac, kościół lub szpital, zaprojektowany przez danego autora. Takie wykadrowanie jest w zasadzie warunkiem umożliwiającym roszczenia, ale w praktyce sądy we Francji stosują zwykle interpretacje rozszerzające, korzystne dla architektów. Poza tym ochroną prawną objęto już także wizerunki planów urbanistycznych, więc tylko patrzeć, a nie będzie można bez słonych opłat publikować zdjęć żadnych fragmentów miast - zwłaszcza robionych z lotu ptaka - pod pretekstem, że odzwierciedlają one część planu urbanistycznego. Wnioski o odszkodowania nadchodzą również wówczas, gdy dzieła stanowią tylko jeden z elementów pokazanego na zdjęciu pejzażu miejskiego. Trybunał w Lyonie sposobi się właśnie do rozpatrzenia skargi w sprawie widokówki przedstawiającej tamtejszy plac Terreaux. Obiektem centralnym jest na niej okazały ratusz, ale skargę złożyli autorzy opracowania architektoniczno-plastycznego samego placu oraz jego oświetlenia, ponieważ został sfotografowany wieczorem. Całe szczęście, że był akurat pusty, bo wypłaty należności mogliby zażądać także wszyscy przechodnie, których twarze zostałyby uwiecznione razem z placem. Specjaliści wcale by się natomiast nie zdziwili, gdyby posypały się jeszcze skargi właścicieli mieszkań, których okna są widoczne na fotografii. Z prawa własności wizerunku korzystają bowiem nie tylko twórcy obiektów, ale także ich posiadacze. Paradoksalna jest na przykład sytuacja wieży Eiffla. Stanowi ona własność publiczną, więc wszyscy mogą ją fotografować do woli i sprzedawać jej zdjęcia jak i kiedy chcą. Lecz jedynie za dnia. Kiedy tylko zapada zmrok, trzeba sięgać do portfela. Wieża wprawdzie nie staje się na noc własnością prywatną i państwo nie próbuje ciągnąć profitów z jej nocnego życia, ale ochronę prawną zapewnił sobie projektant jej oświetlenia. A to jeszcze nic. Zdarzało się, że producentom widokówek procesy wytaczali właściciele widniejących na nich przypadkowo motocykli oraz zacumowanych akurat w porcie motorówek i jachtów. To już jest jawna pogoń za byle pretekstem, żeby wyciągnąć komuś z kieszeni pieniądze. Wspomniany adwokat powiada, że jak tak dalej pójdzie, to niedługo nie będzie można fotografować niczego oprócz morza. W świetle przytaczanych danych, dodałbym od siebie, że i to nie jest wcale takie pewne. Niech tylko da się wypatrzyć na horyzoncie jakiś kuter lub statek, a jego projektant lub armator z pewnością nie omieszka zwrócić się do nas o tantiemy i będziemy mogli mówić o wielkim szczęściu, jeśli nie przyłączy się do nich matka chrzestna i załoga stoczni. Powiedzmy, że w wypadku widokówek i innych publikacji o jednoznacznie handlowym celu sprawa trąci czasami śmiesznością, ale nie jest jeszcze specjalnie bulwersująca. Wygląda ona gorzej i groźniej, kiedy takie same zasady zaczyna się wprowadzać w odniesieniu do prasy informacyjnej, opracowań artystycznych i historycznych oraz książek szkolnych. Przy skrupulatnym stosowaniu tych zasad, takie wydawnictwa musiałyby albo zawiesić działalność z braku środków, albo powstrzymać się od zamieszczania zdjęć, i to nie tylko perełek architektury. Prasa nie mogłaby drukować fotografii z manifestacji na ulicach miast. O tym, żeby nasze dzieci zobaczyły fotkę prawdziwej, konkretnej krowy lub konia, nie mogłoby w ogóle być mowy. Posiadacz krowy mógłby puścić wydawcę z torbami. W podręcznikach geografii nie mogłyby się ukazywać nie tylko fotografie centrum Katowic czy Zduńskiej Woli - co ewentualnie można by jakoś odżałować - ale także łanów zbóż, pól maków, lasów i łąk. Zawsze może się okazać, że tereny te mają właściciela, który zastrzega sobie prawa do ich wizerunku. Ale czy można sprywatyzować krajobraz?
Więcej możesz przeczytać w 15/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.

Spis treści tygodnika Wprost nr 15/1999 (854)

  • Playback11 kwi 1999Wicemarszałek Sejmu Marek Borowski (SLD) i rzecznik SLD Andrzej Urbańczyk13