Krwiobieg GLOBU

Dodano:   /  Zmieniono: 
Nafciarze, a wraz z nimi i politycy, odetchnęli wreszcie z ulgą
Cena ropy w końcu odbiła się od dna i powoli rośnie. Wreszcie, ponieważ w ostatnich dwóch latach spadła o połowę: do 10 dolarów za baryłkę. Po raz ostatni płacono za nią tyle tuż przed naftowym szokiem w 1973 r., po którym ceny oszalały, gwałtownie skacząc w górę. Dlaczego ropa powoduje palpitacje serca u wielkich tego świata?
"Ropa (zamiast: forsa) wprawia w ruch ten świat" - śpiewaliby z pewnością bohaterowie filmu "Kabaret", gdyby jego akcja toczyła się po II wojnie światowej. Nafta nie jest po prostu jednym z wielu surowców, którymi codziennie obraca się na światowych rynkach. To - bez wielkiej przesady - krwiobieg globalnej gospodarki. Wywiera ogromny wpływ na prawie każdą z dziedzin życia. Dla polityków ma zaś znaczenie strategiczne. "Wiekiem nafty" nazwał obecne stulecie Daniel Yergin, autor głośnej - wydanej także po polsku - książki "The Prize" ("Nafta, władza i pieniądze").
Dlaczego Hitler zaatakował ZSRR? Odpowiedzi udzielił po zakończeniu wojny jego minister Albert Speer: "Chęć posiadania źródeł ropy była bezsprzecznie głównym motywem decyzji o inwazji". Dyktatorzy i demokraci nie różnią się w jednej kwestii: tak samo dobrze znają cenę brunatnej mazi. Gdy Francuzi po zakończeniu II wojny światowej chcieli odzyskać za wszelką cenę mocarstwową pozycję, rozpoczęli intensywne poszukiwania "czarnego złota" w Afryce Północnej - złóż położonych poza zasięgiem kontroli USA i Wielkiej Brytanii, zwłaszcza po tym, gdy poczuli się "zdradzeni" przez Waszyngton w czasie kryzysu sueskiego w 1956 r. "Gra idzie o ropę i o naszą pozycję strategiczną" - stwierdził prezydent USA Richard Nixon, gdy Egipt i Syria zaatakowały w 1973 r. Izrael w dniu żydowskiego święta Yom Kippur. Rynki ogarnęła panika, ceny wzrosły prawie dwukrotnie, przed stacjami benzynowymi w Ameryce ustawiły się długie kolejki. W Wielkiej Brytanii nie było czym ogrzewać mieszkań, a zakłady przemysłowe pracowały trzy razy w tygodniu. Nad światem zawisła nie tylko groźba recesji gospodarczej - amerykańskie jednostki wojskowe zostały postawione w stan pogotowia nuklearnego w związku z niebezpieczeństwem interwencji radzieckiej.
Co wspólnego ma katastrofa humanitarna w Kosowie z ropą? Teoretycznie nic. Ale czy Stany Zjednoczone dokonywałyby dziś nalotów na siły serbskie, gdyby nie wcześniejszy precedens w postaci operacji "Pustynna burza", która przynajmniej częściowo wyleczyła amerykańską opinię publiczną z kompleksu wietnamskiej klęski? Czy jednak w 1991 r. Waszyngton wysłałby pół miliona swoich żołnierzy do obrony napadniętego przez Irak Kuwejtu, gdyby nie chodziło o ropę, czyli o żywotne interesy światowego super- mocarstwa, położonego przecież tysiące kilometrów od mikroskopijnego państewka znad Zatoki Perskiej?
Producenci ropy - zarówno z krajów OPEC, jak i spoza tej grupy (np. Meksyk, Norwegia, Oman) - zdecydowali w marcu o ograniczeniu już od kwietnia eksportu o 16 proc. rocznie, czyli o ponad 4 mln baryłek dziennie. Wszystko po to, by zlikwidować nadmierne zapasy i doprowadzić do ponownego wzrostu cen ropy. Załamanie na naftowym rynku kosztowało już państwa OPEC utratę 50 mld USD zysków. Według analityków, porozumienie spowoduje podniesienie ceny, nawet jeśli niektórzy eksporterzy nie będą go ściśle przestrzegać. Prognozy przewidują wzrost do 15 USD, a nawet - zdaniem OPEC - 18 USD za baryłkę jeszcze w tym roku. Ceny wzrosły już o 30 proc.
Konsumenci nie są zadowoleni, zyskiwali przecież dzięki tańszej ropie. Tania energia miała największe znaczenie dla rozwoju krajów biednych. Lecz każdy kij ma dwa końce. Wśród producentów ropy są przecież kraje ubogie, których dochody pochodzą głównie z eksportu ropy. Do najbardziej uzależnionych od tego surowca należą Nigeria, Algieria, Iran, Wenezuela, Rosja. Zahamowany został wzrost gospodarczy, rezerwy dewizowe stopniały, budżety świecą pustką, a bieda stała się jeszcze dotkliwsza. O wiele mniej uzależniony od ropy Meksyk musiał się zapożyczyć i trzykrotnie zrewidować ubiegłoroczny budżet. Pogorszyła się sytuacja nawet Arabii Saudyjskiej. Perspektywa ewentualnego upadku niepopularnej saudyjskiej dynastii królewskiej straszy świat widmem kolejnego kryzysu naftowego. Najgłośniej narzekano jednak w krajach rejonu Morza Kaspijskiego. Zachodnie kompanie zaczęły stamtąd rejterować, zanim jeszcze na dobre zapuściły korzenie. Rejterowały tym śpieszniej, że wyszło na jaw, iż szacunki dotyczące wielkości kaspijskich złóż mogą być zawyżone, a na budowę rurociągów trzeba będzie długo poczekać - ze względu na brak stabilności politycznej w regionie.


Dyktatorzy i demokraci nie różnią się w jednej kwestii: tak samo dobrze znają cenę ropy naftowej

Paradoksalnie, zbyt tania ropa nie jest też wcale pożądana przez kraje rozwinięte. Wysokie ceny dyktowane w latach 70. i 80. przez zachłystujące się odzyskaną suwerennością kraje OPEC doprowadziły do rozwoju pól naftowych i gazowych w innych rejonach świata, na przykład na Alasce czy Morzu Północnym, gdzie z powodów czysto ekonomicznych (geologiczna dostępność złóż, jakość surowca) wydobycie tych surowców było wcześniej nieopłacalne. Kraje rozwinięte przestraszyły się jednak skutków kolejnych "szoków naftowych", serwowanych im głównie przez państwa arabskie. Postanowiły znaleźć inne źródła ropy, położone z daleka od niestabilnego Bliskiego Wschodu i pozwalające uniknąć recesji gospodarczej w wyniku kryzysu energetycznego, nawet w wypadku poważnych napięć i konfliktów w rejonie Zatoki Perskiej. Z tej przyczyny dotowano również wydobycie węgla i rozwój energetyki atomowej. Geopolityka dyktowała warunki gospodarce.
Ostatnio ekonomia przypomniała jednak boleśnie o swoich prawach. Pojawiły się kasandryczne prognozy przewidujące dalszy spadek cen ropy nawet do 5 USD za baryłkę. Zachodnie koncerny naftowe po kolei ogłaszały plany ograniczenia kosztów poprzez redukcje personelu (od wydobycia ropy na Morzu Północnym zależy na przykład los 400 tys. miejsc pracy) oraz konsolidacje. BP połączyło się z Amoco, a Exxon z Mobilem. Najmożniejsi tego świata znów z większą obawą spojrzeli na Bliski Wschód, gdzie w niektórych państwach władzę sprawują agresywne reżimy, na dodatek skonfliktowane z sąsiadami. Pompowanie do tego rejonu twardej waluty w zamian za ropę oznacza także więcej pieniędzy na wspieranie międzynarodowego terroryzmu i zbrojeń, w tym produkcji broni masowej zagłady.
Tymczasem nawet obecny układ sił na rynku naftowym powoduje negatywne skutki polityczne. Tuż za naszą miedzą Ukraina, z powodu surowcowego uzależnienia od Rosji, jest zmuszona podtrzymywać ścisłe z nią związki z wszystkimi tego konsekwencjami. Chiny dbają o dobre stosunki z Iranem i Irakiem oraz rozbudowują flotę wojenną do zabezpieczenia dostaw z Morza Południowochińskiego. Japonia też dobrze pamięta, że brak surowców jest jej piętą achillesową.
Gdy Francis Fukuyama ogłosił po upadku komunizmu "koniec historii" i triumf zachodniej cywilizacji opartej na demokracji i gospodarce rynkowej, wydawało się, że wojny odchodzą do lamusa, a jedyną formą międzynarodowej rywalizacji może być już tylko gospodarcza walka o rynki. Gorącym prysznicem okazała się agresja Iraku na Kuwejt w 1990 r. W ten sposób ropa przypomniała o swoim istnie- niu - pierwszy konflikt po zakończeniu zimnej wojny był konfliktem naftowym. Istniały podejrzenia, że Irak może zaatakować także Arabię Saudyjską. Tak czy inaczej, cel był jasny: Irak próbował za jednym zamachem pozbyć się kłopotów finansowych, w jakie popadł podczas wojny z Iranem oraz stać się regionalnym hegemonem gospodarczym i militarnym w niezwykle newralgicznej dla przyszłości całego świata jego części. Po zagarnięciu Kuwejtu pod kontrolą Iraku znalazła się jedna piąta światowych zasobów ropy. Gdy Saddam Husajn zagroził, że zniszczy saudyjskie instalacje naftowe, cena ropy skoczyła gwałtownie do 40 USD za baryłkę.
Wbrew obawom, tym razem chaos na rynku naftowym jednak nie nastąpił - inaczej niż podczas pięciu wcześniejszych kryzysów po II wojnie światowej. Kolejek przed stacjami benzynowymi nie było. Inne kraje zwiększyły wydobycie, a Stany Zjednoczone sięgnęły po zapasy z ogromnej rezerwy strategicznej, utworzonej w latach 70. Husajn, który przeliczył się ze swoimi siłami, zdołał jednak utrzymać władzę, mimo militarnej klęski. Obecnie znów oskarża Stany Zjednoczone, Arabię Saudyjską i Kuwejt o spi- sek - manipulowanie cenami ropy i negowanie polityki cenowej OPEC na rzecz osłabienia świata arabskiego. Pod koniec wieku ropa pozostaje instrumentem światowego przetargu.
Więcej możesz przeczytać w 15/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.

Spis treści tygodnika Wprost nr 15/1999 (854)

  • Playback11 kwi 1999Wicemarszałek Sejmu Marek Borowski (SLD) i rzecznik SLD Andrzej Urbańczyk13